No wreszcie jakiś odzew
A my wkońcu na te Mazury dotarliśmy. Przyjechaliśmy w niedziele i zostajemy do soboty. Pogoda super, tylko trochę chłodno jak dla mnie. Ale ja to zimorodek. Od wczoraj mój em prawie cały czas zajmuje się małą także mam pełen relaks. Lilka ma tu taaaaki wielki ogród także jak się wyhasa to potem w 3 min pada. Teraz właśnie jest na drzemce. Ciotunia nie pozwala mi nic robić, nawet kompotu do obiadu. Trzeba korzystać z uroków natury bo zaraz wracamy do pracy. Mieliśmy Lilkę zapisać do żłobka ale u nas warunki są nie zafajne. Wolę zapłacić cioci, niech te 6 miesięcy ją pilnuje, a potem pojdzie do prywatnego przedszkola. Od dwóch lat jest takie fajne przedszkole u nas, miałam okazje być na dniu otwartym jak jeszcze w ciąży byłam. Dzieci kuzynki tam chodzą i nie narzeka. Także warto zobaczyć.
Jeśli chodzi o mieszkanko, to remonty się nam przeciągnęły i tak naprawdę wszystko w pudłach siedzi. W sobotę przed wyjazdem zdążyliśmy tylko przewieźć ciuchy i tyle. Także jak wrócimy co będziemy mieć zapieprz aby to wszystko uporządkować.
Z ciekawostek to powiem wam, że teraz drugie mieszkanie nam się robi. Doszło do rodziny męża że z przeprowadzką nie żartowaliśmy i drugi szwagier zaproponował, że on nam to dokończy, tzn. płytkarzy opłaci, panele i drzwi. Śmiech na sali... Wczoraj przysłał mmsa czy takie drzwi nam odpowiadają. Chodzą nowiny, że ten debil przez którego nie dało się mieszkać wyjeżdza we wrześniu ze starszym bratem mężą, który jest w Boliwii na misjach. Jestem tego ciekawa, bo zbiera się już 2 lata. No i wtedy dziadkowie zostają sami na gospodarce i w domu. A tego nikt nie chce. No cóż, sami zapracowali sobie na to. Mogli coś z tą całą patologią zrobić a nie tłumaczyć, że on biedny bo go z WSD wyrzucili. To my mamy cierpieć przez to??? Żarty jakieś... Ech, mam nadzieję że się nie pogubicie w moich wywodach
Prawie dwa tygodnie temu krążył u nas wirus sraczkowo-gorączkowo-wymiotny. Lilka miała tą "przyjemność" go złapać. Na szczęście bez gorączki trwało to jeden dzień ale ciężko było. Nawet wodą wymiotowała. Szczęście w tym, że chciała pić. Moja siostrzenica miała to cholerstwo 6 dni, w tym przez 4 dni wysoką gorączkę (ponad 39 st.). Pech chciał, że wtedy była siostra z nią u męża w Austrii no i musieli zjechać bo Gabi się pochorowała
Ale już się wszystkie wyleczyły.
Dobra, mykam na obiadek.
Skomentuj