Odp: Konkurs witaminowy
Noworodki i niemowlęta nie mają możliwości dostarczania do swego organizmu potrzebnej dawki witamin ze zróznicowanej diety - mleko matki czy modyfikowane nie zaspokaja 100% zapotrzebowania na niektore składniki odżywcze jak np witaminy K czy D ktore to witaminy zalecane są dzieciom juz od pierwszych dni ich zycia. Ktoś mógłby powiedziec ze to przesada, ze kiedys dzieci nie musiały przyjmowac witamin i było dobrze. Jednak czy ktoś pomyslał że "tamte dzieci" dzis w dorosłym zyciu cierpia na tym ? Pamietajmy ze podawanie preparatow witaminowych to zysk od teraz ktory zaprocentuje w przyszłości. Dlaczego mogąc pomoc dziecku i uchronic je przed chorobami mamy tego nie robic skoro mamy taka możliwość ?Oczywiscie ktos moze powiedziec ze lepiej podawac "naturalne witaminy" ale czy w dzisiejszych czasach mamy pewnosc ze zjadana przez nas zywnosc jest taka zdrowa ?Kupujac w sklepie zywnosc nie mamy mozliwosci sprawdzenia jej pochodzenia, tego czy jarzyny były pryskane a zwierzaczki dajace nam mieso nie były faszerowane hormonami.
Sama mam w domu dwutygodniowego noworodka - ani przez chwile nie wahałam sie przed podaniem zaleconych przez pediatre witaminek. Jesli choc troche pomoge malej i dzieki temu wzmocnie kosci, zeby czy sama odpornosc jej małego ciałka to myślę ze warto - bez dwoch zdań. Bo zdrowie dziecka jest bezcenne i kazdy rodzic chce zrobic wszystko by maluszek nie chorował. Nie przemawiaja do mnie mowy w stylu " sztuczne witaminy nie sa zdrowe" - pytam co teraz jest tak na prawde w 100% zdrowe ?A jesli moge choć w niewielkim stopniu wspomoc organizm mojego dziecka w walce z chorobami to mysle ze nie ma sie nad czym zastanawiac.
U nas w domu preparaty witaminowe sa przyjmowane przez cały rok - w wiekszej ilosci w okresie jesienno-zimowo-wiosennym kiedy to organizm jest bardziej podatny na choroby. W lato staramy sie dostarczac tych "naturalnych" witamin ale gdy moj czterolatek woła "fuj" na widok brukselki czy szpinaku nie ma co panikowac, posilkujemy sie wtedy rowniez preparatem witaminowym i poki co wychodzimy na tym bardzo dobrze. Wole dac dziecku "sztuczne witaminy" niz po czasie faszerowac syna antybiotykami.
Noworodki i niemowlęta nie mają możliwości dostarczania do swego organizmu potrzebnej dawki witamin ze zróznicowanej diety - mleko matki czy modyfikowane nie zaspokaja 100% zapotrzebowania na niektore składniki odżywcze jak np witaminy K czy D ktore to witaminy zalecane są dzieciom juz od pierwszych dni ich zycia. Ktoś mógłby powiedziec ze to przesada, ze kiedys dzieci nie musiały przyjmowac witamin i było dobrze. Jednak czy ktoś pomyslał że "tamte dzieci" dzis w dorosłym zyciu cierpia na tym ? Pamietajmy ze podawanie preparatow witaminowych to zysk od teraz ktory zaprocentuje w przyszłości. Dlaczego mogąc pomoc dziecku i uchronic je przed chorobami mamy tego nie robic skoro mamy taka możliwość ?Oczywiscie ktos moze powiedziec ze lepiej podawac "naturalne witaminy" ale czy w dzisiejszych czasach mamy pewnosc ze zjadana przez nas zywnosc jest taka zdrowa ?Kupujac w sklepie zywnosc nie mamy mozliwosci sprawdzenia jej pochodzenia, tego czy jarzyny były pryskane a zwierzaczki dajace nam mieso nie były faszerowane hormonami.
Sama mam w domu dwutygodniowego noworodka - ani przez chwile nie wahałam sie przed podaniem zaleconych przez pediatre witaminek. Jesli choc troche pomoge malej i dzieki temu wzmocnie kosci, zeby czy sama odpornosc jej małego ciałka to myślę ze warto - bez dwoch zdań. Bo zdrowie dziecka jest bezcenne i kazdy rodzic chce zrobic wszystko by maluszek nie chorował. Nie przemawiaja do mnie mowy w stylu " sztuczne witaminy nie sa zdrowe" - pytam co teraz jest tak na prawde w 100% zdrowe ?A jesli moge choć w niewielkim stopniu wspomoc organizm mojego dziecka w walce z chorobami to mysle ze nie ma sie nad czym zastanawiac.
U nas w domu preparaty witaminowe sa przyjmowane przez cały rok - w wiekszej ilosci w okresie jesienno-zimowo-wiosennym kiedy to organizm jest bardziej podatny na choroby. W lato staramy sie dostarczac tych "naturalnych" witamin ale gdy moj czterolatek woła "fuj" na widok brukselki czy szpinaku nie ma co panikowac, posilkujemy sie wtedy rowniez preparatem witaminowym i poki co wychodzimy na tym bardzo dobrze. Wole dac dziecku "sztuczne witaminy" niz po czasie faszerowac syna antybiotykami.
Skomentuj