Od kiedy sama zostałam rodzicem lepiej rozumiem trudy związane z wychowywaniem dziecka, zapewnieniem mu opieki,miłości i czasu. Tym bardziej doceniam to z jakim poświęceniem wychowywali mnie rodzice,zwłasza że mam jeszcze trójkę młodszego rodzeństwa. Poczatkowo jedynie mama była moją super bohaterką,bo to ona spędzała ze mną wiekszość czasu, aż do pewnego wydarzenia po którym role trochę się odwróciły. Było to w grudniu 1993 r.,miałam wówczas 8 lat i uczęszczałam do drugiej klasy podstawówki. Mieszkaliśmy na wsi,oddalonej od szkoły o ponad 2 km i tuż przed Świętami Bożego Narodzenia przygotowywałam się do roli Maryi w szkolnych jasełkach. Pech chciał,że w dniu wystawienia naszej sztuki warunki pogotowe tak bardzo się pogorszyły,że nie byliśmy w stanie wyjechać autem z podjazdu a co dopiero do mojej szkoły. Pamiętam mój smutek gdy uświadomiłam sobie,że nie wezmę udziału w jasełkach i całe przedstawienie poniesie klęskę.Płakałam i byłam bardzo zawiedziona,a przede wszystkim obrażaona na cały świat i wówczas do akcji wkroczyła tata. A w zasadzie mój bohater,którym się stał gdy przyprowadził jedyny adekwatny do pogody pojazd-sanki. Siedziałam na niech przez całą drogę,opatulona kocem , odporna na mróz i śnieg i powtarzałam rolę, a gdy dotarliśmy do szkoły szcześliwa wtuliłam się w całkowicie ośnieżonego tatusia.
To był ten moment gdy stał się Super-Tatą, na którego pomoc mogłam liczyć w każdych warunkach. Zapewne zawsze tak było, ale ja właśnie w tamtej chwili zrozumiałam, że jestem dla niego ważna, a on zrobi wszystko abym czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Dodam,że Jasełka się udały a ja byłam dumna z mojego Taty,który choć mokry, uśmiechał się pośród grupy rodziców. To dzięki niemu przedstawienie się udało,bo wykazał się pomysowością i chęcią pomocy, za co byłam mu bardzo wdzięczna i szczęśliwa. Fajnie mieć takiego Tatę, prawda?
Skomentuj