Odp: Konkurs "Mój poród"
Jesli chodzi o mój poród, to był trochę szybciej niż myśleliśmy i chyba dobrze.Ja jestem osobą która wszystko musi bieć przygotowane, wobec tego co polecam już z miesią wcześniej miałam torbę naszykowaną z wszystkimi potrzebnymi rzeczami na wypadek jakby nasze maleństwo nas zakoczyło. Muszę dodać iż jeździłam jeszcze na studia więc różnie mogło być. Termin mojego porodu był na 7 stycznia 2010r. Jednak mój syn postanowił troszkę sie pośpieszyć, dał mi jeszcze spokojnie spędzić Sylwestra i Nowy Rok, jednak 3 stycznia rano czułam że coś się dzieje i jak poszłam do łazienki odeszły mi wody, jednak skurczy dalej nei miałam, a że to moje pierwsze dziecko nie wiedziałąm czy panikować czy nie, ale stwirdziliśmy z meżem ze jedziemy do szpitala, a musżę dodać ze to byla niedizela 8 rano styczeń i wielkie śniegi. My mieszkaliśmy na wsi więc najpierw trzeba było jeszcze odśnieżyć samochód, i podwórko, aby wogóle wyjechać. Trochę to zesżło, ale dotarliśmy do szpitala, tam oczywiście przyjęcie tez trochę trwało i trafiłam na salę, ponieważ dalej nie było skurczy. Kiedy wkońcu zaczęły pojawiać się skurcze to jeszcze były za słabe, nie było rozwarcia i tak cały dzień chodziłam po tym szpitalu, zjeść nic nie mogłam, bo jakby się zaczęło to odradzali. Na blok porodowy trafiłam dopiero koło godziny 17 i wówcza smój mąż. który przez 9 miesięcy mówił że nie będzie przy porodzie powiedział że zostaje przy mnie i tak zostaliśmy. Najpierw były piłki itp jednak później zaczęły się już te najgorsze skurcze, a ponieważ nie dała bym rady na leżąco cały poród odbył sie na stojąco, praktycznie na końćówke mnie położyli, ponieważ tak było dla mnie łątwiej siłą przyciągania ziemskiego itd. pomagał mibardzomó mąż a nasz synek miał trochę kłopotó bo wychodził i się cofał i tak to trochę trwało, nei muszę chyba opisywać bólu, ale wkońcu udało się o godz 22:50 wspólnymi siłami oczywiście razem z położnymi, które w pewnym momencie zwątpiły daliśmy pojawił się Oliwierek był owinięty pępowiną za szyję i mógł się udusić ( był lekko przyduszony) ale jak zobaczy się maleństwo nie czuć już żadnego bólu to cudowna chwila której nie zrozumie nikt kto tego nie przeżył, nie czułam już nawet bólu ktory był przy szyciu, a muszę dodać iż później zaczęły się komplikacje, zaczęłam im krwawić, ale wszystko skończyło się dobrze. Teraz synek ma już 1,5 roku i jest naszym najukochańszym skarbem. Teraz już zapomniało się o tym bólu, zmęczeniu i cieszy się że jest z Nami i warto było troszkę pocierpieć.
Jesli chodzi o mój poród, to był trochę szybciej niż myśleliśmy i chyba dobrze.Ja jestem osobą która wszystko musi bieć przygotowane, wobec tego co polecam już z miesią wcześniej miałam torbę naszykowaną z wszystkimi potrzebnymi rzeczami na wypadek jakby nasze maleństwo nas zakoczyło. Muszę dodać iż jeździłam jeszcze na studia więc różnie mogło być. Termin mojego porodu był na 7 stycznia 2010r. Jednak mój syn postanowił troszkę sie pośpieszyć, dał mi jeszcze spokojnie spędzić Sylwestra i Nowy Rok, jednak 3 stycznia rano czułam że coś się dzieje i jak poszłam do łazienki odeszły mi wody, jednak skurczy dalej nei miałam, a że to moje pierwsze dziecko nie wiedziałąm czy panikować czy nie, ale stwirdziliśmy z meżem ze jedziemy do szpitala, a musżę dodać ze to byla niedizela 8 rano styczeń i wielkie śniegi. My mieszkaliśmy na wsi więc najpierw trzeba było jeszcze odśnieżyć samochód, i podwórko, aby wogóle wyjechać. Trochę to zesżło, ale dotarliśmy do szpitala, tam oczywiście przyjęcie tez trochę trwało i trafiłam na salę, ponieważ dalej nie było skurczy. Kiedy wkońcu zaczęły pojawiać się skurcze to jeszcze były za słabe, nie było rozwarcia i tak cały dzień chodziłam po tym szpitalu, zjeść nic nie mogłam, bo jakby się zaczęło to odradzali. Na blok porodowy trafiłam dopiero koło godziny 17 i wówcza smój mąż. który przez 9 miesięcy mówił że nie będzie przy porodzie powiedział że zostaje przy mnie i tak zostaliśmy. Najpierw były piłki itp jednak później zaczęły się już te najgorsze skurcze, a ponieważ nie dała bym rady na leżąco cały poród odbył sie na stojąco, praktycznie na końćówke mnie położyli, ponieważ tak było dla mnie łątwiej siłą przyciągania ziemskiego itd. pomagał mibardzomó mąż a nasz synek miał trochę kłopotó bo wychodził i się cofał i tak to trochę trwało, nei muszę chyba opisywać bólu, ale wkońcu udało się o godz 22:50 wspólnymi siłami oczywiście razem z położnymi, które w pewnym momencie zwątpiły daliśmy pojawił się Oliwierek był owinięty pępowiną za szyję i mógł się udusić ( był lekko przyduszony) ale jak zobaczy się maleństwo nie czuć już żadnego bólu to cudowna chwila której nie zrozumie nikt kto tego nie przeżył, nie czułam już nawet bólu ktory był przy szyciu, a muszę dodać iż później zaczęły się komplikacje, zaczęłam im krwawić, ale wszystko skończyło się dobrze. Teraz synek ma już 1,5 roku i jest naszym najukochańszym skarbem. Teraz już zapomniało się o tym bólu, zmęczeniu i cieszy się że jest z Nami i warto było troszkę pocierpieć.
Skomentuj