Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

Collapse
X
 
  • Filter
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

    Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

    Poród na długo pozostaje w głowie mamy. Odtwarzamy, analizujemy, wspominamy. Podzielcie się swoimi opowieściami porodowymi. Napiszcie swoje historie.
    Najciekawsze z nich, najbardziej wzruszające opublikujemy w serwisie babyonline.pl.

    Ile godzin rodziłyście?
    Z kim?
    Jak znosiłyście ból?
    Czy poród był w terminie?
    Co Was zaskoczyło?
    Co najbardziej utkwiło Wam w pamięci?
    pozdrawiamy,
    Redakcja MamoToJa.pl
  •    
       

    #2
    Odp: Opowieści porodowe

    Dużo czytałam czasopism poświęconych dzieciom, niemowlakom i opiece nad nimi. Już dużo wcześniej niż nawet planowałam maleństwo. Po prostu interesowało mnie to. Gdy wkońcu zdecydowaliśmy się z mężem na potomstwo, czułam się bardzo dobrze przygotowana. Ten stan trwał aż do 28 tygodnia ciąży gdy przy badaniu pani ginekolog powiedziała, że mała jest ułożona i bardzo nisko jak do porodu, szyjka zaczęła się skracać, na szczęście rozwarcia nie ma. Miałam dużo leżeć, dostałam leki aby szyjka się tak szybko nie skracała. Całą drogę do domu płakałam. Na szczęście na kolejnych wizytach było lepiej, mała wyżej, szyjka tak szybko się już nie skracała. Luteinę miałam brać do 37 tygodnia ciąży. potem mogłam już rodzić Gdy wybił 37 tydzień, odłożyłam leki, wstałam z łóżka. I czekałam, czekałam na moją Kruszynkę. Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. A tu nic się nie działo. Małej było dobrze u mnie w brzuszku, nie spieszyło się jej już. Termin porodu nadszedł a tu nic, ktg wyszło prawidłowo. Po dwóch dniach miała kolejne i badanie rano, wszystko ok. Pojechałam z mężem na zakupy wieczorem, wypożyczyliśmy film. Rano, po wyjątkowo dobrze przespanej nocy wstałam bardzo wypoczęta. Poszłam zrobić sobie śniadanko, mąż spał jeszcze - miał wolne. Był 17 marca, cztery dni po wyznaczonym terminie. Po zjedzonym śniadanku wróciłam do łóżka, ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Była 9.20. Nagle usłyszałam coś jak kliknięcie myszki od komputera. Zrobiło się bardzo mokro na łóżku, pomyślałam że to jakiś sen. Nie doszło jeszcze do mnie że to wody odeszły. Nie wiem nawet jak ale nagle znalazłam się na podłodze i tak stałam. A tu się lało, lało i...lało Bylam bardzo zdziwiona, że tyle wod mogłam pomieścić. Mój mąż obudził się, był również w szoku ale nie takim jak ja, czyli nie z powodu że to JUŻ ale że kobieta ma TYLE wód Pytał, czy to normalne. Pomógł mi usiąść na łóżku a sam poszedł się ubierać i zadzwonić do znajomej położnej. A ja siedziałam u słuchałam eski, muzyka bardzo mnie uspokaja. Oprócz tego, że wody mi odeszły nie miałam skurczy. Po wstępnej rozmowie z położną doszłyśmy do wniosku, że narazie do szpitala nie muszę jechać. Dopiero jak skurcze poczuję. Nastąpiło to dwie godziny później. O 11.40 byliśmy już na porodówce. Od początku wiedzieliśmy, że będziemy rodzić razem, tj. ja i mój mąż. Nie musiałam go zmuszać czy namawiać. Twierdził, że to nasze wspólne Dzieło i on też chce przy tym być. Pan doktor mnie zbadał i powiedział, że mam 4,5 cm rozwarcia. Zrobiono mi ktg, wtedy skurcze były już bardzo silne. Od początku wiedziałam, że będzie boleć i że musi. Pocieszałam się, że każdy skurcz przybliża mnie do spotkania z moją dziewczynką. Także skurcze i badania znosiłam bez narzekania. Miałam przy sobie osobistą położną, która zajmowała się tylko mną i męża. Na zmianę masowali mi plecy podczas skurczy. Co godzinę moje rozwarcie powiększało się, aż do godziny 15 gdy stanęło na 7 cm. Po dwóch godzinach nic nie ruszyło, na szczęście ze mną i z małą było ok. O godzinie 18 znów mnie zbadano i usłyszałam: "ma Pani 9 cm rozwarcia, zapraszamy na salę porodową". Przez cały ten czas czułam się jak we śnie, nic do mnie nie dochodziło. Jeszcze... Po 40 minutach miałam już pełne rozwarcie, kazano mi pomału przeć. Słuchałam położnej, parłam gdy mi mówiła. Była 19.10 gdy położna powiedziała, że widzi włoski mojej Kruszynki. Wiedziałam, że już za niedługo zobaczę ją! Mąż cały czas był przy mnie, trzymał za rękę jak miałam skurcze. Po wszystkim zobaczyłam jakie rany paznokciami mu zrobiłam na ręce Gdy po 50 min parcia zobaczyłam niezadowoloną minę położnej, wiedziałam że coś jest nie tak. Powiedziała, że mała ma główkę pod kątem i zaklinowała się. Byłam przerażona, miałam wizję kleszczy czy innych narzędzi. Położna zadzwoniła po lekarza dyżurnego. Szybko się zjawił, zbadał mnie i wytłumaczył co będzie robił. Powiedział, że muszę przeć na skurczach a on będzie naciskał na brzuch, że trzeba szybko małą wyciągnąć bo już blisko jest. Po pięciu bardzo bolesnych skurczach usłyszałam najpiękniejszy dźwięk na świecie, płacz mojego dziecka. Była godzina 20.20. Gdy położono naszą Lilkę na moim brzuchu, popłakaliśmy się z mężem. Cały ból związany z porodem poszedł w niepamięć i jakbym tylko mogła zejść z łóżka to chyba bym tańczyła Cały poród trwał dokładnie 11 godzin. Chociaż od tamtego dnia minęło już prawie dwa lata cały poród pamiętam doskonale, jakby to było dziś. Nie wiążę tego dnia ze strachem czy bólem lecz ze szczęściem, wzruszeniem i wielkimi zmianami na lepsze.
    Attached Files



    Skomentuj


      #3
      Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

      Drugiego porodu nie ogłam się doczekać.
      było mi ciężko, byłam gruba i zajmowałam się 2 letnią córką.
      minęły święta a ja myślałam kiedy to nastąpi. spanikowana mimo wszystko, ponieważ bałam się bólu.
      minął sylwester a ja nadal nie urodziłam. Fakt termin miałam na 6 stycznia ale tak bardzo chciałam mieć to za sobą
      Z 1 na 2 stycznia około 2 w nocy dostałam strasznych bóli , obudziłam męża. Mąż pojechał po moją mamę, żeby zaopiekowała się naszą córcią.
      a ja w między czasie miałam się ubrać. niestyty bóle zrobiły się tak silne ,że nie byłam w stanie ubrać spodni. Zaczęły się odruchy wymiotne. ale to nic , mąż zapakował mnie i torby do auta i ruszyliśmy. po drodze oczywiście zapierał się że on nie da rady ze mną "rodzić". a ja tak bardzo tego chciałam.
      po 10 min jazdy (ekstremalnej jazdy) do szpitala odeszły mi wody (jakieś 10 km od szpitala).
      wiedziałam że już nie dam rady, że nie wytrzymam ani chwili dłużej.
      mąż prowdził auto, ja ściągałam spodnie i zaczęłam przeć . Raz, potem drugi i nagle auto zatrzymało sie jak wryte. Główka pomiędzy moimi udami. Trzecie parcie ramionka wyszł, kolejne i już mąż trzymał dzieciątko i kładł mi je na piersi .
      do naszych uszu dotarł krzyk zdrowego dziecka . odkryłam pępowinę spojrzalam na męża i powiedziałam : KOCHANIE GRATULUJE MASZ SYNA. była godzina 2.50
      Po czym mąż ruszył i gnał do szpitala ponieważ zostały nam jeszcze 3 km.
      Synek ma już 5 miesięcy jest zdrowy i silny
      a ja cały czas powtarzm mężowi : NIE CHCIAŁEŚ URODZIĆ ZE MNĄ, TO JA URODZIŁAM Z TOBĄ
      napewno zapamiątamy to do końca życia
      Last edited by martaTusia87; 24-05-2013, 14:18.

      Skomentuj


        #4
        Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

        Razem z mężem planowaliśmy maluszka juz od początku naszego małżeństwa, zresztą już wcześniej jak byliśmy razem wiedzieliśmy, że napewno będziemy mieli dzidziusia. Marzenie się spełniło, lecz niestety poroniłam. Jak już się z tym pogodziłam, to zaczeliśmy starać się o kolejnego dzidziusia... Tym razem wszystko poszło dobrze. Ciąże znosiłam idealnie, żadnych dolegliwości typu mdłości, wymioty mnie nie dotyczyły. Od 12 tygodnia musiałam brać tabletki na podtrzymanie ciąży, było zagrożenie, że ją strace, dużo leżałam, a że tym samym miałam dużooo czasu, czytałam poradniki o ciąży, o pielęgnacji maleństwa itp. I tak mijały tygodnie, miesiące, pod koniec 3 trymestru mogłam odstawić tabletki ale nadal musiałam uważać na siebie i maleństwo w moim brzuszku. Miałam zaplanowaną cesarkę ze względów zdrowotnych, zaplanowalismy ją z lekarzem na 19 maja, chociaż ja chciałam 18 maja bo w tym dniu urodził się również mój najukochańszy ŚP. dziadek, ale nie było miejsc... No cóż mówi się trudno prawda jeden dzień nie robi różnicy, chociaż mojemu małemu szkrabowi chyba tak 17 maja przygotowałam sobie wszystko do szpitala, wieczorem coś dziwnie się czułam ale zwaliłam to na stres, że następnego dnia idę do szpitala. 18 -tego zgłosiłam się do szpitala, przeszłam badania, KTG i kazano mi leżeć, ale ja nie mogłam, nosiło mnie, musiałam cały czas chodzić, bo leżąc poprostu nie wytrzymywałam, co jakiś czas robiono mi KTG. Wszystko było dobrze, ale pod wieczór zaczełam się troszkę źle czuć, nie mogłam zasnąć, w końcu o 21;34 dokładnie pamiętam godzine, poczułam, że coś we mnie pękło i nagle łóżko mokre.. poszłam do położnej powiedziałam, że chyba wody mi odeszły, i jednak to była prawda. Od tego czasu wszystko działo się błyskawicznie, badanie KTG i ból ból i jeszcze raz ból.. skurcze były z początku rzadkie, ale później coraz częstsze, myślałam, że za chwile urodze SN, w końcu pojawił się lekarz i kazał mnie przewieź na sale operacyjną.. oczywiście sama musiałam tam dojść, lekarze zamiast się śpieszyć bo wiadomo, że nie mogłam urodzić SN to sobie pogaduszki urządzili.. a może to tylko mnie się tak wydawało W końcu odpłynełam Później nie mogli mnie wybudzić, ale jak usłyszałam, że urodziłam zdrową dziewczynke, to w końcu się obudziłam. Córcia urodziła się o 22:25 ważyła 2700 i mierzyła 51 cm i jak na mój wzrost była naprawde duża . Córeczke pierwszy zobaczył mąż z moimi rodzicami których zdąrzyłam zawiadomić, że jednak wcześniej rodze Później opowiadali mi, że jak ją zobaczyli, takie zawiniątko to tylko widać było duuuże niebieskie oczka i sobie ziewała. Mnie przewieziono na salę, później położna tylko przyniosła mi ją na chwilę pokazać, i do teraz nie zapomne tego jak na mnie patrzała, zerkały na mnie duże niebieskie oczka, takie piękne, mądre poprostu nie moge tego zapomnieć, był to najpiękniejszy widok. Mimo, że córka ma już 2 lata, ja nadal wszystko pamiętam. I jeszcze jedno: Wiki miała urodzić się 19 -tego a przyszła na świat 18-tego, to musiała być ingerencja mojego dziadziusia... Chociaż niektórzy myślą, że to ze stresu, ale ja i tak wiem swoje.
        Attached Files
        Last edited by aniolec3ek; 28-05-2013, 20:10.





        Victoria ur. 18.05.2011 2700g 51cm Nasze Szczęście

        Skomentuj


          #5
          Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

          Uwaga, pierwszą opowieść porodową już opublikowaliśmy w serwisie babyonline.pl! Czekamy na kolejne wzruszające historie - podzielcie się nimi z nami i z innymi mamami!

          "Nagle usłyszałam kliknięcie..." - poród ulci04
          pozdrawiamy,
          Redakcja MamoToJa.pl

          Skomentuj


            #6
            Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

            Dziękuję za wyróżnienie



            Skomentuj


              #7
              Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

              Witam,
              Mam za sobą dwa porody będąc w ciąży po raz drugi czytałam na forach jak wygląda poród u wieloródek, mało było opinii kobiet które rodziły po raz drugi i dlatego chciałam Wam opisać moje dwa porody.
              Przy drugiej ciąży byłam przerażona gdy zbliżał się termin porodu bo wiedziałam co mnie czeka... ponieważ pierwszy poród wspominam źle...- Byłam po terminie dokładnie tydzień po, mój lekarz prowadzący kazał przyjechać z torba do szpitala ponieważ był to 41 tydzień i musiał mnie położyć na oddziale patologii ciąży. Leżałam tam 3 dni i w tym ostatnim dniu zaczęło się.. po kroplówce z oksytocyną o godzinie 18 odeszły mi wody zabrali mnie na salę porodową.. A tam, leżałam bez skurczy i czekałam wystraszona na męża bo poród miał być rodzinny.. Mąż przyjechał była godzina 21, położna podała kroplówkę i zastrzyk na rozwarcie. Po zastrzyku wymiotowałam i tak się męczyłam raz skurcz raz wymioty do 3 nad ranem. Położna dała kolejny zastrzyk oraz kroplówkę i nareszcie o godzinie 5.25 urodziłam córeczkę Zuzie.
              Natomiast drugi poród w porównaniu do pierwszego w moim przypadku to niebo a ziemia Jak pisałam wcześniej pod koniec ciąży byłam przerażona tym co mnie czeka,po 37 tyg robiłam wszystko by urodzić przed lub w terminie.. Naprawdę pisze szczerze okna w moim domu lśniły myłam je codziennie sprzątałam, myłam podłogi na kolanach, a po schodach to juz nie wspomnę ile schodków przeszłam, nawet z tej desperacji wzięłam łopatę i kopałam w ogrodzie. Sąsiadka jak mnie zobaczyła z tym brzuchem i z ta łopata to myślałam że ona zemdleje. Przyszedł 40 tydzień a tu nic się nie dzieje na sama myśl że za tydzień mam się pojawić w szpitalu z torbą chciało mi się płakać. Wyobrażałam sobie że czeka mnie to samo jak za pierwszym razem.. Przyszła niedziela ja juz spakowana bo w poniedziałek miałam się zjawić w szpitalu, wieczorem jakoś dziwnie pobolewał mnie brzuch myślałam że to z nerwów. W nocy około 2 obudził mnie ból brzucha pomyślałam a nic się nie dzieje i poszłam spać po 20 minutach znowu.. To były skurcze i zaczęłam obserwować zegarek co ile są skurcze o 4 rano miałam co 10 minut,obudziłam męża i pojechaliśmy do szpitala. W szpitalu o 6 podłączyli mnie na godzinę pod KTG, była godzina 7 przyszła położna powiedziała że o 8 jest obchód i lekarz przyjdzie chyba że jak będą bardzo mocne skurcze albo jak odejdą wody żeby ją wołać. Po pierwszym porodzie byłam nastawiona tak: jak był skurcz to wmawiałam sobie będzie gorzej,nie boli tak mocno. Patrze na zegarek 9 rano, mówię do męża o 8 miał być lekarz, od 2 godzin nikt tu nie przyszedł do mnie co się dzieję wody nie odchodzą pomyślałam skurcze tylko trochę mocniejsze i częstsze niż wcześniej. Poprosiłam męża żeby poszedł po położną bo pojawiły się 3 takie dosyć silne skurcze.. ale cały czas miałam w myślach będzie gorzej dasz radę. Przyszła położna o 9 rano zbadała mnie i nagle chlusnęły wody a położna powiedziała "Pani ma rozwarcie na 10 cm proszę tylko nie przeć, ja do Pani nie przychodziłam bo tak cicho bez krzyków" I o godzinie 9.27 urodziłam córeczkę Zosię. Poszło szybko i byłam naprawdę nastawiona na silny ból i jak widać lepiej się nie nastawiać i być mile zaskoczonym niż się nastawić że pójdzie jak z płatka a być rozczarowanym.
              Attached Files

              Skomentuj

              •    
                   

                #8
                Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

                Odkąd zaszłam w ciążę, to ciągle śniły mi się porody, czasem przerażające a czasem mniej. Po tych snach naprawdę bałam się rozwiązania. Całą ciąże byłam przekonana, że urodzę przed terminem. ale podczas ostatnich wizyt u ginekologa okazało się, że rozwarcie mam tylko na małe pół palca. Nadszedł termin porodu, a dzidziusiowi nie spieszyło się na ten świat. Tydzień po terminie poszłam do lekarza, rozwarcie powiększyło się na cały palec, dostałam skierowanie do szpitala. Kiedy jechałam na porodówkę, myślałam, że to będzie dzień, w którym urodzę. Po dotarciu do szpitala, lekarz przebadał mnie i powiedział, że spróbujemy urodzić, ale nic nie obiecuje. Położna podłączyła mnie pod kroplówkę. Minęła godzina, potem druga, a ja nic nie czułam, żadnych skurczy, kompletnie nic. Położna co chwilę masowała mi szyjkę macicy. To był potworny ból. Minęła trzecia godzina, potem poczułam leciutki ból brzucha. Przyszedł mój ginekolog, zbadał mnie, rozwarcie powiększyło się o pół palca. Teraz on zaczął masować mi szyjkę macicy, bolało, ale bez większych rezultatów. Lekarz kazał odłączyć mnie od kroplówki. Powiedział, że nie będzie mnie już dziś męczył, skieruje mnie na patologie i jeśli wyrażę zgodę na założenie balonika za 2 dni, to w piątek znów wrócę na porodówkę. Zgodziłam się. Zanim poszłam na oddział patologii, mój ginekolog chciał zbadać mi wody płodowe, czy są czyste. Okazały się czyste. Na patologii spędziłam 2 dni. Codziennie 3 razy dziennie robiono mi KTG. W czwartek w południe pielęgniarka nie mogła znaleźć tętna dziecka, w miejscu, w którym zawsze przykładali mi diody (czyli po lewej str. brzucha). po ciwili szukania, odnalazła tętno małej po prawej stronie mojego brzucha. wieczorem na zapisie małej tętno było znów po lewej stronie brzucha, tak jak w poprzednich dniach. Zaniepokoiło mnie to, ale nikt na to nie zareagował. w czwartek wieczorem założyli mi balonik. W nocy mało spałam, bo czułam niewielkie skurcze. o 7:30 w piątek przyszła po mnie położna. Skurcze mi jednak minęły. Przyszedł mój ginekolog, wyjął mi balonik i stwierdził, że rozwarcie powiększyło się tylko do 2 palców. Podłączono mnie znów pod kroplówkę. Po około 30 minutach dostałam skurcze przepowiadające. W tym samym czasie zdenerwowana położna zaczęła wołać mojego lekarza. Oboje patrzeli na zapis KTG, coś szeptali, aż w końcu odłączyli mnie od kroplówki. Lekarz powiedział, że mają mnie podłączyć jak on skończy szycie innej pacjentki. Przy porodzie miała być moja siostra, położna wezwała ją szybciej niż planowali. Siostra w ciągu paru minut była już ze mną. Po odłączeniu kroplówki, skurcze powoli mijały. Położona znów co chwilę masowała mi szyjkę, tym razem bolało to o wiele mocniej. Po około 40 min. przyszedł mój lekarz i kazał ponownie podłączyć pod kroplówkę. Skurcze nasilały się. Położna z kaŻdym skurczem masowała mi tą szyjkę,a ja z bólu już nie mogła. Rozwarcie powiększyło się tylko do 2,5 palca. Po około godzinie położna znów wołała lekarza, znów coś szeptali, zmniejszyli mi kroplówkę, po paru minutach znów zwiększyli. Co chwilę masowali mi szyjkę, bóle się nasilały. W#ody płodowe nie odchodziły. Znów mi odłączono kroplówkę, w końcu siostra nie wytrzymałą i zapytała co się dzieje, lekarz wyjaśnił, że tętno dziecka co chwileczkę spada, nie wiedzą od czego. Potem lekarz powiedział, że przebije mi wody płodowe,może to ruszy mnie do porodu. Znów podłączono mnie pod kroplówkę, po paru minutach lekarz krzyknął do położnej "szybko podać tlen!" Wstrzyknęli mi tlen, po którym traciłam kontakt z rzeczywistością, podano mi maskę tlenową. siostrze wytłumaczono, że tlen podano dla dobra dziecka.Minęła mała godzinka, skurcze były bardzo bolesne. Nagle położna zerwała się na równe nogi i zaczęła krzyczeć "Lekarza, szybko lekarza..." Przybiegł mój lekarz, od razu odłączył mnie od kroplówki, nagle dostałam mnóstwo papierów do podpisania, jakiś zastrzyk i usłyszałam jak położna mówiła do siostry, że tętno dziecka zanikało i nie mogą czekać muszą zrobić cięcie cesarskie, bo inaczej malutka za chwilę się udusi. Kiedy usłyszałam te słowa, zdenerwowałam się okropnie, skurcz się nasilił, a ja z nerwów zaczęłam przeć, krzyczeć, wyć i płakać. Lekarz nie wiedział co się ze mną dzieje, uspokajał mnie, mówiąc, że w tym stanie nie mogę przeć, że wszystko zakończy się dobrze. Położna kazała mi bardzo szybko iść na salę operacyjną, w ciągu 5 minut pojawił się anestazjolog, podłączono mnie pod jakieś maszyny, znieczulono i zaczęło się. Była godzina 13:20 wtedy usłyszałam płacz. Lekarz Powiedział "Czy mówiłem na badaniach, że będzie to dziewczynka? Bo ma Pani córeczkę". I w tym położna pokazała mi z daleka moją córeczkę. Zabrali ją bardzo szybko. Czekałam aż mnie zszyją i zawiozą na salę pooperacyjną. czekałyśmy z siostrą na małą Agnieszkę. Nie mogłam się doczekać, aż w końcu ją przywieźli, była taka drobniutka, malutka, miała szeroko otwarte oczka. Leżała cichutko. Po wszystkim położna przyszła i powiedziała, że tętno małej zanikło, ponieważ owinięta była pępowiną.

                Skomentuj


                  #9
                  Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

                  Kolejna opowieść porodowa już do przeczytania na babyonline.pl!

                  Mój drugi poród mnie zaskoczył.
                  pozdrawiamy,
                  Redakcja MamoToJa.pl

                  Skomentuj


                    #10
                    Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

                    Jak tylko zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym – z Maleństwa cieszyliśmy się z mężem ogromnie. Całą ciążę bałam się porodu, bólu i tego co nie znane. Bardzo chciałam, aby mąż był ze mną w tym najważniejszym dniu w życiu. Ale on nie chciał – mimo kilku rozmów nie udało mi się go nakłonić do uczestnictwa podczas narodzin naszej córki – przyznam szczerze, że było mi przykro z tego powodu – ale przez te kilka miesięcy przyzwyczaiłam się do myśli, że jakoś będę musiała radzić sobie sama na sali porodowej. Nastał dzień – piątek – 12 lipiec 2013 – nowy rozdział w moim życiu – gdy zostałam Mamą a mąż Tatą. Rano zakupy z mężem i moje pytanie czy przypadkiem nie zmienił zdania nt. porodu:
                    - Kochanie ja nie dam rady uczestniczyć w porodzie. To nie na moje nerwy.
                    Gdzieś tam z tyłu głowy myśl, że może to dzisiaj. Dokładnie ostatni dzień trzydziestego dziewiątego tyg. ciąży. Walizka dla mnie i dla Zosi spakowana stała w korytarzu już od paru tygodni. Od rana jakieś takie lekkie bóle w brzuchu, Mała się kręci i wierci niemiłosiernie. Nie boli tylko tak jakoś mi dziwnie. Nastał wieczór razem z mężem mamy oglądać film. Czuję, że coś tam w dole się dzieje, ale to nadal nie jest ból. Rezygnuje z filmu – w głowie myśl położę się, spróbuje zasnąć i przejdzie mi. Kładę się do łóżka i zamykam oczy staram się spać. Ale nie mogę liczę skurczę - Zero regularności, skurcze co 8, 10, 5, 5 a potem 20 minut, ale ja nie mogę zasnąć. Leże sobie i gadam do tego mojego ogromnego brzucha:
                    - Kobitko moja mała nie kręć się tak strasznie bo wyjdziesz tym sposobem przez brzuch.
                    Mija godzina, półtorej skurcze się rozkręcają, biorę kąpiel – boli mocniej. Dzwonie do mojej Pani Doktor - mamy jechać do szpitala, ale mam urodzić w sobotę, bo moja lekarka dzisiaj nie pracuje na dyżurze. Obiecuję, że dzisiaj nie urodzę. Jakoś mi otuchy dodała myśl, że za kilka godzin na sali będzie moja lekarka. Kierunek szpital - Jedziemy, jedziemy. Pewnie będziemy czekać na IP. Chyba mi przeszło mi przez myśl – boje się o Małą być samą w tych chwilkach! Mąż jest opanowany, pomaga wysiąść z auta. Izba pusta. Pukam do dyżurki lekarzy, mówię, że mam skurcze. Jestem proszona na KTG. W myśli - Proszę, proszę, żeby były skurcze! Żeby nie było, że jestem nadgorliwa mamuśka. Są! I to regularne. Badanie. Lekarz stwierdza, że jeszcze nic się nie zaczęło tylko 2 cm rozwarcia. Decyzja, że przyjmą mnie na porodówkę. Uff. Wywiad lekarski. Koszulka, szlafrok, winda, kierunek porodówka. Witam mnie położna – oj troszku nie sympatyczna. Badanie. Kroplówka. Każą chodzić, chodzę. Boli, troszku. Mówię do Męża, że się boję. On mnie przytula i mówi, że będzie dobrze. Ból przybiera na sile z każdym skurczem. I w głowie myśl, że za chwilę będę sama na sali porodowej a Mąż na korytarzu. W oczach Męża widzę nie moc, ale pomaga mi jak może pomaga chodzić, masuje krzyż, podaje wodę do picia. A mnie boli mocniej, mocniej. Każą się położyć - ktg. Aaaa! W głowie pustka – boje się strasznie czy dam rady. Sms od mojej Pani Doktor: Wiem, że jesteście na porodówce. Udanego porodu do zobaczenia jutro, trzymam kciuki za Was dziewuszki. 13 lipca 2013 – ale sobie wybrała datę ta moja córcia. Boli, boli ja nucę coś pod nosem. Chce aby to już się skończyło – aby Maleńka była z nami. Boli. No tak musi być … ale dlaczego tak bardzo. Przysypia ze zmęczenia – mąż też – oj wody odeszły. Położna przyszła. Badanie. 7 cm rozwarcia. Ja szczęśliwa, że już bliżej mety. Gdzie tam. Zmiana dyżuru. Kolejne badanie, jednak 7 cm. Ejj tak nie wolno robić przecież było 10 cm! Moja Pani Doktor wita mnie, podnosi na duchu. O Pani Justyna. Oooo jak to dobrze, że przyszła. Pytam jak długo jeszcze? Maksymalnie godzina w porywach do półtorej godziny. Mija godzina, druga. A ja myślę sobie, coraz bliżej i będziemy razem. W końcu 10 cm. Kiedy to zleciało? Już. W głowie myśl, że zostanę sama - musimy przejść na porodówkę do sali obok. Dopada mnie dół. Przytulam się do Męża i mocno całuje na pożegnanie – on patrzy na mnie i mówi, że będzie ze mną z nami. Ale jak to … jego słowa dodają mi skrzydeł i energii. No to przemy razem – Mąż pomaga mówi do mnie głaszcze po ręce, wspiera ogromnie. Przekazuje to co mówi położna – bo lepiej było mi słuchać jego wskazówek niż położnej. Przez chwilkę nie mogę się skupić na akcji porodowej bo boję się o Męża. Mówię, żeby usiadł, bo mi tu zemdleje jeszcze. Pani Doktor pyta co się dzieje? Mówię, że boję się o męża, żeby usiadł lepiej. Wszyscy na Sali każą mu usiąść. On stoi i ściska moją dłoń! Mówi do mnie – Kochanie skup się teraz na Malutkiej a nie na mnie – ja dam radę. I co dał radę – był i ogromnie mi pomógł podczas całego porodu i dziękuje mu za to. Pre z całych sił Maleńka na moim brzuchu. 7:00 Moja! Taka maleńka, płacze ona, ja i Mąż. Mała od razu otwiera oczy patrzy w kierunku Męża! Mąż dumnie odcina pępowinę. Jaka ona piękna i podobna do tatusia! 1,5 godziny tak przeleżałyśmy na sali porodowej, a obok Tata, już nie prawie Tata tylko TATA, a ja nie prawie Mama tylko MAMA. Mierzenie, ważenie. 50 cm, 2750 g, 10 punktów. A ja uwierzyć nie mogę. Jesteśmy Rodzicami! Mamy nasz Mały Wielki Cud – naszą dziopkę.

                    Skomentuj

                    •    
                         

                      #11
                      Odp: Opowieści porodowe - opublikujemy najciekawsze!

                      A to tutaj mamy wpisywać nasze historie :-) ? Czy tutaj swoją drogą, a na konkurs swoją?

                      Skomentuj

                             
                      Working...
                      X