Odp: Konkurs "Torba mojej Mamy"
Ma na imię Dawidek, mam Brata Miłoszka (niektórzy nazywają go Bliźniakiem), mam Mamę i Tatę. Mama codziennie zabiera nas na spacery. Ale zanim wyjdziemy, to dopiero się w domu wyprawia!!! Wszystko zaczyna się od napełnienia naszych brzuchów: zależnie od pory dnia obiadkiem, albo deserkiem. Potem obowiązkowy nocnik- dla nas sprawa bez sensu. Siedzimy i marnujemy czas, zamiast się pobawić. W między czasie mama przynosi torbę i zaczyna do niej wrzucać różne rzeczy. Z tego co pamiętam, takie wrzucanie przedmiotów nazywa się „sprzątaniem”. Najpierw 4 pamersy. W sumie prawie nigdy nie są potrzebne, więc po co je zabierać??? W nawiązaniu do nich: krem na odparzenia (fajny do gryzienia) i podkład (taki żółty, na którym jest żyrafa i lew). I chusteczki nawilżające- do pupy, albo buźki, albo rączek- bo co tu dużo ukrywać, niezłe z nas brudaski! W międzyczasie raz po raz wstajemy z nocników, przy czym mama od razu mówi „Proszę usiądź i rób siusiu”. No ale przecież musimy co jakiś wstać, żeby zobaczyć, czy to siusiu już jest w nocniku. Jasnowidzami przecież nie jesteśmy. Ale nie wiedzieć czemu mama się denerwuje, gdy tam zaglądamy, albo wkładamy rączki. Mama nadal pakuje… tym razem 2 pieluszki tetrowe- strzał w dziesiątkę! Osobiście to dla mnie najpożyteczniejszy pakunek. Można ją poprzytulać, pogryźć (szczególnie gdy wychodzą te bolące piątki), albo mama wyciera nią ślinkę z buźki- co nie jest za przyjemne. Za pieluszką tetrową wędruje tęczowe termoopakowanie, a w nim 2 butelki mleka. Gdybyście widzieli, jak Miłoszek łapczywie je pochłania- jakby nigdy w życiu mleka nie pił. Dla mnie jest dobre do posmakowania, ale prawdę mówiąc, to na spacerze mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż picie mleka. Za butelkami wędrują kubeczki z herbatką, co sprawdza się w upalne dni. Chrupki- pychotki!!! Można je jeść i jeść, a jakie fajne puszki okruszki przy tym spadają!!! Kilka kawałków jabłek i bananów- to bliźniaki lubią najbardziej! Jakieś książeczki do oglądania, albo obgryzania (choć tego mama zabrania) i kilka gryzaków. I obowiązkowo 4 smoczki (bo nieraz któryś upada)- mama je pakuje tak, by Miłoszek ich nie widział, bo od razu zaczyna się krzyk, że On je chce tu i teraz- i najlepiej wszystkie 4 naraz! Torba prawie spakowana, mama mnie ubiera… w tym czasie Miłoszek zagląda do torby, ja się wyrywam, bo też bym chciał, mama Go upomina, żeby nie dotykał, ale On i tak wyciąga co tylko mu się spodoba- Szczęściarz Mały! Kiedy ja już siedzę w wózku, mama ubiera Miłoszka, a ja wołam i wołam, bo chcę torbę… a tu nic z tego. Już niedługo wyjdziemy, ale jeszcze nieco zamieszania. Mama biega po mieszkaniu i pyta raz mnie, raz brata, raz sama do siebie mówi: „Gdzie mój portfel, kalendarz?”, „Gdzie te chusteczki higieniczne?”, „A… i jeszcze woda i gazeta”… co do gazety, to zupełnie nie rozumiemy, po co ją mama bierze, skoro jeszcze nigdy na żadnym spacerze jej nie czytała??? Już mamy wychodzić… wszyscy zadowoleni, ale mamie niestety się przypomniało- na moje nieszczęście- że jeszcze trzeba przykleić plaster na moje lewe oczko. Okulista kazał zakładać raz dziennie i nie wiem dlaczego, akurat na spacerze muszę patrzeć tylko jednym oczkiem. Już wychodzimy. Ja, Miłoszek, Mama i wielka (potrójnie zaopatrzona) torba. Oczywiście jeszcze minimum dwa powroty do domu… bo telefon nie zabrany i aparat zostawiony. I buźki nie wykremowane. Gdy już jesteśmy poza domem, to spacerujemy minimum godzinę. Taki krótki spacer, a tyle zamieszania! Szczególnie z torby pakowaniem.
To taka podstawa, ale w zależności od innych okoliczności mama dorzuca do torby inne rzeczy. Gdy wychodzimy:
- do lekarza- książeczki zdrowia i legitymację ubezpieczeniową
- do sklepu- ekologiczną torbę
- w gości- papcie na zmianę i ubranka w razie „wpadki”
- na basen- ręcznik i pieluszki nieprzemakalne
- do parku- kocyk i kilka zabawek
Rzeczy całkiem sporo, a wszystko razy Dwa. Biedna mama- Ona to dopiero się nadźwiga!
Ma na imię Dawidek, mam Brata Miłoszka (niektórzy nazywają go Bliźniakiem), mam Mamę i Tatę. Mama codziennie zabiera nas na spacery. Ale zanim wyjdziemy, to dopiero się w domu wyprawia!!! Wszystko zaczyna się od napełnienia naszych brzuchów: zależnie od pory dnia obiadkiem, albo deserkiem. Potem obowiązkowy nocnik- dla nas sprawa bez sensu. Siedzimy i marnujemy czas, zamiast się pobawić. W między czasie mama przynosi torbę i zaczyna do niej wrzucać różne rzeczy. Z tego co pamiętam, takie wrzucanie przedmiotów nazywa się „sprzątaniem”. Najpierw 4 pamersy. W sumie prawie nigdy nie są potrzebne, więc po co je zabierać??? W nawiązaniu do nich: krem na odparzenia (fajny do gryzienia) i podkład (taki żółty, na którym jest żyrafa i lew). I chusteczki nawilżające- do pupy, albo buźki, albo rączek- bo co tu dużo ukrywać, niezłe z nas brudaski! W międzyczasie raz po raz wstajemy z nocników, przy czym mama od razu mówi „Proszę usiądź i rób siusiu”. No ale przecież musimy co jakiś wstać, żeby zobaczyć, czy to siusiu już jest w nocniku. Jasnowidzami przecież nie jesteśmy. Ale nie wiedzieć czemu mama się denerwuje, gdy tam zaglądamy, albo wkładamy rączki. Mama nadal pakuje… tym razem 2 pieluszki tetrowe- strzał w dziesiątkę! Osobiście to dla mnie najpożyteczniejszy pakunek. Można ją poprzytulać, pogryźć (szczególnie gdy wychodzą te bolące piątki), albo mama wyciera nią ślinkę z buźki- co nie jest za przyjemne. Za pieluszką tetrową wędruje tęczowe termoopakowanie, a w nim 2 butelki mleka. Gdybyście widzieli, jak Miłoszek łapczywie je pochłania- jakby nigdy w życiu mleka nie pił. Dla mnie jest dobre do posmakowania, ale prawdę mówiąc, to na spacerze mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż picie mleka. Za butelkami wędrują kubeczki z herbatką, co sprawdza się w upalne dni. Chrupki- pychotki!!! Można je jeść i jeść, a jakie fajne puszki okruszki przy tym spadają!!! Kilka kawałków jabłek i bananów- to bliźniaki lubią najbardziej! Jakieś książeczki do oglądania, albo obgryzania (choć tego mama zabrania) i kilka gryzaków. I obowiązkowo 4 smoczki (bo nieraz któryś upada)- mama je pakuje tak, by Miłoszek ich nie widział, bo od razu zaczyna się krzyk, że On je chce tu i teraz- i najlepiej wszystkie 4 naraz! Torba prawie spakowana, mama mnie ubiera… w tym czasie Miłoszek zagląda do torby, ja się wyrywam, bo też bym chciał, mama Go upomina, żeby nie dotykał, ale On i tak wyciąga co tylko mu się spodoba- Szczęściarz Mały! Kiedy ja już siedzę w wózku, mama ubiera Miłoszka, a ja wołam i wołam, bo chcę torbę… a tu nic z tego. Już niedługo wyjdziemy, ale jeszcze nieco zamieszania. Mama biega po mieszkaniu i pyta raz mnie, raz brata, raz sama do siebie mówi: „Gdzie mój portfel, kalendarz?”, „Gdzie te chusteczki higieniczne?”, „A… i jeszcze woda i gazeta”… co do gazety, to zupełnie nie rozumiemy, po co ją mama bierze, skoro jeszcze nigdy na żadnym spacerze jej nie czytała??? Już mamy wychodzić… wszyscy zadowoleni, ale mamie niestety się przypomniało- na moje nieszczęście- że jeszcze trzeba przykleić plaster na moje lewe oczko. Okulista kazał zakładać raz dziennie i nie wiem dlaczego, akurat na spacerze muszę patrzeć tylko jednym oczkiem. Już wychodzimy. Ja, Miłoszek, Mama i wielka (potrójnie zaopatrzona) torba. Oczywiście jeszcze minimum dwa powroty do domu… bo telefon nie zabrany i aparat zostawiony. I buźki nie wykremowane. Gdy już jesteśmy poza domem, to spacerujemy minimum godzinę. Taki krótki spacer, a tyle zamieszania! Szczególnie z torby pakowaniem.
To taka podstawa, ale w zależności od innych okoliczności mama dorzuca do torby inne rzeczy. Gdy wychodzimy:
- do lekarza- książeczki zdrowia i legitymację ubezpieczeniową
- do sklepu- ekologiczną torbę
- w gości- papcie na zmianę i ubranka w razie „wpadki”
- na basen- ręcznik i pieluszki nieprzemakalne
- do parku- kocyk i kilka zabawek
Rzeczy całkiem sporo, a wszystko razy Dwa. Biedna mama- Ona to dopiero się nadźwiga!
Skomentuj