od poniedzialku 24.03 mialam skorcze co 20 minut wiec w sumie trwalo wszystko 3 dni i 3 noce...w środe nad ranem zaczely sie skorcze co 10 minut wiec pojechalam na porodowke ale okazalo sie ze rozwarcie tylko na 1 cm...a ja umieralam z bolu i od dwóch nocy nie spalam wiec dali mi ketonal zebym sie troche zdrzemnela a i to nic nie dalo...powoli strasznie to szlo...w czwartek o 10.00 mialam dopiero 5 cm...i o 11.00 trafilam na porodowke...jak tam dotarlam to skorcze sie cofnely ;( i podali mi oksytocyne...po niej skorcze byly tak bolesne ze wylam i blagalam zeby mnie pocieli i go wyjeli bo nie dam rady, polozna prawie z kopa nie dostala...blagalam o ZZO ale ordynator powiedzial ze to trzeba wczesniej ustalac...i ze to 500 zł kosztuje, zebym jaj nie robila sobie ,ze mam rodzic naturalnie i koniec...dobrze ze na chwile przyszedl moj GIN bo kazal mi podac jakies proszki , nie wiem chyba nospe...ale to nic nie dalo...o 15.00 mialam 8 cm...i tak do 17.30....i nic sie nie ruszylo...a ja bylam ledwo zywa wiec mi przebili pecherz...jak odeszly wody to momentalnie poszlo do przodu i moglam przec...nacieli mnie (kto powiedział ,że to nie boli??? ) i o 19.05 27marca 2008 we czwartek wykluł się mój kochany WIKTOREK ...jak mi go polozyli na brzuchu to go mocno przytulilam i momentalnie zapomnialam ze jeszcze 2 godziny temu chcialam uciec z porodowki...byl piekny i darl sie w nieboglosy...potem mi go zabrali i moglam odpoczac...i przyniesli mi go swierzutkiego po 2 godzinach....zaczelam beczec ze takie piekne dziecko mi wyszlo......po prostu cudownie
-----> GIN powiedzial ze powodem tak dlugiego porodu ,a wlasciwie rozwierania szyjki jest to ,ze mam bardzo mocna tkanke lączną i mam się z tego cieszyć bo nie grozi mi wypadanie narzadu rodengo na starosc ;-)
Skomentuj