Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Konkurs "Przygody z zabawkami"

Collapse
X
 
  • Filter
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

    #16
    Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

    Jakaś mała Kropka kolorowego koloru
    Mieszkała sobie w ogromnym balonie
    Gdzie panowała cudowna atmosfera
    Samo szczęście pomieszane z radością
    Uśmiechem i zabawą - co dzień -
    Przez całe dziewięć miesięcy.
    Ten stan ducha udzielał się Kropce
    Od wielkiej Kropy z balonem i miłego Kropa
    Dwie duże Kropy wspaniale się rozumiały
    O Kropkę jak mogły dbały
    Dokarmiały , Kropce śpiewały
    Wszystko co mogły opowiadały.
    Spacer dużej Kropki to cudowne bujanie
    Kropeczka w balonie to uwielbiała
    Za swe kropkowane rączki się trzymała
    Kropkowanymi nóżkami wierzgała
    Aż w końcu Kropko-Świat zobaczyć chciała
    Wygodnie się układała
    Przedostać się Tam chciała
    Udało się Jej raz dwa trzy
    I tak teraz trzy Kropki - duże z małą
    Mieszkają, cieszą się i bardzo się kochają!

    Skomentuj

    •    
         

      #17
      Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

      "DROGA DO DOMU"
      Już w kołysce mała czarodziejka Anetka pokochała dinozaury. Z wszystkich gumowych zwierzaków zawsze wyszukiwała dinozaura. Nic więc dziwnego, że jej pierwszym słowem było "DINO".
      Pewnego razu była piękna pogoda za oknem Anetka jak każdego dnia wyszła przed swój domek na działeczce i poszła oglądać kwiatki. Za domkiem ujrzała małego pluszowego pomarańczowego dinozaura z piszczącym ogonkiem. Odważnym krokiem podeszła bliżej i ujrzała, że zwierzak płacze.
      - Co się stało? - zapytała cichutkim głosem i przytuliła Dinusia.
      - Zgubiłem się - usłyszała i po chwili zastanowienia powiedziała, że zaraz wraca.
      Pobiegła do domku, zabrała swoją pluszową krówkę i plecak odkrywczyni, a z kuchni podkradła mamie trochę magicznych ciasteczek i wróciła do nowego przyjaciela.
      - Hokus pokus, pusta mapa pełną mapą jest, bim bam bum – powiedziała mała i rozkruszyła dwa cudowne ciasteczka mamy na pustej kartce. Na papierze pojawiła się droga do domku Dinusia.
      - No więc musimy przepłynąć zimny basen i przejść przez ciemny las, aby dotrzeć do domku dinozaura - powiedziała krówka Anetki.
      - No to ruszamy - krzyknęła dziewczynka i zaśpiewała - Długa droga czeka nas to przygody piękny czas.
      Śpiewając doszli do zimnego basenu i ujrzeli statek ze znanym im pluszowym białym misiem Bielikiem.
      - Przewieziesz nas przez ten zimny basen swoją motorówka? – zapytała czarodziejka.
      - Bardzo bym chciał, ale mój statek nie działa… Chyba zabrakło mu paliwa w bateriach, którym jest sok z malin i marchwi.
      - Wiesz Anetko - wtrąciła krówka - w plecaku mamy sok z marchewki a tutaj rosną pachnące malinowe krzaczki. Zróbmy paliwo i napełnijmy baterie w motorówce.
      - Świetny pomysł - krzyknęła mała i razem z przyjaciółmi szybko nazbierali malin i połączyli z sokiem marchewkowym.
      - Witam wszystkich – stateczek otworzył świecące oczy.
      - Udało się - zawołali wszyscy i ruszyli statkiem na drugi brzeg.
      Nagle przed nimi z wody wyszła wielka zielono-żółta gumowa smoczyca.
      - Musicie zawrócić, bo inaczej przewrócę wasz gadający stateczek i was pozjadam – powiedziała, a mały dinozaurek rozpłakał się, że już nigdy nie zobaczy rodziny. Mała Anetka nie przestraszyła się smoczycy i swoim cieniutkim głosikiem powiedziała:
      - Może jesteśmy mali, a ty duża. Ale my mamy siebie a ty nie masz nikogo. Nawet jak nas zjesz to będziemy razem a Ty nadal będziesz sama. Jesteś samotna, bo wszystkich przestraszasz. Zostań naszą przyjaciółka i chodź z nami – po czym z plecaka wyciągnęła serduszkowego śpiewającego kwiatka i rzuciła w kierunku smoczycy. Roślinka zaśpiewała:
      - Nie bądź sama tra-la-la-la-la baw się z nami tra-la-la-la-la-la-la-la.
      Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy po policzkach wielkiej smoczycy poleciały morelowe łzy.
      - Jeszcze nigdy nikt nie dał mi kwiatka i zaprosił mnie do wspólnej wyprawy – mówiła chlipiąc.
      - No już nie płacz - powiedziała krówka - mamy zadanie do wykonania, więc chodźmy razem - i ruszyli dalej.
      - Długa droga czeka nas to przygody piękny czas – śpiewali.
      Anetka, krówka, dinozaur Dinuś, miś Bielik i smoczyca w dźwiękach piosenki dopłynęli na drugi brzeg zimnego basenu i stanęli przed ciemnym lasem.
      - Ja tam nie wejdę. Boję się - powiedział mały Dinuś.
      - Poczekajcie chwilę… Niech pomyślę - powiedziała smoczyca i udała się w kierunku sterty suchych gałęzi. Wzięła kilka patyków do swojej żółtej łapy i mocno chuchnęła ogniem.
      - Hura mamy pochodnie - krzyknął niedźwiadek Bielik. Dumna z siebie smoczyca razem z resztą przyjaciół ruszyła przez ciemny las. Blask pochodni ukazał podróżnikom inną stronę ciemnego lasu. Gaj okazał się przepiękny i pełen smakołyków. Były tu drzewa bananów w karmelu, gruszek w miodzie, truskawek w czekoladzie, marchewek z masełkiem, groszku w zalewie kukurydzianej, brzoskwiń w orzeszkach i wiele innych.
      - Szkoda, że nie mam torby, bo moja siostrzyczka uwielbia truskawki w czekoladzie - powiedział Dinuś i posmutniał.
      - Ależ mamy torbę - krzyknęła mała Anetka i wyciągnęła z plecaka kilka woreczków.
      Nazbierajmy smakołyki, a na koniec wyprawy urządzimy sobie wielki piknik. Mali wędrownicy zabrali się do pracy. Gdy nagle…
      - Kto ośmiela się zrywać smakołyki z mojego lasu - usłyszeli potężny przerażający głos. Mała czarodziejka pomału rozświetliła drogę do właściciela ciemnego lasu. Był to stary wielki klockowy dąb z liśćmi w kolorach tęczy.
      - Witam jestem Anetka, a to są moi przyjaciele. Przybywamy z zabawkolandii i kroczymy do dinozaurolandii. A nie chcieliśmy pójść tam z pustymi rękami i skusiliśmy się na smakołyki z tego lasu.
      - Ale to są moje drzewa, więc moje pyszności - zostawcie wszystko i opuśćcie mój teren.
      - Widzę, że lubi Pan czytać książki - wtrącił miś Bielik.
      - Tak lubię, ale nie lubię też jak ktoś mi przeszkadza.
      - Bo wie Pan, Panie Dębie, tak się składa, że mój tato niedźwiedź Biel prowadzi bajkową bibliotekę i ma wypożycza książki za pomocą poczty łabędziej. Panu, Panie Dębie, też by mógł raz w tygodniu podsyłać łabędzia z nowymi książkami.
      - Naprawdę?
      - Pewnie. Dzięki temu, mógłby Pan czytać wszystkie książki, jakie istnieją. Wystarczy przyłączyć się do klubu czytelnika i zostać naszym przyjacielem - ciągnął misio
      - Jeszcze nikt nigdy nie zaproponował mi przyjaźni - rozpłakał się Dąb i z radości wszystkim naszym podróżnikom podarował kolorowy klockowy bukiet z liści.
      - Możecie tu przychodzić, przyprowadzać przyjaciół, jeść i zabierać ze sobą smakołyki kiedy tylko chcecie - powiedział stary Dąb i momentalnie rozświetlił blaskiem cały las. Gaj z ciemnego zmienił się w jasny i świecący. A nasi przyjaciele obiecali odwiedzać pana Dęba, pożegnali się i poszli dalej. Wyszli z lasu i ujrzeli 3 groty ozdobione kolorowymi różami: pierwsza była w kolorze żółtym, druga w pomarańczowym, a trzecia była czerwona.
      - W której z tych jaskiń mieszkasz Dinusiu? - zapytała Anetka.
      - Yyy… - dinozaurek nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo ze środkowej groty wyskoczyła jego pomarańczowa rodzina.
      Krzyki szczęścia i radości przyciągnęły rodzinę żółtych plastikowych pterodaktyli i czerwonych gumowych aligatozaurow. Wyprawa czarodziejki i jej przyjaciół zakończyła się sukcesem, a na polanie przed jaskiniami zorganizowano przepyszny piknik.
      Zmęczona dziewczynka i jej zabaweczki na grzbiecie pana Pterodaktyla wrócili do swoich domków. W domku czekało już na Anetkę i jej krówkę ciepłe mleczko i pościelone łóżeczko. Pełna wrażeń czarodziejka momentalnie zasnęła.
      Przygoda z zabawkami nauczyła dziewczynkę, że miło jest pomagać innym i zdobywać nowych przyjaciół. Anetka przekonała się, że wspólna zabawa jest weselsza od zabawy samemu.

      Skomentuj


        #18
        Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

        Wcale nie za siedmioma górami ani nie za siemioma rzekami tylko w naszym małym miasteczku. Mieszkał sobie chłopiec takich jakich setka w naszym kraju. Miał 5 lat, około 100cm wzrostu, niebieskie oczy i niczym szczególnym się nie wyróżniał. Czasem był grzeczny a czasem troszkę łobuzował. Codzienie chodził do przedszkola, miał własny pokój i rodziców, którzy kochali go całym serduszkiem. Jak każdy chłopak uwielbiał swoje auta, koparki, dinozaury i marzył że zostanie strażakiem, policjantem.... a najbardziej że kosmonautą. W jego małej główce mieszkały małe kolorowe marzenia o podróżach kosmicznych, ufolutkach i rakietach. Każdego wieczoru kiedy mama przyczytała mu bajeczkę na dobranoc, przykryła go kołderką i zasłoniła okno. Chłopczyk leżał w łóżeczku z zamkniętymi oczami czekając aż mama wyjdzie z pokoju. Potem odsłaniał zasłonkę i otwierał okno by lepiej przyjrzec sie niebu pełnemu gwiazd i marzył że mknie swoją rakietą wśród gwiazd. Któregoś wieczoru jedna z gwiazdek zaczeła wirowac i zblizac sie do niego. Kiedy była już bardzo blisko wysłała jeden promyk i zawołała: chwyc mnie chcę ci coś pokazac. Chłopczyk się nie przestraszył tylko wyciągnoł rączkę.
        Gwiazdka wzbiła się w niebo zostawiajac za sobą kosmiczny pył. Chłopczyk otworzył buzię z wrażenia: ile tu gwiazd i jak błyszczą, uszczypnij mnie to chyba sen?
        Gwiazdka zaczeła się śmiac: to nie sen, nazywam sie Nowa i pokażę ci wszystko to oczym marzysz. Każdego wieczoru spełniamy marzenie jednego dziecka. A dziś pora na ciebie. Co chcesz zobaczyc?
        Chłopczyk uśmiechnoł się i zawołał:jestem kosmonautą! chcę zobaczy księżyc i sprawdzic czy wieje na nim wiatr , marsa i marsjanów, piersienie saturna i jak wygląda ziemia z kosmosu, czy droga mleczna jest z mleka?
        Gwiazdka powiedziała: zobacz ta niebieska planeta to ziemia, tam jest twój dom i wszyscy twoi bliscy, którzy teraz smacznie śpią. Te niebieskie wstążki to oceany, zielone i brązowe to ląd a białe plamy to obszary pokryte lodem.
        Na księżycu czeka na ciebie twój statek kosmiczny tylko musimy uważac by nie wpaśc do krateru.
        Kiedy wylądowali na księżycu chłopczyk skakał wysoko i śmiał się radosnie to lepsze niż trampolina jak tu fajnie się chodzi. Szkoda że nie widzą mnie teraz koledzy z przedszkola, pomyślał. Powiedział na głos: nie wieje tu wiatr i nie ma tu rzek, a na jednej czesci jest bardzo ciemno. Dziwna ta planeta na którą patrzę codziennie wieczorem i nie wiedziałem że widzę tylko jej jedną stronę. Z dołu wygląda jak duża buzia która ma oczy i dużą rozdziawiąną buzią jak by chciała nas połknąc.
        Potem wsiadł do swojego pojazdu spojrzał na kokpit pełen przycisków i lampek i zrobiło mu się smutno.
        Głośno powiedział ja nie umiem tym latac. Nowa uspokoilła go ubierz kombinezon i powiedz gdzie chcesz leciec ja Cię poprowadzę. Chopczk usiadl za sterami i powiedzial teraz jestem kapitanem statku kosmicznego. Wydal pierwsz rozkaz chce zobaczyc marsa i polecieli chopiec i gwiazdka na czerwona planete. Chłopczyk wystartował bardzo szybko leciał szybciej niż gwiazdka mijał meteory i pył gwiezdny bardzo musię to wszystko podobało. Jednak musiał się zatrzymac i poczkac na swoją nową przyjaciółkę ponieważ nie znał drogi. Dopiero wówczas rozejrzał się i zauważył drogę mleczną, która świeciła jasnym niebieskawym światłem. Kiedy przyjrzał się dokłanie zobaczył że składa się nie z mleka tylko z setek, milonów gwiazd. Gwiazdka wyłumaczyła mu że droga ciągnie się przez prawie cale niebo od gwiazdrozbioru Kasjopei do Krzyża południa. Polecieli dalej na marsie zastali małych zielonych ludków, którzy zdziwili sie na widok statku. Okazało się ze Marsienie są bardzo do nas podobni, tak samo mają rodziców, chodzą do marsianskiego przedszkola lub szkoly. Nie mają żadnych czułków wystajacych z głowy no chyba że ktos pomyli warkocze dziewczynek Uwielbiają się za to bawic, mają swoje misie lub lalki do spania i marzenia o podróżach na niebieską planete Ziemię. Jedynie ich skora ma zielony kolor a ziemia po której chodzili była czerwona. Z planety tej dobrze było widac szybko mknące gwiazdy i ich kolorowe ogony.
        Dziwiło go jedynie że na niebie było widac nie jeden a dwa księżyce Febosa i Deimosa. Chłopczyk bawił sie w najlepsze z nowymi przyjaciółmi jednak pryzpomnial sobie o pierśieniach Saturna i swoich marzeniach. Wiec polecieli dalej i tak dotarli do Saturna, chlopczk zdziwil sie kolejny raz kiedz zobaczył ze pierśienie zbudowane są kropelek lodu. Powiedział myślalem że będę mogł po nich pospacerowac. Gwiazdka usmiechneła się i powiedziała to co z daleka nam sie wydaje z bliska nie jest takie same. Popatrz czy nie piekne są jego kolory widziałeś cos takiego wczesniej? zobacz ile ma księżyców ta planeta,
        aż 61, policzysz wszystkie... Chłopiec siedział w swojej rakiecie z otwarta buzią podziwiajac kolory i liczac.
        Nie mógł wysiąśc ponieważ wiał tam wiatr z niespotykaną predkoscią. Wracając mijali Jowisz i jego pierscienie, bardzo jasną żółtą planetę pluton i jego żółtych mieszańców którzy machali do niego radośnie. Kiedy byli juz blisko słońca zobaczyli planete, która pierwsza pokazuje sie na wieczornym niebie. A która z bliska była osnuta chmurami, gwiadka powiedziala to Wenus. Pokażę ci jeszcze gwiazdozbiory, czyli kształty w które układaja się gwiazdy i tak mamy oriona, psa, żurawia, skorpiona, weża, orła.... Chłopczk pomyslał, ale ten kosmos jest piekny. Pełen kolorów i kształtów różnych zwierząt i postacji których do tej pory nie widziałem. Na każdej planecie mieszkają mili mieszkancy i tak jak ją lubią się bawic i marzyc. Marzenie chlopca się spelniło odbyl kosmiczną podroż, poznał marsjan i się z nimi zaprzyjażnił.
        Zasnoł kiedy mijali slonce i nie zauwazyl jak pięknie świeci żołtym swiatłem, nie poczuł ciepłego słonecznego wiatru i nie zobaczył wybuchów lawy na jego tarczy.
        Gwiazdka odprowadziła go do jego łóżeczka i odleciala nigdy wiecej się nie pokazując chłopcu, tkwiła nieruchomo na niebie spełniając marzenia kolejnych dzieci. Nastepnego dnia rano chłopiec obudził się szczęśliwy i opowiedział historie podróży rodzicom, którzy uśmiechneli się tylko mówiąc ale miałeś fajny sen synku. Jednak chlopiec wiedział że to coś więcej niż sen przecież we włosach miał gwiezdny piasek z księżyca.

        to ulubiona bajka na dobranoc mojego synka do której czasem dopowiadamy nowe hisorie, więc zamieszczam ilustracje do niej jego autorstwa
        Last edited by agastar79; 25-06-2010, 12:40. Powód: błędy w pisowni

        Skomentuj


          #19
          Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

          Może było to dawno temu, a może dopiero wczoraj-nie wiadomo. W każdym razie na pewno wszystko co tu opowiem wydarzyło się na pieknej, porośniętej kwiatami łące.
          Maleńka biedroneczka Zuza pierwszy raz wybrała sie sama do babci, która mieszkała pod wierzbą na skraju łąki. Mama dokładnie wytłumaczyła córce jak tam dotrzeć, dała buziaka i pokazała ,w którym kierunku lecieć.
          Zuza ochoczo wyruszyła w drogę, ale po chwili zauważyła małą mrówkę szamoczącą się ze źdźbłem trawy.
          -Co robisz?-zapytała
          -Utknęłam i nie mogę uwolnić nogi, pomożesz mi?
          -Oczywiście!-Zuza podfrunęła do mrówki i pomogła jej się uwolnić.
          -Dziękuję, mam na imie Pola.
          - a ja Zuza. Lecę tearz do babci, ale może pobawimy sie któregoś dnia razem?
          -Chętnie! W takim razie do zobaczenia! I jeszcze raz dziękuję!!!-Cześć Polu!!!
          Kiedy tak Zuza leciała dalej zauważyła pięknego motyla siedzącego na czerwonym maku.
          -Dzień dobry Pani Motylowo! Ależ ma pani piekne kolory i wzory na skrzydłach. Bardzo bym chciała takie mieć. Zazdroszczę pani!!!
          -Ależ moja droga, ty także jestes piękna. Kropki są najmodniejsze w tym sezonie. I do twarzy ci w czerwonym!-odpowiedziała pani Motylowa.
          -Naprawdę? Uważa pani, że jestem ładna? Tak się cieszę. Dziękuję!
          -Czy mogłabys pomóc mi w ułożeniu czułków, wybieram sie na bal i nie mogę sobie poradzić z fryzurą?!-zapytał motyl.
          -Ależ oczywiście. Bardzo chętnie.-i Zuza pomogła wystroić sie pani Motylowej.
          Gdy skończyła, grzecznie sie pożegnała i wyruszyła w dalszą drogę.
          Leciała dłuższą chwilę, ale zauważyła żółto-czarnego owada i zatrzymała się, aby mu się przyjrzeć. Owad siedział na kaczeńcach i głośno mlaskał.
          -Dzień dobry panu. Kim pan jest?-zapytała nieśmiało.
          -Cześć, jestem pszczołą i mam na imę Manfred.
          -A co robisz?
          -Zbieram nektar, z którego będzie pyszny miodek. Może mogłabyś przytrzymać przez chwilę ten płatek. Nie mogę sie dostać do najsmaczniejszego nektaru.
          Zuza chętnie pomogła Manfredowi. Po chwili pożegnała się i poleciała we wskazanym przez niego kierunku, gdzie rosła wierzba na skraju łąki.
          Gdy doleciała na miejsce babcia już na nią czekała. poczęstowała ją pysznym nektarem. I z uwagA wysłuchała ciekawych przygód Zuzy. Potem wybrały sie na spacer i obejrzały piekne kwiaty. w końcu przyszedł czas powrotu do domu. Zuza ucałowała babcię, ładnie podziękowała za poczęstunek i obiecała, że wkrótce znów przyleci. Gdy wyruszyła do domu, było już dosyć późno, więc musiała się spieszyć, by zdążyć przed zmrokiem. Jednak wysoka trawa, jaka rosła na łące sprawiła, że Zuza pomyliła kierunek i zgubiła się.
          -Ojej, co ja teraz zrobię, nie wiem którędy lecieć do domu!-rozpaczała.
          Wtem usłyszała obok siebie znajomy głos. To Manfred, wracał do domu z nektarem.
          -Witaj, co tu robisz o tej porze?
          -Ach, zgubiłam się.
          -Nic podobnego, musisz lecieć trochę bardziej w prawo, tam się wcześniej spotkaliśmy.
          -Dziękuję Manfredzie. Nie wiem, co bym bezt twojej pomocy zrobiła.
          I poleciała we wskazanym kierunku. Odlaeciała juz spory kawałek, gdy nagle zerwał się silny wiatr i zdmuchnął ją na kępkę koniczyny.
          - Oj, znów nie wiem, w którym kierunku lecieć. Co za pech!
          Ale i tym razem znalazł się ktoś kto jej pomógł. To pani Motylowa, która właśnie wracała z balu.
          -Musisz lecieć w tamtym kierunku-skrzydełkiem wskazała duźe maki na łące.
          -Dziękuję pani bardzo.-odpowiedziała Zuza.
          -Nie ma sprawy, ty także wcześniej mi pomogłaś. Cieszę się, że mogę się odwdzięczyć.
          Zuza poleciała dalej. Była już blisko domu, gdy nagle rozbolało ja skrzydełko i musiała wylądować. Usiadła na listku i zaczęła cicho płakać, gdy nagle zobaczyła idącą w jej kierunku Polę.Zuza opowiedziała jej co się stało i Pola pobiegła do domu po bandaż, którym opatrzyła skrzydełko koleżnaki.
          -Dziękuję Polu.
          -Tylko ci sie odwdzięczam, ty też mi pomogłaś rano.Leć śmiało do domu.
          I Zuza z bolącym skrzydełkiem, ale nie na tyle, by nie mogła lecieć udała sie do domu.
          Tam mama czekała z kolacją. Pomogła jej sie wykąpać, przeczytała na dobranoc bajkę i położyła do łóżka.
          Zanim zasnęła myślała o tym, że warto być dobrym i pomagać innym. Jeśli jesteśmy mili dla innych, oni tacy sami będą dla nas. Zadowolona z minionego dnia zasnęła zmęczona

          Skomentuj


            #20
            Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

            Pewnego ranka obudziło Polę miłe łaskotanie po policzku. Pomyślała, że to kocyk podwinął się przy główce i przekręciła się leniwie na drugi bok. Łaskotanie jednak nie ustało. "Czyżby mama tak wcześnie wstała? Przecież budzenie domowników jest zarezerwowane dla mnie"- zamruczała, otwierając oczka. Obok siedział pluszowy miś, który wygladał na wyjątkowo zatroskanego. Spojrzał na nią i szepnął: "Przepraszam za tę pobudkę, ale stało się coś strasznego. Kaczuszka Karolinka nie może znaleźć swojej mamy. Przepłakała całą noc więc musimy jej pomóc". Polcia, nie zastanawiając się dłużej, wyskoczyła spod kołderki. Pluszowy niedźwiadek pomógł jej wydostać się z łóżeczka i razem ruszyli na poszukiwanie mamy- kaczki, która miała na imię Balbinka. Przez chwilę starali się ułożyć plan działania, ale ostatecznie zrezygnowali z niego, bo zabierało to zbyt wiele czasu. Na półce z książkami siedziały cztery Teletubisie. Pola zawołała do nich, zadzierając główkę do góry: "Hej, nie widzieliście może mamy Karolinki? Jesteście tak wysoko więc na pewno widzicie dużo więcej niż my". Teletubisie rzekły tonem nieco urażonym: "Nie. Od czasu, gdy przestałaś się z nami bawić, nie interesujemy się światem dookoła. Siedzimy na półce i przegladamy książki, które są dużo bardziej interesujące". Nagle z sąsiedniej półki dobiegł słodki głosik: "To starajcie się robić to ciszej, bo przez was mam nieustanne problemy z koncentracją podczas malowania rzęs. Przecież nie mogę pozwolić sobie na niekompletny makijaż!". Pola dopiero po chwili zobaczyła, kto wypowiadał te słowa: "Cześć, Barbie! A może ty widziałaś Balbinkę?". "Jaaaa? Phi, mam ważniejsze rzeczy na głowie. Od miesiąca walczę z kołtunem we włosach, który mi zafundowałaś podczas ostatniej zabawy we fryzjera". "Ha ha"- parsknęła szmaciana lalka. "Przecież nieustannie powtarzam ci, że nikt nie jest doskonały". Barbie spojrzała na nią z wyrzutem i mruknęła: "Państwo pozwolą, ale przerwę już tę dyskusję, bo nie jest na moim poziomie. Żegnam" i zniknęła w zakamarkach swojej szafki. Pluszowy miś przerwał chwilową ciszę: "A może ty, widziałaś mamę Karolinki?". Szmaciana lalka rzekła: "Niestety nie widziałam. Moje widoki ograniczają się jedynie do regału. Zapytajcie żółwia, bo on często podróżuje po domu". Pola pobiegła do żółwia- taczki i poprawiając mu plastikowy kapelusz, powiedziała: "Witaj, mama- kaczka zniknęła i jej córeczka nie może jej nigdzie znaleźć. Widziałeś ją może?". Żółw, otwierając powoli oczy, mruknął: "Wczoraj, gdy przewoziliśmy klocki do drugiego pokoju, widziałem coś żółtego. Leżało pod czymś, ale nie wiem dokładnie, bo prowadziłaś mnie zbyt szybko. Niestety takie tempo sprawia, że nie nadążam z odbiorem rzeczywistości. A później jeszcze ta wywrotka...". Pola nie dowiedziała się zbyt wiele, ale był to już pierwszy trop. W myślach starała się odtworzyc drogę, jaką pokonała dzień wcześniej z żółwiem, przewożąc klocki. "Hmmm, jak to było? Klocki stały w rogu mojego pokoiku. Potem mama zawołała mnie na obiadek, ale nie chciałam rezygnować z zabawy więc zabrałam klocki ze sobą, pakując je na taczkę. Przejechałam przez sypialnię rodziców, potem minęłam huśtawkę powieszoną w futrynie, a potem... Co było potem? Wiem, rozpędziłam się taczką i z wielkim hukiem przewróciłam się na dywan w salonie, wysypując wszystkie klocki". Pluszowy miś postanowił zbadać tę trasę, zagladając w każdy kąt mijany po drodze. "Tutaj nie ma, tu też nie ma, ani tu"- mruczał, schylając się z wielkim wysiłkiem (bycie właścicielem wielkiego brzuszka bywa uciążliwe). Pola pobiegła przodem, zaczepiając po drodze tańczącą małpkę: "Hej, małpko. Nie widziałaś może kaczki Balbinki?". Małpka spojrzała smutno i rzekła: "Kiedyś widziałam, ale teraz uszko przysłania mi wszystkie widoki. Pamiętasz? Oberwałaś mi je tydzień temu i ledwo się trzyma, opadając na oczka". Pola pocałowała ją w pyszczek i pobiegła dalej, obiecując, że wróci. Po zrobieniu kilku kroków, położyła się na dywanie, bo zrobiło się jej bardzo przykro. Pomyślała o tych wszystkich zabawkach, które smucą się właśnie przez nią. Miś doczłapał ostatkiem sił, kładąc się na dywanie w celu złapania oddechu. Widząc Polę pogrążoną w smutku, przytulił ją mocno i powiedział: "Nie martw się, przecież nigdy nie jest za późno, żeby naprawiać własne błędy". Pola spojrzała na niego, rozchmurzając się i nagle dostrzegła kątem oka żółty brzuszek kaczuszki, wciśnięty w szczelinę pod sofą. Zerwała się na nogi, wyciągając Balbinkę z tej pułapki. Kaczka uśmiechnęła się, wciągając w dziobek powietrze, jakby poczułą nagłą ulgę. Pola zaniosła ją szybciutko do łazienki, gdzie czekała zapłakana Karolinka. Obie kaczuszki rzuciły się sobie w skrzydełka i trwały tak wtulone dość długo. Pola stwierdziła, że nie będzie im przeszkadzać i pozwoliła, by mogły nacieszyć się sobą i radością, która wypełniła w tej chwili ich małe serduszka. Miś złapał Polę za raczkę i zaprowadził do pokoiku, pomagając wdrapać się do łóżeczka. Ledwo zdążyli wskoczyć, gdy usłyszeli kroki mamy, która zbliżała się w ich stronę. "Cześć, skarbie. Dobrze się spało? Wczoraj byłaś bardzo grzeczna więc dziś zaprowadzę cię do sklepu i wybierzesz sobie nową zabawkę"- mama oznajmiła radosnym głosem. Pola spojrzała na nią pogodnymi oczkami, ale po chwili szepnęła: "Nie". Zapewne powiedziałaby dużo więcej, ale była jeszcze zbyt mała, żeby rozmawiać z ludźmi, bo ich język był zdecydowanie trudniejszy od języka zabawek.

            Zaraz po obiadku Pola postanowiła naprawić swoje błędy. Podbiegła do mamy, trzymając małpkę i wskazując na urwane uszko. Mama szybko zorientowała się, że powinna je naprawić. Potem Pola pokazała Barbie, przynosząc szczotkę do włosów. Wspólnie z mamą uczesały ją, robiąc najmodniejszą fryzurę sezonu. Lalka była chyba zachwycona, bo uśmiechnęła się uwodzicielsko do swojego małego lusterka i puszczając oczko w stronę Poli, zniknęła w swoim szafkowym królestwie. Chwilę później Pola poprosiła mamę o zdjęcie z regałów wszystkich zabawek i posadziła je obok siebie, otwierając kolorową książeczkę i pokazując im wspaniałe rzeczy, które widniały na obrazkach. Pluszowy miś uciął sobie w tym czasie drzemkę, ale wiedział, że wieczorem obudzi go czuły uścisk małych raczek.

            Pola zrozumiała, że należy dbać o zabawki i wcale nie trzeba wymieniać ich na nowe, by było wesoło i radośnie. Przed nimi jeszcze wiele wspólnych zabaw i cudownych przygód, a każda z nich będzie niepowtarzalna.
            Attached Files
            Last edited by zebrrra; 02-07-2010, 23:02.

            Skomentuj


              #21
              Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

              Dawna śląska legenda opowiada o biednym facecie , żonatym , dzieciatym...poszukiwaczu złota,głodem przymierali ,zimno w domu, spiżarnia pusta i kiesa też...a tu cud !Na wyrobisku spotyka Gwarka, ducha górników, a ten pyta górnika:
              - Coś taki zatrapiony?czamuś smutny? - a na to przyszły górnik rzecze:
              -ej, bida, w chałupie głód i zimno, że aż kości szczyrkają ...a tu nie ma widów na poprawa, złota próżno szukać, a rodzinka głodna...- na to mu Gwarek:
              -SŁUCHAJ! U was w izbie pod podłagą jest czarne złoto! Tam kopać ci trza!Gościu podziękował i szybko do domu wrócił , aby te złoto drapko znaleźć...kopie , kopie a tu tylko czarne połyskujące kamienie!Wreszcie w złości każe te kamienie do pieca wrzucić i lamentuje:
              - TO oszust, tak mnie wykiwał...ale patrzy , a te kamienie się palą, w pokoju ciepełko, jest na czym wodę zagrzać, coś uwarzyć....-prawdę gadał ten duszek, to jest żyła złota! i tak wyszedł z nędzy, kopalnie otworzył......
              A wersja współczesna moich dzieci jest taka,że przyszedł króliczek z ENERGIZERA, DAŁ IM BATERYJKI I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE ,na braki energii nie narzekając

              Skomentuj


                #22
                Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                PINK i PONK

                Był sobie Pink i Ponk. Bracia, którzy bardzo się różnili.
                Pink grzeczny, miły, do rany przyłóż. Ponk – wielki urwis, złośliwy nicpoń.
                Ponk wyśmiewał się ze swego brata i dokuczał mu ponieważ Pink był gruby. Ciągle robił mu jakieś kawały, psikusy. Pink miał już tego dosyć i postanowił, że pewnego dnia da nauczkę Ponkowi.
                Akurat w szkole w której uczyli się chłopcy – był tydzień sportu. Ponk podstępem wygrywał wszystkie konkurencje; a to jednemu chłopcu nawkładał kamyków do butów, a to powiązał sznurówki, albo pozamieniał buty na dwa lewe, czy dwa prawe, a jeszcze innym kolegom pochował spodenki. W latawcach zaś poodcinał sznurki i podziurawił je...
                Wygrywał w ten nieuczciwy sposób do momentu, gdy w konkurencji balonów natrafił na Pinka. Balony chłopcy musieli skonstruować sami pod okiem nauczyciela.
                To jakiś żart? Powiedział Ponk na widok brata.
                Przecież z nim balon nawet nie drgnie z ziemi. I zaczął się śmiać.
                Nastąpił start. I nagle... co to? Obydwa balony lekko drgnęły ale nie poderwały się w górę. Pink spojrzał na brata, który był zaskoczony tym, że jego balon nie poderwał się z ziemi. Pieklił się i wściekał, aż poczerwieniał ze złości. Skakał, walił w kosz i popluł się przy tym cały.
                Tymczasem Pink nabrał w płuca powietrze i wydymał się przy tym jak ropucha w zalotach.
                Tak dmuchnął z całych sił w balon, że ten poderwał się do lotu.
                Ponk widząc to wściekł się jeszcze bardziej. Z impetem kopnął w kosz tak, że ten się rozpadł, a w górę poszybował sam balon ciągnąc za sobą Ponka, który zaplątał się w liny.
                Przerażony począł niemiłosiernie krzyczeć i wierzgać nogami aż spadły mu sandałki.
                Ratunku! Na pomoc! Krzyczał. – Moje sandałki!
                Pink widząc co się dzieje, ruszył bratu na pomoc. Tak pokierował balonem i tak mocno dmuchał, że zbliżył się do Ponka, chwycił go za nogę, trzymał mocno i bezpiecznie wylądowali na ziemi.
                Blady z przerażenia Ponk podszedł do Pinka, objął brata i rzekł:
                dziękuję bracie że mnie uratowałeś. Nie wiem co byłoby ze mną, gdyby nie ty.
                Przepraszam, że się nabijałem z ciebie. Przebacz mi.
                - Spoko, w porządku, przebaczam ci! I mam nadzieję, że w końcu sam się przekonałeś, że grubasy też są potrzebni i nie zawsze dobrze jest być chudym. Zapamiętaj więc sobie: nigdy nie gardź innymi, bo nie wiesz kiedy będą ci potrzebni.

                Skomentuj

                •    
                     

                  #23
                  Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                  Wybiła godzina 20:00. Pokój osnuwała czerwień zachodzącego słońca. Przy swoim małym komputerku majstrował 4 letni Bartuś. Siłując się ze śrubokrętem i innymi narzędziami plastikowej maści.
                  - tatuś ten komputerek nie działa – wykrzyknął głosem pełnym zniecierpliwienia.
                  Tata podał synowi komplet baterii, szczegółowo tłumacząc gdzie i jak którą należy umieścić. Wspólnie zamknęli klapę przykręcając śrubą. Teraz wszystko działało. Bartuś mógł oddać się zabawie. Włączył komputerek, który przywitał go słowami:
                  - jesteś gotowy?
                  - jestem – padła dopowiedź pełna euforii.
                  I nim słowa przestały się obijać echem po pokoju, Bartuś znalazł się po drugiej stronie. W pomieszczeniu z kilkoma drzwiami, lekko uchylonymi, jakby zachęcały: „wejdź”. Bartuś otworzył szerzej pierwsze drzwi i już z pierwszym krokiem ogarnęło go dziwne uczucie lekkości. Jakby stał się ptakiem i z lekkością sunął w przestrzeni. W kosmicznej przestrzeni. Szeroko otwartymi oczami chłonął obraz planety. Uszy zaś chwytały ledwo słyszalny płacz dziecka.
                  -cześć, zostałeś tu wezwany żeby nam pomóc – nie wiadomo skąd przed Bartusiem wyrósł zielony stworek – ufoludek. Ten sam, którym bawił się wczoraj u swego dobrego kolegi Filipka. Ten sam, który wczoraj po włącznie wydawał śmieszne kosmiczne dźwięki. Ten sam, a jednak jakby inny, bo taki prawdziwy.
                  - jestem Okruszek – kontynuował –mamy misję do zrealizowania. Ten płacz, który słyszysz, to płacz Konradka, któremu kosmiczny potwór zabrał wszystkie baterie. I teraz żadna jego zabawka nie działa.
                  Okruszek pokrótce opisał straszny wygląd potwora, jego wielkie łapy, sterczace uszy i bardzo chrypliwy głos. Udzielił paru wskazówek i w końcu wsiedli do statku kosmicznego na spotkanie ze Strasznym. Straszny jednak był przygotowany na spotkanie i w swoim statku pochował skarby pozabierane dzieciom.
                  - haha! – szydził potwór. Jestem sprytny i nie zdołacie mnie przechytrzyć- wyśpiewywał triumfalnym głsoem
                  Jednak Bartuś ani Okruszek nie zamierzali dać za wygraną.
                  - Straszny, wcale nie jesteś taki straszny i na pewno nie jesteś w stanie udać się do centrum odległej galaktyki w gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy- rzekł Bartuś.
                  Potwór nie domyślając się podstępu przyjął wyzwanie z dumą. Ruszył w stronę gwiazdozbioru. Zaraz za nim ruszyli Okruszek i chłopiec. Ci ostatni jednak zatrzymali się w bezpiecznej odległości przed gwiazdozbiorem. Doskonale wiedzieli co się stanie. Wielki deszcze meteorytów niczym wodospad posypał się na statek Strasznego. Potwór nie zdołał manewrować między odłamkami planetoid. Jego statek został uszkodzony. Straszny stanął twarzą w twarz wobec swojej porażki.
                  - wyciągniemy Cię stamtąd, ale musisz obiecać, że oddasz wszystko co zabrałeś dzieciom… Jeśli nie dotrzymasz słowa – pożałujesz powiedział Bartuś.
                  W tej chwili Bartosz wskazał na ognistą kulę, która pomimo swego pięknego wyglądu, ze względu na blask i pozostawiany za sobą warkocz, mogła narobić wiele szkód. Strasznemu przeszły ciarki po plecach. Potwór nie miał wyjścia. Oddał zabawki dzieciom i obiecał poprawę. Bartuś zaś podjął się osobistego dostarczenia baterii Konradkowi, którego już od godziny otulał sen.
                  Wtem dało się słyszeć:
                  - synu, synu…
                  Bartosz przetarł oczy i znikła biel chmur, błękit, Okruszek. Pojawił się jego pokój i tata z kolacją.
                  Następnego dnia, gdy otworzył komputerek, ten przywitał go jak zawsze, ale na pulpicie przez jakąś minutę można było widzieć zdjęcie chłopca, z wesołą miną bawiącego się swymi zabawkami. Był to Konradek, któremu Bartuś przywrócił radość zabawy.
                  Attached Files
                  pozdrawiam Kasia

                  Ocalić od zapomnienia - >http://bartunio.synek.pl



                  Dokądkolwiek pójdę poniosę ze sobą Wasz pierwszy krzyk...
                  Teraz Wy będziecie moim natchnieniem
                  poematem niezliczonych słów
                  mą radością, miłości promieniem,
                  dziećmi moimi, spełnieniem snów.

                  Skomentuj


                    #24
                    Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                    Kajtuś był bardzo niegrzecznym chłopcem. W szkole źle się uczył i często wdawał się w bójki z kolegami. W domu nie sprzątał swojego pokoju i nie słuchał poleceń rodziców. Największym jednak problemem było to, że chłopiec znajdował przyjemność w psuciu zabawek .
                    Rozkręcał śrubki i koła u samochodów, wyrywał żołnierzykom rączki i nóżki, z elektronicznych pojazdów rozłączał kabelki i wyjmował baterię, a gdy to wszystko już mu się znudziło, rzucał zabawkę w kąt. Rodzice spokojnie tłumaczyli Kajtusiowi, że nie można tak postępować, że należy kochać i szanować zabawki, bo wbrew pozorom one także mają swoje uczucia, Kajtuś jednak nie słuchał rodziców. Do słów mamy odnosił się z pewnym lekceważeniem. On był mądrzejszy i wiedział lepiej. Nie wierzył, że żołnierzyk może coś czuć, przecież on jest tylko kawałek plastiku i niczym więcej.
                    Niewątpliwie ta przykra sytuacja trwała by nadal gdyby nie pewne wydarzenia. Oto którejś nocy Kajtusia obudził szelest. Chłopiec niechętnie otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju i zobaczył ….
                    Na środku pokoju stał maleńki żołnierzyk. Ponieważ żołnierzyk nie miał nóżki oparty był o niebieski samochodzik. Żołnierzyk rozglądał się po pokoju i wyraźnie na kogoś czekał. Nagle środek pokoju zaczęły zapełniać inne zabawki I tak: spod łóżka na trzech kółkach wyjechało zielone autko, spod krzesła przyjechał z urwaną drabinką wóz strażacki Z biurka zeskoczył pozbawiony jednego oczka misiu a z drewnianej skrzyni próbował wydostać się zniszczony pluszowy piesek.
                    - Co się dzieje ? pomyślał Kajtuś - Czy ja śnie? Przecież zabawki nie umieją same się poruszać.
                    Proszę sobie wyobrazić jakież wielkie było zdziwienie chłopca, gdy nagle żołnierzyk przemówił:
                    - Drodzy przyjaciele, tak dalej być nie może. Nie możemy dłużej się godzić na takie traktowanie. Spójrzcie, każdy z nas, jest w jakiś sposób okaleczony, każdy przeżywa swój własny dramat. Takiemu traktowaniu mówimy stanowcze Nie! Ponieważ ten chłopiec
                    krzywdzi nas, proponuje opuścić ten dom i udać się na poszukiwanie dziecka, które z radością nas przygarnie, które będzie nas kochać i szanować.
                    - Tak opuśćmy ten dom i nigdy już tu nie wracajmy! - jednogłośnie krzyknęły zabawki i rozpoczęły przygotowania do drogi.
                    Następnego dnia Kajtuś obudził się wcześnie rano. Rozejrzał się po pokoju. Pokój był pusty. Nie było oni pluszowych misiów ani samochodzików.
                    - Co się stało ? -zdziwił się chłopiec i wtedy przypomniał sobie wydarzenia poprzedniej nocy.
                    -Ach tak, zabawki ode mnie odeszły. Ale mnie nic a nic to nie obchodzi. Niech sobie idą, nie potrzebuje ich - ze złością pomyślał chłopiec i w gniewie rzucił poduszką o ścianę .
                    Mijały dni. Początkowo Kajtuś jakoś radził sobie z samotnością. Z każdym dniem coraz bardziej jednak zaczynał odczuwać brak zabawek , tęsknił za nimi. Pewnego dnia pobiegł do mamy i zapłakał:
                    - Mamo ja nie chcę już samotnie siedzieć w pokoju, tak bardzo chciałbym, aby moje zabawki wróciły.
                    Mam uważnie spojrzała na synka, przytuliła go i rzekła:
                    - Widzisz synku, zabawki cię opuściły, bo byłeś dla nich niedobry, nie szanowałeś ich i nie kochałeś. Swoim zachowaniem krzywdziłeś nie tylko zabawki, ale pośrednio także mnie i tatę. Nie potrafiłeś docenić tego co miałeś, nie zauważałeś jak my z tatą ciężko pracujemy abyś ty mógł mięć piękne zabawki.
                    - Och mamo przepraszam. przepraszam. Obiecuję, że się poprawię, będę już dobry. Będę się uczył i nigdy już nie popsuje żadnej zabawki. Mamusiu proszę cię spraw, aby było jak dawniej, aby zabawki do mnie wróciły.
                    Mama poznała, że Kajtuś mówi szczerzę. Uśmiechnęła się i tajemniczo rzekła: "Zobaczę co da się zrobić".
                    Chłopiec mocno uściskał mamę, pocałował w policzek i pobiegło do swojego pokoju. Otworzył drzwi i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Oto jego pokój znów był pełen zabawek. Misie siedziały na półkach a samochody stały na podłodze.
                    Chłopiec był bardzo szczęśliwy. Szybciutko pobiegł do rodziców. Wieczorem zaś razem z tatą przykręcał śrubki i sklejał urwane elementy pojazdów. Mama zszywała pluszowe maskotki.
                    Tego w jaki sposób zabawki wróciły do pokoju Kajtuś nigdy się nie dowiedział.
                    Czy sprawiła to mama, a może to zabawki usłyszały gorące przeprosiny chłopca i postanowiły dać mu jeszcze jedną szanse ?
                    To niech zostanie słodką tajemnicą moja i mojej córuni, osób, które dla Państwa układały tę bajkę

                    Skomentuj


                      #25
                      Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                      W pewnym małym miasteczku,przy pewnej mało uczęszczanej ulicy,w pewnym małym domku,mieszkał całkiem duży chłopiec o imieniu Krzyś.Krzyś,tak jak każdy chłopiec w jego wieku uwielbiał zabawki.Najbardziej przypadły mu do gustu te na baterie.Mimo tego,że nie miał ich zbyt dużo i większość z nich była już naprawdę wysłużona kochał je nad życie.
                      -Och,moje drogie!Jesteście dla mnie takie bliskie!Dajecie mi tyle radości!Nie zamieniłbym was na żadne inne!-zwykł mawiać.-Gdy patrzę na twój taniec,moja mała Primabalerino,zapominam o ciężkiej sytuacji,w jakiej znaleźli się teraz moi rodzice...Gdy przytulam się do twojego mięciutkiego brzuszka,mój kochany Misiu,zapominam o wszystkich kłopotach...A twój zezowaty uśmiech Clownie daje mi nadzieję na lepsze jutro...
                      Gdy nadszedł dzień jego urodzin rodzice podarowali mu piękny,szybki samochód na baterie.Chłopiec wiedział,że kosztowało ich to wiele wyrzeczeń,ale nie potrafił ukryć swojej radości:
                      -Dziękuję!Dziękuję!Jesteście cudowni!Marzyłem o nim od dawna!To najwspanialszy prezent urodzinowy jaki mogłem sobie wymarzyć!
                      Nowy piękny samochód stał się teraz jego najlepszym przyjacielem.Chłopiec spędzał z nim każdą chwilę.A co stało się z jego starymi zabawkami?Po prostu o nich zapomniał..
                      -Wiecie dlaczego Krzyś wybrał mnie?Bo jestem lepszy!Jak stare,zepsute zabawki mogą konkurować z takim wspaniałam samochodem jak ja?-pyszniło się auto.-Nie wierzę,by Krzyś o nas zapomniał.On ma takie dobre serce...-powiedziała Primabalerina.-Miejmy nadzieję,że już niedługo znowu będziemy się mogli razem bawić...-odrzekł Clown i Miś.
                      Pewnego dnia Krzyś obudził się z bardzo wysoką temperatura.Był tak słaby,że nie mógł podnieść się z łóżka.Na domiar złego jego rodzice akurat tego dnia musieli wcześniej wyjść do pracy.
                      -Musimy mu jakoś pomóc!Nie możemy go tak zostawić!Powinniśmy wezwać lekarza!-krzyczała zaniepokojona Primabalerina.-Ale jak?Sami nie damy rady..Musi nam pomóc ktoś szybki..-zastanawiał się Miś.-Wiem!Wiem kto może wezwać pomoc!Ty samochodziku!Jesteś naprawdę zwinny.Błyskawicznie wezwiesz pomoc.Poza tym,twoje baterie mająnajwiększą moc.Nasze są już na wyczerpaniu.-odparł zadowolony z siebie Clown.
                      -Ja nigdzie nie jadę!Nie będę się narażał na jakiekolwiek uszkodzenia!-stwierdziło auto i z piskiem opon odjechało na drugi koniec pokoju.
                      -W takim razie musimy poradzić sobie same!Ale jak..?-zastanawiały się zabawki.
                      W tym momencie,drzwi do pokoju Krzysia uchyliły się.-Co ty tu robisz mamo?-zapytał słabym głosem-Powinnaś być w pracy..-To moje matycznyne serce mnie tu przywiodło.Serce matki nigdy się nie myli-odrzekła mama i błyskawicznie wezwała lekarza.
                      Na szczęście okazło się,że to zwykłe przeziębienie.Po dwóch dniach Krzyś czuł się dużo lepiej,ale na polecenie lekarza nadal musiał pozostawać w łóżku.-Mamo,możesz podać mi Primamalrinę,Clowna i Misia?-zapytał.-Oczywiście kochanie.A nowy samochód?Czyżbyś o nim zapomniał?-odparła rozawiona mama.-Nie mamo,nie zapomniałem.Ale przekonałam się,że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...

                      Skomentuj

                      •    
                           

                        #26
                        Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                        Za pięcioma górami mieściła się chatka z drewna pokryta liśćmi palmy,które służyły jako dach. W tym małym choć przytulnym domku mieszkał staruszek o imieniu Harald. Był on jedynym człowiekiem zamieszkującym wyspę,którą nazwał Hanka. Kiedyś Harald był zakochany w pięknej,czarnowłosej dziewczynie,która miała na imię właśnie Hanka,na pamiątkę Harald nazwał jej imieniem wyspę,na którą przypłynął tuż po tym jak dziewczyna zerwała z nim oświadczyny i związała się z o wiele bogatszym hrabią.
                        Harald czuł się bardzo samotny na wyspie,ale z racji,że była to bezludna wyspa nie było tam innych ludzi . Mieszkały tam jedynie dzikie małpy,które były bardzo groźne i niebezpieczne. Harald miał jedną wielką pasję,uwielbiał majsterkować. Stworzył baterie,nad którymi pomysłem i produkcją pracował aż 25 lat,aż w końcu wydawało mu się,że jego dzieło jest gotowe. Nie wiedział tylko jak i gdzie je sprawdzić. Aż pewnego razu niespodziewanie zobaczył na niebie obiekt,okazało się,że jest to samolot. Wyrzucił on na wyspę wielką,drewnianą skrzynię. Harald bardzo ciekawy co jest w środku szybko podbiegł do niej. Otworzył ją z niespotykaną łatwością i bardzo się zdziwił jej zawartością. Okazało się,że w środku są trzy zabawki. Lalka w pięknej balowej sukni,żołnierz w zielonym mundurze i miś z przyklapniętym uszkiem. Wszystkie zabawki miały z tyłu otworki ze sprężynkami. Harald od razu się zorientował,że są to otwory na baterie,pobiegł po swoje działa,włożył je w odpowiednie miejsca i...zabawki ożyły!
                        -Jak macie na imię?-zapytał przyjaźnie
                        -Maja,Antoni,Heniek-odpowiedziały lekko speszone
                        -Zostaniemy przyjaciółmi?-zaproponował staruszek
                        -Jasne-uradowały się zabawki
                        Od tego czasu byli czworgiem nierozłącznych przyjaciół,rozbudowali dom,wspólnie zbierali żywność i byli zawsze przy sobie. Żadne z nich nie było już samotne.

                        Skomentuj


                          #27
                          Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                          Na stoliku w pokoiku stało mleczko i…Nie, jajeczka nie było, podobnie zresztą jak kotka. Był za to szczur – pluszowy, czarny, mięciutki szczur. Szczur nie miał imienia, chyba, że za jego imię można uznać to, że wszyscy wołali na niego po prostu „Szczur”. Mimo że bezimienny, szczur miał wysoką pozycję w pokoju pełnym zabawek – mieszkał w nim chyba najdłużej, wszyscy się z nim liczyli, a do tego był bardzo mądry. To właśnie dla niego Kamil, chłopiec, który mieszkał w tym pokoju stawiał na stole mleczko, zabierał z sobą do łóżka, gdy tata czytał bajki na dobranoc, a nawet się z nim kąpał, co akurat nie do końca dobrze robiło szczurowi, bo powoli przestawał być tak bardzo czarny jak był na początku. Wiele by jeszcze można opowiedzieć o szczurze, ale właściwie to nie o nim jest ta opowieść, choć odegrał w niej niemałą rolę, o czym za chwilę.
                          Cała rzecz zaczęła się od pewnej starej, zepsutej, plastikowej ciężarówki. Ciężarówka stała od dawien dawna w najciemniejszym kącie pokoju i już nikt się nią nie bawił, bo brakowało jej jednego kółka, kierowcy, była popękana i porysowana, miała wyblakły kolor. Z dnia na dzień zapomniana ciężarówka stawała się coraz bardziej zakurzona i coraz smutniejsza– zwłaszcza, jak usłyszała niedawno, że Kamil rozmawiał z mamą o tym, że trzeba będzie ją wkrótce wyrzucić.
                          Wszystko zmieniło się w pewną niedzielę, gdy Kamila odwiedziła ciocia. Ciocia podarowała chłopcu prezent – duży karton klocków lego. Był to zestaw budowlany. Kamil był zachwycony, bo nade wszystko lubił majsterkować i budować różne konstrukcje. Chłopiec spędził całe popołudnie i wieczór na zabawie. W nocy, gdy chłopiec już zasnął ( a wierzcie mi, szybko zasnął po taaakiej zabawie!), z pudełka nowych klocków wyszły figurki robotników. Ludziki chciały poznać innych mieszkańców pokoju i rozejrzeć się dookoła. Jeden z nich, Luk, ciekawski, ale też o bardzo dobrym sercu, zawędrował aż w tak odległy kąt pokoju, w którym stała zapomniana ciężarówka. Luk, który nie tylko miał dobre serce, ale też uwielbiał różne trudne zadania i wyzwania, postanowił ciężarówce pomóc. Zawołał pozostałych robotników i poprosił ich o pomoc. Wszyscy pracowali ciężko i długo – naprawiali, polerowali, unowocześniali… Ludziki miały tyle różnych narzędzi, że pewnie część z was niektórych z nich może nie znać nawet z nazwy. Po kilku godzinach wytężonej pracy ciężarówka była nie do poznania! Ale, ale…Luk nie był do końca zadowolony - czegoś mu brakowało. Myślał, myślał i wymyślił, że jeśli trochę przebuduje ciężarówkę i zamontuje w niej baterie, to wtedy samochód rzeczywiście dostanie nowe życie. Plan wydawał się prosty, ale nikt nie wiedział skąd wziąć baterie. I w tym właśnie miejscu bardzo, ale to bardzo przydał się szczur, który nie tylko pokój chłopca znał jak własną kieszeń (o ile szczury mają jakieś kieszenie), ale resztę mieszkania również i wiedział, gdzie tata Kamila trzyma zapasowe baterie. Pobiegł po nie i przyniósł pracownikom.
                          I wtedy dopiero zaczęła się zabawa na całego! Przeszczęśliwa ciężarówka, z Lukiem za nowo zamontowaną kierownicą zaczęła szaleńczą, radosną jazdę najpierw po pokoju, potem po całym mieszkaniu, aż w końcu wyjechała na nocne ulice. Gdy wyjechała z mieszkania, zwolniła, bo pamiętała, że na ulicy trzeba bardzo uważać. Poza tym widziała tyle ciekawych rzeczy, ze szkoda byłoby je przegapić jadąc zbyt szybko. Nocą ulice wcale nie są tak wyludnione jak się niektórym zdaje. Jeżdżą tramwaje i autobusy, w restauracjach i dyskotekach nadal jest gwarno, na chodnikach można spotkać spóźnionych przechodniów. Ciężarówka i Luk spotkali nawet grupę kilku chłopców, którzy mimo późnej pory grali na gitarach w środku miasta. Po zwiedzeniu miasta ciężarówka dojechała na lotnisko i…tutaj niespodzianka! Okazało się, że Luk i jego przyjaciele, gdy zamontowali baterie w autku, przygotowali je nie tylko na to, by jeździło. Okazało się, ze ciężarówka potrafi…latać! Samochód po naciśnięciu guziczka obok kierownicy zamienił się w samolot. Nadal wyglądał trochę jak ciężarówka, jednak bez wątpienia była to ciężarówka z całkiem sporymi skrzydłami. Ach, jak przyjemny był to lot! Uciekająca i niknąca w oddali ziemia, chmury na dole, chmury na górze, przyjemny chłód wiatru. Ciężarówka była tak szczęśliwa, że myślała, że już nigdy nie będzie chciała wylądować, jednak zmieniła zdanie, gdy pod sobą zobaczyła szeroką, lśniącą rzekę. Bardzo miała ochotę się w niej zanurzyć. Luk pokierował samochód w dół i już po chwili byli razem nad rzeką, która z bliska wydawała się jeszcze piękniejsza. Ku zaskoczeniu ciężarówki Luk wcisnął kolejny guzik, który zamontował wraz z pozostałymi robotnikami obok kierownicy i tym razem okazało się, że samochód nie tylko potrafi zmienić się w samolot, ale też w motorówkę. Harce w wodzie trwałyby pewnie do samego rana, jednak trzeba było wracać do domu, zanim Kamil wstanie. Ciężarówka wraz z ludzikiem LEGO wróciła w taki sam sposób w jaki dotarła aż nad rzekę. Najpierw wypłynęła z wody, potem poszybowała pośród chmur, by w końcu szybciutko wrócić wyludnionymi już ulicami do mieszkania Kamila i jego rodziców. Wszystkie zabawki były ciekawe wrażeń – wiele z nich prosiło, by następnym razem to one mogły zostać zabrane w nocną podróż. Powstała nawet lista chętnych. Oczywiście na samym jej początku znajdował się szczur - spryciarz, który twierdził, że gdyby nie on, to samochód nigdzie by nie pojechał bez baterii przez niego zdobytych, dlatego powinien być pierwszy.
                          Rano Kamil obudził się z uśmiechem na ustach. Nie pamiętał dokładnie co mu się śniło, ale pamiętał, że w śnie zdarzyło mu się wiele jakichś fajnych przygód. Gdy chłopiec wstał z łóżka przeżył spore zaskoczenie – z niedowierzaniem patrzył na odmienioną ciężarówkę. Pomyślał, że tata ją tak ponaprawiał i zrobiło mu się wstyd, że sam o tym wcześniej nie pomyślał, tylko chciał ją wyrzucić. Obiecał sobie, że zawsze jak jakaś zabawka się zepsuje najpierw postara się ją naprawić. Kamil nie wiedział jeszcze, że samochodzik zaskoczy go jeszcze bardziej tym, co potrafi, ale o tym chłopiec dopiero się przekona – na razie tylko śniły mu się różne szalone i radosne przygody, ale przyjdzie czas, że Kamil również wyruszy z ciężarówką w nocną podróż.

                          Skomentuj


                            #28
                            Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                            Dawno temu, kiedy? nikt nie wie, mieszkała sobie w zamku królewna
                            Nikt nie pozwalał jej się bawić z innymi, więc mina jej ciągle rzedła.

                            Aż razu pewnego stał się coś, czego się nie spodziewała,
                            Spotkała chłopca z przyszłości i stąd ta bajka cała.

                            A było to tak, że gdy miała już dosyć nianiek i pokojówek,
                            uciekła ukradkiem do lasu ciemnego, gdzie pełno jest stworów i mrówek.

                            Tam, chociaż się bała, chodziła po ciemku, aż drogę zgubiła do domu,
                            i kto ją wnet znajdzie? wszak ona uciekła, nie mówiąc nic o tym nikomu.

                            Płakała wśród gęstwin, a płacz jej był głośny, tak że usłyszał ją Krzyś,
                            skąd on się wziął opowiem Wam później, ważne, że znalazł ją zanim zrobił to miś.

                            "Czemu tak szlochasz?" zapytał ją chłopiec, zdziwiony jej strojem bogatym,
                            "Bo ja zgubiłam drogę do domu, a chcę już wracać do taty".

                            "Nie płacz, daj rękę, ja ci pomogę" powiedział dziarsko chłopak,
                            I wyruszyli szukać zamczyska, po jemu znanych tropach.

                            Kiedy tak szli już godzin kilka ona nie wytrzymała,
                            "Co trzymasz w ręku?" zapytała, bo ciekawość ją zżerała.

                            "To szeryf Chudy, mój bohater, on jeszcze mnie uratuje,
                            bo się zgubiłem tak jak ty, tyle że ja w czasie podróżuję".

                            Mieszkałem sobie z mamą w mieście o nazwie Nowy Dworek,
                            aż nagle w nocy przyszedł do mnie niebieski włochaty potworek.

                            Powiedział, że mi pokaże ciekawe zakątki świata,
                            wyszedłem z nim i od tej pory po bajkach przeróżnych latam.

                            Byłem już u trzech świnek, stamtąd poszedłem do shreka,
                            on mnie wygonił ze swego bagna, krzyczał, żebym uciekał.

                            I tak trafiłem do chatki Jędzy zwanej też Babą Jagą,
                            chciała mnie zjeść, lecz nie zdążyła, potraktowałem ją jej ciupagą.

                            Zwiedziłem także domek babci dziewczynki zwanej Kapturkiem,
                            nie chciały pomóc mi wrócić do domu, bo muszą porachować się z wilkiem.

                            Tułałem się ciągle po różnych zakątkach, aż na jakąś półkę trafiłem,
                            tam siedział Szeryf Chudy, obiecał mi pomóc, lecz żywy był tylko przez chwilę.

                            Teraz się nie rusza, nic do mnie nie mówi, idę z nim poprzez knieje,
                            Ale nie wiem, czy sens jest ciągnąć go ze sobą, bo do mnie się już nie śmieje".

                            "Jak mi pomożesz dotrzeć do domu, to pokażę go magom wiedzącym,
                            Oni ci pomogą wrócić do Dworku, a Chudego uczynią żyjącym".

                            Jako że Krzyś znał dobrze te knieje, szybko odnalazł zamczysko,
                            jakież było jego zdziwienie, zobaczył i wiedział już wszystko.

                            To był zamek Królewny Śnieżki, a ta mała dziewczynka zgubiona,
                            choć była młoda i niedorosła, toć to przecież była ONA.

                            Malutka Śnieżka poszła do maga, pokazać mu Chudego,
                            "Wiem, co jest grane, on nic nie gada, bo musisz mu wymienić baterie kolego.

                            Oto królowa Energiza przysłała nam te w zapasie,
                            możesz je użyć, będą działać długo, i nie narzekaj już smutasie".

                            Krzyś włożył baterie, Chudy się zakręcił i zaczął wywijać się w tańcu,
                            wszyscy się śmiali i byli szczęśliwi, aż ktoś wnet zawołał "Śpiochańcu!!"

                            To mama tak zawsze na niego wołała, gdy wstawać nie miał ochoty,
                            A więc to był sen, to wszystko się śniło, on śmiał się ze swojej głupoty.

                            Aż nagle popatrzył na łózko swoje i zamarł w niedowierzaniu,
                            Bo Chudy leżał na jego poduszce, więc zapytał mamy przy śniadaniu:

                            "Mamo, zobacz co mam, to szeryf jest z bajki, ze mną chyba zostanie".
                            na co ona rzekła: "Wygrałam go dla Ciebie, za bajki i naszą wyobraźnię".
                            Last edited by Kurpiu; 04-07-2010, 20:38.

                            Skomentuj


                              #29
                              Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                              Kiedy słońce zachodzi,
                              kiedy wieczór nadchodzi,
                              świat zabawek się budzi,
                              tak jak rano świat ludzi.

                              Wszystkie lalki już harcują,
                              na przyjęcie się szykują.
                              Piękne suknie zakładają,
                              na partnerów swych czekają.

                              Auta jadą na zawody,
                              które przegra-stawia lody.
                              Warczą szybkie silniki,
                              będą niezłe wyniki.

                              Roboty swe lasery szykują,
                              do bitwy o władzę się przygotowują.
                              Na koncie już wiele zwycięstw mają,
                              bo laserami świetnie władają.

                              A gdy słońce na horyzoncie się ukaże,
                              ich zabawkowe objawi twarze.
                              I znowu będą tylko zabawkami,
                              co napędzają się bateriami...

                              Skomentuj


                                #30
                                Odp: Konkurs "Przygody z zabawkami"

                                Dawno, dawno temu, gdy cuda i czary byly na poczatku dziennym, zyl pewnien chlopiec o imieniu Dany. Posiadal on moc, ktora mogl wszystko zmienia. Waze z zupa na mala miseczke, Kota w zabe a nawet jaszczurke w kwiat. Pewnego dnia poklociwszy sie ze swoimi przyjaciolmi, ze zlosci zamienil ich w male figurki-lalki. Wystaszone dzieci niemogly nic zrobic. Nie mogly ani mowic ani sie samodzielnie poruszac. Chlopiec nie spodziewawszy sie takiej reakcji ze figurki nic nie robia, wrzucil je do znajdujacej sie obok jego domu rzeki. Nad rzeka kawalek dalej bawila sie grupka dzieci, z innej wioski. Zobaczywszy ze cos plynie, probowali to wyciagnac. Wszyscy weszli do wody i wylawiali figurki. Bawili sie nimi ale jak to dzieci, wkoncu sie im to znudzilo. Lalki, malych przyjaciol, spotkaly rozne inne nawet dziwne przygody, alata mijaly... Raz znalazla je dziewczynka i zaniosla do domu. Jej tata mial sklep wiec je w nim sprzedal. Zabawki trafily w rece starszej pani, ktora oddala je swoim dzieciom. Niestety dzieci przez nieuwage zostawily je na podlodze i zaczol nim sie bawic pies. dzieciom nie podobaly sie juz takie zepsute zabawki, z potarganymi ubrankami, i wygryzionymi wlosami. Owa pani wyzucila je na smietnik. Niewiem dlaczego to wlasnie stary bezdomny pan je zabral, ale ciesze sie z tego poniewaz posiadlal talent szycia, oraz naprawiania zniszczonych starych rzeczy. Lalki spedzily u niego kilka dobrych lat. Dany-chlopiec czarodziej dawno zapomnial o swoich przyjaciolach, mial juz gdzies 60 lat, ale byl sam. Byl samolubny, nikogo nie lubil i pozostal sam w stary domu na uboczu. Pewnego dnia Owy bezdomny przyszedl pod chate Danego i prosil o cos do jedzenia. Dany zobaczyl wystajace z kieszeni bezdomnego lalki. To wlasnie byly jego dawni przyjaciele. Powiedzial ze odkupi je od niego za ile bedzie chcial. Tak tez sie stalo, zabral przyjaciol do srodka i powiedzial sam do siebie..."przepraszam ze wam to zrobilem, dlaczego ja taki jestem? Ale przynajmniej nic sie niezmieniliscie.. dlaej tacy sami mlodzi" pomyslal chwilke i powiedzial sam do siebie. "przeciez moge to zmienic" Znalazl zaklecie odwracajace i nagle. Ujrzal w pokoju swoich przyjaciol, poruszajacych sie, mowiacych oraz normalnych rozmiarow. Dany przeprosil swoich przyjaciol, a oni mu wybaczyli, przeciez byli jego przyjaciolmi. Teraz zostali w jego domu, mieli sobie przeciez duzo do opowiedzenia. Pewnie zastanawia was skad to wszystcko wiem?? Przeciez ja bylam jedna z tych zabawek...

                                Skomentuj

                                       
                                Working...
                                X