Proszę o pomoc, bo nie mam z kim porozmawiać na tak bardzo ważny i trudny dla mnie temat. Jestem w związku od 3 lat, ja 29 lat, on 32. Związek stoi w miejscu, mieszkamy oboje u rodziców, spotykamy się jak para nastolatków. Ja mam pracę, ale nie stać mnie na samodzielne utrzymanie, mogłabym co najwyżej wynająć pokój i nic nie odkładać, co jest dla mnie bez sensu. Mój chłopak stracił pracę 8 miesięcy temu. Wcześniej pracował przez rok czasu. Jeszcze wcześniej szukał tej pracy, którą później stracił, przez dokładnie rok. Kocham go, ale brak perspektyw rozwoju tego związku mnie załamuje. Znajomi, rodzina, kiedy pytają o mojego faceta, wstydzę się powiedzieć, że znowu szuka pracy, znowu prawie rok. Realia są teraz bardzo ciężkie, ale ludzie tłumaczą mi, że kto chce, ten znajdzie pracę, że przecież jakby chciał, to by się chwycił byle czego. Że nie nadaje się na męża i ojca (ja chciałabym założyć rodzinę).
Rady innych, rozsądek, mówią, że powinnam odejść i szukać szczęścia gdzie indziej. Że być może on jest faktycznie bardzo niedojrzały, niesamodzielny, że jemu ta sytuacja nie przeszkadza, tylko mnie. Bo to głównie ja dwoję się i troję, żeby w końcu się usamodzielnić i chciałabym z nim.
Serce mówi, że go kocham, doskonale się z nim dogaduję, że nigdy nie znałam nikogo takiego, z kim tak bym się czuła. Że mogę drugi raz już takiej osoby nie spotkać i nawet jeśli będę z kimś innym, w duszy zawsze będę go porównywać, tęsknić. Że nigdy nie uwolnię się od tego uczucia.
Kiedy z kolei się spotykamy, nie umiem być szczęśliwa przez to, że myślę ciągle o naszej żałosnej, dziecinnej sytuacji. Wstydzę się, że spotykamy się jak nastolatki i oglądamy razem filmy w pokoju dziecięcym. Ten wstyd zaczyna przesłaniać mi wszystko.
Co mam robić? Nic już nie wiem, czuję się jak w pułapce i czuję, że czegokolwiek nie zrobię, będę nieszczęśliwa pomóżcie, doradźcie mi coś, proszę.
Rady innych, rozsądek, mówią, że powinnam odejść i szukać szczęścia gdzie indziej. Że być może on jest faktycznie bardzo niedojrzały, niesamodzielny, że jemu ta sytuacja nie przeszkadza, tylko mnie. Bo to głównie ja dwoję się i troję, żeby w końcu się usamodzielnić i chciałabym z nim.
Serce mówi, że go kocham, doskonale się z nim dogaduję, że nigdy nie znałam nikogo takiego, z kim tak bym się czuła. Że mogę drugi raz już takiej osoby nie spotkać i nawet jeśli będę z kimś innym, w duszy zawsze będę go porównywać, tęsknić. Że nigdy nie uwolnię się od tego uczucia.
Kiedy z kolei się spotykamy, nie umiem być szczęśliwa przez to, że myślę ciągle o naszej żałosnej, dziecinnej sytuacji. Wstydzę się, że spotykamy się jak nastolatki i oglądamy razem filmy w pokoju dziecięcym. Ten wstyd zaczyna przesłaniać mi wszystko.
Co mam robić? Nic już nie wiem, czuję się jak w pułapce i czuję, że czegokolwiek nie zrobię, będę nieszczęśliwa pomóżcie, doradźcie mi coś, proszę.
Skomentuj