Moja krew
My najpierw odkryliśmy, że ... będziemy mieć Bliźniaki! Mąż długo nie dowierzał, za to nasza 3-letnia córcia już od pierwszych tygodni (kiedy podzielilismy się z nią "dzidziusiową wieścią", ale jeszcze nie mówiliśmy, że to bliźniaki - lekarz zalecił cierpliość...) zadecydowała: "siostrzyczka dla Zosi, bo fajna, a braciszek dla tatusia, bo niefajny" (jest na etapie "walki" a przynajmniej wstrzemięźliwości wobec chłopców w żłobku i na podwórku). Kiedy zapytałam kto w takim razie będzie dla mamy - poradziła sobie świetnie:"no, Zosia!". Kiedy już lekarz miał pewność, że biją 2 serca, a mąż przyjął do wiadomości "podwójny skok rozwojowy naszej rodzinki" pojawiła się kolejna wątpliość... Mąż szczerze przeżywał: "a jeśli to będą 2 dziewczynki? Jak ja poradzę sobie z 4 kobietami w domu? Tak silny front przeciko mnie samemu?". Potem naszły go inne "czarne mysli" - "jeśli to będzie 2 chłopców to będą się przecież nieustannie bili i walczyli ze sobą!". Nie mógł spać spokojnie... A ja czułam, że nasza córcia ma świetną intuicję. I kiedy 2 "niezależnych ekpertów" w postaci doktorów od USG wypatrzyło w mym brzuchu i córcię, i synka - ucieszyłam się, że i mąż uśnie spokojnie, i przydadzą się ubranka po Zosi (zawsze to mniejszy wydatek), i ja zobaczę jak to jest z chłopcem... Mąż na tę "bliźniaczą wieść o parce" wyprężył się i rzekł dumnie: "no, wiedziałem, moja krew..."
My najpierw odkryliśmy, że ... będziemy mieć Bliźniaki! Mąż długo nie dowierzał, za to nasza 3-letnia córcia już od pierwszych tygodni (kiedy podzielilismy się z nią "dzidziusiową wieścią", ale jeszcze nie mówiliśmy, że to bliźniaki - lekarz zalecił cierpliość...) zadecydowała: "siostrzyczka dla Zosi, bo fajna, a braciszek dla tatusia, bo niefajny" (jest na etapie "walki" a przynajmniej wstrzemięźliwości wobec chłopców w żłobku i na podwórku). Kiedy zapytałam kto w takim razie będzie dla mamy - poradziła sobie świetnie:"no, Zosia!". Kiedy już lekarz miał pewność, że biją 2 serca, a mąż przyjął do wiadomości "podwójny skok rozwojowy naszej rodzinki" pojawiła się kolejna wątpliość... Mąż szczerze przeżywał: "a jeśli to będą 2 dziewczynki? Jak ja poradzę sobie z 4 kobietami w domu? Tak silny front przeciko mnie samemu?". Potem naszły go inne "czarne mysli" - "jeśli to będzie 2 chłopców to będą się przecież nieustannie bili i walczyli ze sobą!". Nie mógł spać spokojnie... A ja czułam, że nasza córcia ma świetną intuicję. I kiedy 2 "niezależnych ekpertów" w postaci doktorów od USG wypatrzyło w mym brzuchu i córcię, i synka - ucieszyłam się, że i mąż uśnie spokojnie, i przydadzą się ubranka po Zosi (zawsze to mniejszy wydatek), i ja zobaczę jak to jest z chłopcem... Mąż na tę "bliźniaczą wieść o parce" wyprężył się i rzekł dumnie: "no, wiedziałem, moja krew..."
Skomentuj