Od dziecka uwielbiałam bale,przyjęcia,zabawy.Mama zawsze robiła mi wianki,kapelusze muchomora czy czapkę Czerwonego Kapturka...czasy były całkiem inne niż teraz.Obiecałam sobie dawno,że jak zostanę Mamą będę mimo wszystko kontynuowała tradycję samodzielności w przygotowaniach...Zostałam Mamą dwóch dziewczynek:Sara ma teraz 4,5 roku,Sabinka 1,5 roku...I co roku na zimę dopadały nas choróbska...Rok temu zmogło i mnie-wyrok był ostry:OSPA!Razem z moimi dziewczynami miałyśmy więc bal w kropki na ciele,z gorączką w łóżku i zawiedzionymi oczekiwaniami...Cały rok trzymałam się wszystkich metod,przesądów itp by tylko te Święta,ten Karnawał,ten Sylwester był inny...No i masz!Grypa u jednej,ostre ząbkowanie u drugiej."DOŚĆ!!" powiedziałam,nie dam się...I kiedy dziewczynki miały poobiedową drzemkę w dzień Sylwestra, przygotowałam w salonie krainę czarów:balony,serpentyny,maski...Klimat iście Wenecki.Był tort z mandarynek,szampan z herbaty z miodem i kostkami lodu z soku z cytryny,pucharki bitej śmietany z owocami i zimne ognie...I wszystko to zobaczyły moje dziewczyny jak wstały!Ależ była radość!Piżamki zamieniły na sukienki,powstały peleryny z bibuły i maski,którze wcześniej wycięłam a które same dekorowały jak chciały:w piórka,bibułę,brokat...cały dom błyszczał.Nawet kot dostał koronę Sara tuliła Sabinkę i mówiła:"Widzisz siostrzyczko,mama jest najlepsza na świecie.Jesteś jeszcze za mała ale kiedyś to zrozumiesz..."A o północy...stały na parapecie,ledwo przytomne,ale wytrwały i patrzyły jak nad miastem unoszą się fajerwerki.Bunia trochę się bała ale kiedy Sara łapała ją za rękę,piszczały z radości we dwie...a potem "padły" w swoich łóżkach jak nic...I ja padłam razem z nimi-zmęczona jak nigdy,szczęśliwa jak zawsze kiedy mogę patrzeć na ich radość...
Rano obudziły się obie z gorączką...No i znowu zmartwienie...Mówię do Sary:"Kochanie,znowu gorączka.Jesteś dalej chora".....A ona do mnie: "Mamusiu...to ze szczęścia,w nocy było tak pięknie...."
Dla takich chwil warto stanąć na głowie!I mam noworoczne postanowienie,dla siebie i mojej rodziny: nigdy ale to nigdy nie będzie takiej przeszkody która by nam zabrała zabawę. Czy trzeba iść na prawdziwy bal,żeby dobrze się bawić...??
Nie... nie ważne gdzie,ważne by być z tymi których się kocha...Najbardziej!
Rano obudziły się obie z gorączką...No i znowu zmartwienie...Mówię do Sary:"Kochanie,znowu gorączka.Jesteś dalej chora".....A ona do mnie: "Mamusiu...to ze szczęścia,w nocy było tak pięknie...."
Dla takich chwil warto stanąć na głowie!I mam noworoczne postanowienie,dla siebie i mojej rodziny: nigdy ale to nigdy nie będzie takiej przeszkody która by nam zabrała zabawę. Czy trzeba iść na prawdziwy bal,żeby dobrze się bawić...??
Nie... nie ważne gdzie,ważne by być z tymi których się kocha...Najbardziej!