Szczęcie jest ulotne ale wiara czyni cuda. To moje motto życiowe. W ciążę zaszłam przy pierwszym cyklu i 24 maja 2011 roku w moje imieniny przyszedł na świat Bartuś 4kg i 10pkt. Byłam przeszczęśliwa. W drugiej dobie życia pobrano mu jak i innym noworodkom materiał na badania przesiewowe i wypisano nas do domu. Po dwóch tygodniach od wyjścia ze szpitala przyszedł list z Instytutu Matki i Dziecka z Warszawy i czar prysł. W treści było napisane że wynik badania przesiewowego nie wyklucza jednej z chorób wrodzonych. Załamałam się bo przeciez moje dziecko mogło być chore na mukowiscydozę, fenyloketonurię lub wrodzoną niedoczynnośc tarczycy. Z mężem byliśmy załamani. Trzeba było wykonać jeszcze raz badanie w przychodni osiedlowiej i próbkę wysłać do Warszawy. I tak pielęgniarka pobrała z malutkiej piętki krew na bibułe i wysłała jak się potem okazało zwykłym listem ekonomicznym do Warszawy. List szedł ponad tydzień! A my umieraliśmy z niepokoju. Przez telefon dowiedziałam się że Bartuś ma podwyższony poziom acylokarnityn.
W końcu po prawie 3 tygodniach nadszedł dzień gdy w skrzynce zobaczyłam list z Instytutu. Po otwarciu okazało się że nadal nie wykluczona jest jedna z chorób wrodzonych. Przepłakałam całe popołudnie ale w sercu miałam nadzieję że Bartek jest zdrowy bo przecież z chęcią ssał pierś, normalnie przybierał na wadze, nie maiła żadnych alergii a nawet był grzecznym dzieckiem które przesypiało praktycznie całe noce.
Musieliśmy zrobić badanie po raz trzeci. Zrobiła to w domu wspaniała połozna która mnie odwiedzała i podtrzymywała na duchu choć spotkała się z takim czymś po raz pierwszy. Tym razem próbkę wysłałam osobiście takim listem że na drugi dzień był już na miejscu.
Po tygodniu przyszła odpowiedź. Wynik badania przesiewowego prawidłowy! Tym razem też płakałam ale ze szczęścia! Po burzy wyszło słońce które świeci nam nieustannie bo przecież mamy zdrowie.
W końcu po prawie 3 tygodniach nadszedł dzień gdy w skrzynce zobaczyłam list z Instytutu. Po otwarciu okazało się że nadal nie wykluczona jest jedna z chorób wrodzonych. Przepłakałam całe popołudnie ale w sercu miałam nadzieję że Bartek jest zdrowy bo przecież z chęcią ssał pierś, normalnie przybierał na wadze, nie maiła żadnych alergii a nawet był grzecznym dzieckiem które przesypiało praktycznie całe noce.
Musieliśmy zrobić badanie po raz trzeci. Zrobiła to w domu wspaniała połozna która mnie odwiedzała i podtrzymywała na duchu choć spotkała się z takim czymś po raz pierwszy. Tym razem próbkę wysłałam osobiście takim listem że na drugi dzień był już na miejscu.
Po tygodniu przyszła odpowiedź. Wynik badania przesiewowego prawidłowy! Tym razem też płakałam ale ze szczęścia! Po burzy wyszło słońce które świeci nam nieustannie bo przecież mamy zdrowie.
Skomentuj