Myślę, że moje dzieciństwo było szczęśliwe i beztroskie - w kręgu rodziny, z całym tabunem koleżanek i kolegów z sąsiedztwa (kiedyś rzadko zdarzały się dzieci - jedynacy; zazwyczaj w każdym domu było kilka dzieciaczków, więc jak spotykaliśmy się po szkole, to mogliśmy wystawić dwie pełne drużyny do gry w zbijaka czy dwa ognie)
Moi rodzice mieli przy domu spory ogródek - taki prawdziwy ogród, a nie trawnik i kilka iglaków, jak to dzisiaj bywa.
I w tym ogrodzie rosły truskawki i poziomki.
Gdy zmęczyliśmy się zabawami na świeżym powietrzu, to całą rozszczebiotaną gromadą biegliśmy do ogrodu i zajadaliśmy się truskawkami prosto z krzaczka.
Moja mama śmiała się, że jemy truskawki posypane piaskiem a nie cukrem - ale słowo daję! to były najpyszniejsze truskawki, jakie kiedykolwiek w życiu jadłam - słodkie, rozgrzane późnowiosennym słońcem i lekko chrzęszczące w zębach, bo zwykle były lekko oprószone piaskiem
A poziomki pachniały obłędnie....
Drugim moim smakiem dzieciństwa były pierogi z jagodami - robiła je moja babcia.
One były nie tylko cudownie delikatne i przepyszne.
Do tego to były malutkie dzieła sztuki, bo babcia wykrawała je starannie i jeszcze robiła "falbankę" na miejscu zlepienia pierożka malutką łyżeczką.
I chociaż byłam małym niejadkiem, to babcine pierogi wcinałam tak, aż mi się uszy trzęsły
Moi rodzice mieli przy domu spory ogródek - taki prawdziwy ogród, a nie trawnik i kilka iglaków, jak to dzisiaj bywa.
I w tym ogrodzie rosły truskawki i poziomki.
Gdy zmęczyliśmy się zabawami na świeżym powietrzu, to całą rozszczebiotaną gromadą biegliśmy do ogrodu i zajadaliśmy się truskawkami prosto z krzaczka.
Moja mama śmiała się, że jemy truskawki posypane piaskiem a nie cukrem - ale słowo daję! to były najpyszniejsze truskawki, jakie kiedykolwiek w życiu jadłam - słodkie, rozgrzane późnowiosennym słońcem i lekko chrzęszczące w zębach, bo zwykle były lekko oprószone piaskiem
A poziomki pachniały obłędnie....
Drugim moim smakiem dzieciństwa były pierogi z jagodami - robiła je moja babcia.
One były nie tylko cudownie delikatne i przepyszne.
Do tego to były malutkie dzieła sztuki, bo babcia wykrawała je starannie i jeszcze robiła "falbankę" na miejscu zlepienia pierożka malutką łyżeczką.
I chociaż byłam małym niejadkiem, to babcine pierogi wcinałam tak, aż mi się uszy trzęsły