Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Rodzić jak człowiek...

Collapse
X
 
  • Filter
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

    #76
    Napisane przez FamilyTree Pokaż wiadomość
    Że się doczepię tego zdania. Nie wymienia się wenflonów za każdym razem,
    ponieważ pielęgniarki chcą "szanować" żyły. Różnie bywa, czasami potrzebna oksytocyna, a może i znieczulenie, po porodzie czasami antybiotyk. A w taką żyłę można tylko jeden wenflon włożyć.
    Ja miałam dwie próby wywołania (udało się za drugim razem) czyli już dwa wenflony, potem dostałam antybiotyk w 3 miejsce. Antybiotyk dostawałam 3 dni na 4 dopiero mi wyjęli, boli no ale cóż.
    Szanowac żyły? Moje żyły byłyby sznowane jakby od razu założono inny wenflon. Ja mam bardzo cienkie żyły i nawet jak mam pobieraną krew, to mam potem rozlane ciemne sińce na rękach. Wiem co piszę, bo mam znajomą pielęgniarkę. A miejsc na wkłócia jest wiele. Nawet tak ,,śmiesznych" jak bok dłoni, kiedy to nie można ani ręki zgiąc, ani nawet się umyc, bo boli. A co do oksytocyny, to miałam podawaną trzy razy. Nie wiem po co. Bo gdyby znalazł się na oddziale jakiś mądry lekarz i zrobił USG to cesarkę miałabym bez tych wszystkich cierpień, ponieważ mojej córce wypadła przed główkę pępowina, co groziło przy normalnym porodzie uduszeniem.

    Skomentuj

    •    
         

      #77
      skoro wiesz lepiej to cóż ja będę dyskutować. W takim razie przykro mi, że
      nie chciano Ci wymienić wenflonu. Oczywiście, że miejsc jest wiele (tylko nie wiem czy "wygodnych", ale skoro sama twierdzisz, że masz cienkie zyły to w Twoim przypadku te miejsca są ograniczone.
      Ja też wiem co piszę, bo również prosiłam o wyciągnięcie wenflonu.
      Julek: 10/3/2008

      Skomentuj


        #78
        Moja mam jest pielęgniarką i mówi tak jest zasada jeśli wenflon nie podchodzi krwią może zostać w zyle ale max 3 dni
        a jeśli chodzi o szanowanie żył to rację ma Tree. Tymbardziej jak piszesz Lusai masz słabe zyły (ja też) pielęgniarki pewnie miały nie mały problem żeby Ci założyc wenflon i dlatego tż pewnie nie chciały go wyjąc żeby się nie męczyć bo nie miały pewności czy znajdą kolejną żyłę na kolejny wenflon.
        Ja miałam 1 kroplówkę ale aż 4 żyły pękły zanim włożono wenflon i to ten dziecięcy bo inne nie wchodzą w moje zyły


        JULA

        MAJA

        OLGA

        Skomentuj


          #79
          Ojj mialam wenflon podczas wywolywania (nieskutecznego zreszta), i jak tylko wyszlam z porodowki to poszlam do poloznych z patologii zeby mi to to wyjely - byl jakos tak zalozony ze nie moglam ruszyc reka bo mnie klul - dziwne, nie?
          Moze nadwrazliwa jestem

          Jak potem polozne z porodowki mnie zobaczyly pod sklepikiem szpitalnym bez wenflonu, to sie strasznie wkurzyly, oj strasznie

          Na szczescie porod zaczal sie sam z siebie kilka dni potem i ani jednego medykamentu nie mialam aplikowanego, moglabym w domku urodzic, nawet szyc nie trzeba bylo. I ogolnie rodzilam bardzo po ludzku, jestem zadowolona z calego przebiegu i milo wspominam. Moglam rodzic na kuckach, i ogolnie robic to, co czulam ze dla mnie najlepsze - i to w panstwowym szpitalu bez zadnego placenia ani znajomosci Po prostu fartnela mi sie dobra i ludzka polozna. Kazdej z Was zycze takiej

          Skomentuj


            #80
            No i o to podbiegnięcie krwią mi chodziło. Kiedy położna wyciągła wenflon sama stwierdziła, że nie dała by rady się wkłuc. Ale to jest mało ważne. Nie mam zamiaru się z nikim kłócic, bo nie po to się tutaj logowałam. Pozdrawiam wszystkie panie i te z wenflonami i te bez. A Chemical gratuluję wspaniałego porodu

            Skomentuj


              #81
              Wiecie co jak tak czytam o zakłócaniu dzielnym mamusiom porodu przez inne panikary, to mi się odechciewa dyskusji...Bez komentarza!


              Skomentuj


                #82
                rodzić jak człowiek

                Ja niestety nie mam najmilszych wspomnień, poród przez cesarskie cięcie w 43 tygodniu cąży, mały z 1 jednym punktem z powodu zielonych wód plodowych, póżniej dłuuga żółtaczka, wiecznie niezadowolone położne, mające o wszystko pretensje, niesprawne inkubatory do naświetlań, i to wszystko pod hasłem "szpital przyjazny dziecku". Na szczęście mały miał dużo szczęścia i jest zdrowym trzylatkiem, ale ja zniechęciłam się i następnej ciązy nie planuję.

                Skomentuj

                •    
                     

                  #83
                  Odp: Rodzić jak człowiek...

                  ja niestety swój poród pamiętam dosyć dokładnie bo bóle zaczęły się w środę rano a urodziłam w piątek o 13.45. lekarz który mnie przyjmował do szpitala wydarł się na mnie że jestem młoda i głupia, że napewno nie rozpoznam porodu, a na patologię ciąży trafiłam tylko dlatego że mój synek miał przyśpieszone tętno(miałam skurcze ,,od kręgosłupa,, które podobno tródno wykryć w ktg).
                  przeleżałam dzien na oddziale a w piątek przed południem podczas badania w obecności studentów(oczywiście nikt nie pytał mnie o zgodę)okazało się że poród już się zaczął. rutynowo podano mi lewatywe i oxytocynę aby przyśpieszyć poród, sala pełna krzyczących kobiet, równie głośno krzyczące położne...
                  o opiece po porodzie lepiej nie mówić.
                  wkrótce spodziewamy się drugiego dziecka i wiem napewno że tym razem wybierzemy inny szpital

                  Skomentuj


                    #84
                    To tylko pozazdrościć ja miałam taki poród że aż do dej pory jak wspominam to mi ciarki przechodzą mimo że od porodu minęło już prawie 2 lata.Położna była okropna lekarz tak samo w szpitalu jeden wielki syf itp.

                    Skomentuj


                      #85
                      Odp: Rodzić jak człowiek...

                      Nie ja miałam spokojnie ale tez szłyszałam takie rzeczy, Tylko ze wydaje mi sie wtedy tak sie dzieje gdy pacjetka zaczyna szalec są takie naprawde co panikuja krzycza i uciekaja ,połozna wtedy musi patrzec na dobro dziecka a taka która zaczyna krzyczec biegać po sali raczej nie dojdzie do niej to co mówi na spokojnie jej połozna wiec wtedy musi krzyknąć i moim zdaniem połozna czy lekarz to tez człowiek i moze im sie potem co nieco wymsknąc co potem raczej załują. ale ja miałam lekki poród nie panikowałam a połozna była super ;];]];

                      Skomentuj

                      •    
                           

                        #86
                        Odp: Rodzić jak człowiek...

                        Oj jej to okropne ja rodziłam sama na sali u mnie byly pooddzielane i takiego czegos nie miałam jeszcze gadały do mnie miło lekarz to samo czegos takiego u mnie napewno nie było az mnie przeraziła twoja opowiesć ;[;[

                        Skomentuj


                          #87
                          Odp: Rodzić jak człowiek...

                          Witam
                          Ja rodziłam 2 lata temu. Mimo, że szpital nie jest zbyt nowoczesny (stare łóżka, obdarte ściany), a personel można powiedzieć - taki sobie, to dobrze wspominam swój poród. Może dlatego, że trwał krótko - jakieś 2 godz. skurczów w domu i ok. 2 godzin w szpitalu. Nie zdążyłam się chyba nasłuchać i nadenerwować. Byłam skupiona na porodzie. Na szczęście salę miałam osobną (strasznie się bałam rodzenia obok innych kobiet, o czym pisze ewasobczak!), studentów przy porodzie nie było (Miał jakiś przyjść, ale nie zdążył! Całe szczęście!), lewatywy, oksytocyny, golenia i innych tym podobnych praktyk też nie doświadczyłam. Na co mogłabym narzekać to na niektóre pielęgniarki. szczególnie jedna starej daty dawała mi się we znaki. Myła malutką obracając ją pod kranem jak jakiegoś szczeniaczka i kazała mi pokazać, czy umiem ubrać córeczkę. Zresztą była niemiła na każdym kroku, przyprawiała mnie o łzy. Ale na tle całej reszty jakoś ją zniosłam. Nie było tak źle. Aha, i jeszcze położna stwierdziła, żebym przestała krzyczeć, bo nie będę miała sił na parcie! Ale się pomyliła, bo ją samą zaskoczyła szybkość akcji porodowej! No i najważniejsze, że był przy mnie mąż. Bez niego byłoby na pewno o wile gorzej!


                          Skomentuj


                            #88
                            Odp: Rodzić jak człowiek...

                            Jak czytam o co niektórych waszych przeżyciach to aż się płakać chce. Ja rodziłam w Anglii i szczerze bardzo dobrze to wspominam. Fakt- że troszkę cieżko było (39 st gorączki, grypa, sparaliżowany kręgosłup- od nie pracujacych nerek, mały rodził się twarzyczką do góry i w sumie to zajeło 19 godz) ale opiekę miałam super. Bardzo chciałam rodzić w wodzie bez żadnego znieczulenia ale ze mój syniu postanowił rodzić się buzią do góry i musiałam zmienić plany. Skończyło się na gazie (nie pomagał- wymiotowałam po tym) zastrzykach domięśniowych i na koniec znieczulenie z kręgosłup. Wszystko oczywiście za free. Salę miałam osobną, mąż był ze mną cały czas, położne były niesamowicie miłe- nawet zrobiły mi kanapkę i herbaty bo nie jadłam sniadania. Na początku porodu 2 położne które stały koło mnie rozmawiały ze sobą - "patrz- taka młoda i taka dzielna- nie krzyczy tylko oddycha tak jak trzeba" - mimo że powiedziały to tak jakby mnie tam nie było, to miło mi się zrobiło. Później jak już zaczełam pokrzykiwać (choć tego nie pamiętam, byłam bardzo zmęczona) to jedna z nich trzymała mnie za rękę i mówiła- "krzycz sobie dziecko, krzycz, ulży ci" Po porodzie zmieniły mi podkład pod pupą i zostawiono nas troje na 2 godz, żebym ja mogła odpocząć i nacieszyć się moją powiększoną rodzinka. Później położna naszykowała mi kąpiel i kazała mojemu mężowi zanieść mnie do wanny a sama zajeła się moim synkiem. Po porodzie też nie mogłam narzekać (no moze poza jedzeniem- dieta bezsolna ze wzgledu na nerki). Sala poporodowa była na 8 kobiet ale była to potężna sala, kazda z nas miała kurtynę od podłogi do sufitu jesli chciało sie miec trochę prywatności. Kolację i obiady miałyśmy przynoszone na salę, na sniadanie trzeba było iść na stołówke która była zresztą tylko na koncu korytarza. Jak chciałam się wykąpać albo iśc do wc na dłuzszą posiadówke to też położna pilnowała dziecka. Spedzilam tam 3 dni na własne życzenie bo chcieli mnie już wypuścić do domu po 24 godz. Ogólnie w takich warunkach moglabym rodzić co rok . Ale pomysł rodzenia w Pl przeraża mnie- chyba że w prywatnej klinice. Narazie jeszcze mam czas bo dopiero planuje następnego malucha ale nie wiem czy odważę się rodzić w pl.
                            Pozdrawiam. Sorki że tak dużo i chaotycznie.
                            P.S. A rodziłam w szpitalu w Lancaster.

                            Skomentuj


                              #89
                              Odp: Rodzić jak człowiek...

                              Ja poród wspominam tragicznie niby był szybki jak na pierworódkę bo 6 godzin ale szpital i personel szok (Świdnica). Byłam 10 dobę po terminie i dostałam skierowanie do szpitala a tam zostałam chłodno przyjęta bo przecież nic się nie dzieje a ja zjawiam się na porodówce. Na następny dzień USG w którym wyszło że mam wody 3 stopnia więc wywoływanie porodu....i się zaczęło!!! Położyli mnie na zwykłej kozetce nawet nie miałam o co nogi zaprzeć podłączyli KTG kroplówka i jazda! Położna ( najstarsza fachem w całym szpitalu) darła się na mnie żebym się zamknęła bo dziecko mnie słyszy i je zamęczę i że my matki to takie wszystkie jesteśmy i żebym zamknęła się bo czy jak dupy dawałam to czy też się tak darłam? itp. Przez pierwszą fazę porodu byłam sama bo za głośno się darłam i nikt nie chciał mnie słuchać a sama akcja porodowa trwała 10 min lekarz kładł mi się na brzuch a położna cięła i udało się. Łożyska nie dano mi urodzić bo lekarz stwierdził że nie mamy czasu i wyrwał łożysko za pępowinę i po chwili okazało się że łożysko się porwało i trzeba łyżeczkować do tego 14 szwów.


                              Skomentuj


                                #90
                                Odp: Rodzić jak człowiek...

                                Napisane przez Speer Pokaż wiadomość
                                Ja poród wspominam tragicznie niby był szybki jak na pierworódkę bo 6 godzin ale szpital i personel szok (Świdnica). Byłam 10 dobę po terminie i dostałam skierowanie do szpitala a tam zostałam chłodno przyjęta bo przecież nic się nie dzieje a ja zjawiam się na porodówce. Na następny dzień USG w którym wyszło że mam wody 3 stopnia więc wywoływanie porodu....i się zaczęło!!! Położyli mnie na zwykłej kozetce nawet nie miałam o co nogi zaprzeć podłączyli KTG kroplówka i jazda! Położna ( najstarsza fachem w całym szpitalu) darła się na mnie żebym się zamknęła bo dziecko mnie słyszy i je zamęczę i że my matki to takie wszystkie jesteśmy i żebym zamknęła się bo czy jak dupy dawałam to czy też się tak darłam? itp. Przez pierwszą fazę porodu byłam sama bo za głośno się darłam i nikt nie chciał mnie słuchać a sama akcja porodowa trwała 10 min lekarz kładł mi się na brzuch a położna cięła i udało się. Łożyska nie dano mi urodzić bo lekarz stwierdził że nie mamy czasu i wyrwał łożysko za pępowinę i po chwili okazało się że łożysko się porwało i trzeba łyżeczkować do tego 14 szwów.

                                straszne, ale niestety często tak to wygląda




                                "Tępi ludzie są jak tępe noże. Większej krzywdy nie zrobią, ale jak wkurzają".

                                Skomentuj

                                       
                                Working...
                                X