Tamtego Sylwestra przespałyśmy. Obie Tego było już zdecydowanie inaczej. Grono - podobny skład wiekowy i rodzicieli i dzieci. W planach: wspólne pieczenie pizzy (ach to grzebanie łapkami w kukurydzy!!!), wspólne zdobienie, zabawa owocami i wielorodzinny teatrzyk, a potem spać.
Wyszło tak jak wyjść musiało - emocji było za dużo, energia skończyła się już około dziewiętnastej (imprezę zaczęliśmy w okolicach piętnastej) i bobasy padły. Do czasu. W rejonach dwudziestej trzeciej zaczęły się pobudki. Najpierw jedno, potem drugie, a na końcu cały komplet. Niepokoiły nieco wystrzały, więc mała siedziała wpółsenna, wtulona we mnie i wpatrzona w okno. Nie lubię fajerwerków, nigdy ich nie lubiłam. Ale zachwyt w oczach malutkiej, na 9 piętrze wieżowca wybudowanego jeszcze (niech żyje PRL) na jakimś wzniesieniu i cały Poznań u stóp. I nagle okazało się, że to nie rodzice, nie rówieśnicy, ale ta feeria barw była dla mojej dziewczynki najcudowniejszą chwilą sylwestra. Dzieci milczały, moją córkę jakby zaczarowało. W zasadzie cały świat zniknął. Była tylko ona i te ognie. I może trochę ja. Dziesięć minut najgłębszego skupienia i zachwytu, tak, jak tylko dziecko może się zachwycić...
Nie wiem, czy to się wpisuje w sylwestrową zabawę, na prawdę nie wiem. Ale dla mnie jest to jeden z piękniejszych momentów.
Wyszło tak jak wyjść musiało - emocji było za dużo, energia skończyła się już około dziewiętnastej (imprezę zaczęliśmy w okolicach piętnastej) i bobasy padły. Do czasu. W rejonach dwudziestej trzeciej zaczęły się pobudki. Najpierw jedno, potem drugie, a na końcu cały komplet. Niepokoiły nieco wystrzały, więc mała siedziała wpółsenna, wtulona we mnie i wpatrzona w okno. Nie lubię fajerwerków, nigdy ich nie lubiłam. Ale zachwyt w oczach malutkiej, na 9 piętrze wieżowca wybudowanego jeszcze (niech żyje PRL) na jakimś wzniesieniu i cały Poznań u stóp. I nagle okazało się, że to nie rodzice, nie rówieśnicy, ale ta feeria barw była dla mojej dziewczynki najcudowniejszą chwilą sylwestra. Dzieci milczały, moją córkę jakby zaczarowało. W zasadzie cały świat zniknął. Była tylko ona i te ognie. I może trochę ja. Dziesięć minut najgłębszego skupienia i zachwytu, tak, jak tylko dziecko może się zachwycić...
Nie wiem, czy to się wpisuje w sylwestrową zabawę, na prawdę nie wiem. Ale dla mnie jest to jeden z piękniejszych momentów.
Skomentuj