Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Konkurs "Mój poród"

Collapse
X
 
  • Filter
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

    #16
    Odp: Konkurs "Mój poród"

    Jesli chodzi o mój poród, to był trochę szybciej niż myśleliśmy i chyba dobrze.Ja jestem osobą która wszystko musi bieć przygotowane, wobec tego co polecam już z miesią wcześniej miałam torbę naszykowaną z wszystkimi potrzebnymi rzeczami na wypadek jakby nasze maleństwo nas zakoczyło. Muszę dodać iż jeździłam jeszcze na studia więc różnie mogło być. Termin mojego porodu był na 7 stycznia 2010r. Jednak mój syn postanowił troszkę sie pośpieszyć, dał mi jeszcze spokojnie spędzić Sylwestra i Nowy Rok, jednak 3 stycznia rano czułam że coś się dzieje i jak poszłam do łazienki odeszły mi wody, jednak skurczy dalej nei miałam, a że to moje pierwsze dziecko nie wiedziałąm czy panikować czy nie, ale stwirdziliśmy z meżem ze jedziemy do szpitala, a musżę dodać ze to byla niedizela 8 rano styczeń i wielkie śniegi. My mieszkaliśmy na wsi więc najpierw trzeba było jeszcze odśnieżyć samochód, i podwórko, aby wogóle wyjechać. Trochę to zesżło, ale dotarliśmy do szpitala, tam oczywiście przyjęcie tez trochę trwało i trafiłam na salę, ponieważ dalej nie było skurczy. Kiedy wkońcu zaczęły pojawiać się skurcze to jeszcze były za słabe, nie było rozwarcia i tak cały dzień chodziłam po tym szpitalu, zjeść nic nie mogłam, bo jakby się zaczęło to odradzali. Na blok porodowy trafiłam dopiero koło godziny 17 i wówcza smój mąż. który przez 9 miesięcy mówił że nie będzie przy porodzie powiedział że zostaje przy mnie i tak zostaliśmy. Najpierw były piłki itp jednak później zaczęły się już te najgorsze skurcze, a ponieważ nie dała bym rady na leżąco cały poród odbył sie na stojąco, praktycznie na końćówke mnie położyli, ponieważ tak było dla mnie łątwiej siłą przyciągania ziemskiego itd. pomagał mibardzomó mąż a nasz synek miał trochę kłopotó bo wychodził i się cofał i tak to trochę trwało, nei muszę chyba opisywać bólu, ale wkońcu udało się o godz 22:50 wspólnymi siłami oczywiście razem z położnymi, które w pewnym momencie zwątpiły daliśmy pojawił się Oliwierek był owinięty pępowiną za szyję i mógł się udusić ( był lekko przyduszony) ale jak zobaczy się maleństwo nie czuć już żadnego bólu to cudowna chwila której nie zrozumie nikt kto tego nie przeżył, nie czułam już nawet bólu ktory był przy szyciu, a muszę dodać iż później zaczęły się komplikacje, zaczęłam im krwawić, ale wszystko skończyło się dobrze. Teraz synek ma już 1,5 roku i jest naszym najukochańszym skarbem. Teraz już zapomniało się o tym bólu, zmęczeniu i cieszy się że jest z Nami i warto było troszkę pocierpieć.
    Last edited by mloda521; 19-07-2011, 19:10.

    Skomentuj

    •    
         

      #17
      Odp: Konkurs "Mój poród"

      Poród... nawet nie wiem od czego zacząć. Dziś juz nie potrafię opisać bólu, choć wiem, że bolało strasznie.

      Zaczęło się o 3 w nocy z soboty na niedziele. Jak zwykle po raz enty szłam siusiu, gdy nagle coś mi poleciało po nogach. Wystraszona na maxa pognałam do łazienki i zobaczyłam krew i śluz. To był czop śluzowy. Natychmiast też zaczęłam mieć skurcze. Od 3 do 7 rano regularnie co 8 min. Po 7 weszłąm do wanny z ciepłą wodą, by się rozluźnić, umyć i dokładnie ogolić Byłam spokojna, zrelaksowana. Mama już panikowała, a ja wielce oczytana spokojnie zbierałam siły do porodu.

      O 9 skurcze były co 6 min i już nie takie delikatne. Zaczęliśmy się zbierać do szpitala. Mąż latał z moimi torbami, robił sobie kanapki a ja już tylko skupiałam się na skurczach. Bałam sie już bardzo i nawet poryczałam sobie w ramionach mamy. Jak dziecko

      Przed 10 zajechaliśmy pod szpital, w którym chciałam rodzic. Zbadano mnie i oświadczono, że niestety nie maja miejsc. Miałam rozwarcie na 2,5 palca. Położna zadzwoniła do 2 szpitali z pytaniem gdzie mnie przyjmą. Pojechaliśmy. Chyba ze strachu skurcze już nie były tak regularne. Raz były co 4 min raz co 2. Jechaliśmy przez miasto dosłownie 5 min a ja napinałam się w samochodzie, że jak ktoś widział to z boku miał niezły ubaw.

      W szpitalu po raz kolejny mnie zbadano /koszmar swoja drogą/, na moja prośbę zrobiono lewatywę. Przebrałam się, mąż tez dostał piękne wdzianko i poszliśmy na sale porodową. Na początku było OK. Położna powiedziała, że o 15 powinno byc po wszystkim, a była 11. Całkiem nieźle pomyślalam, biorąc pod uwagę, ze to mój pierwszy poród. O 13 juz tak nie myślałam. Bolało mnie strasznie. O 14 przebito mi pęcherz płodowy i okazało sie, że wody są zielone. Spanikowałam. Ból był juz okropny, skakałam na piłce, jakbym chciała wyskakać Maluszka. Darłam sie tez niemiłosiernie. Mały jednak zakleszczył się w kanale rodnym, nie mógł się też przekręcić. O 18 zabroniono mi przeć, choć ja już nie mogłam robić nic innego. Rozrywało mnie. Nagle w sali znalazło się dużo ludzi. Od męża wiem, że było 2 lekarzy, z 3 położne. Okazało się, że Maluszkowi i mi spada tętno. Ja podobno traciłam świadomość. Mąż cały czas był ze mną. Widziałam jak płakał. Potem podsunięto mi tylko papier. Coś podpisałam. O 19 wylądowałam na sali operacyjnej. Filipek urodził się o 19:30. zastrzyk w kręgosłup to najmilsza sprawa jaka mnie spotkała podczas porodu. Przyniosła ulgę. Nic nie czułam, było mi jak w niebie. Nagle usłyszałam płacz synka. Ryczałam jak wariatka. Przysunięto mi do twarzy malutkie zawiniątko, pocałowałam je w policzek i czułam się najszczęśliwszą kobieta na świecie ))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))) Byłam MAMĄ!!!!!!!!!!!!!

      Potem przewieziono mnie na sale pooperacyjną. Na korytarzu widziałam męża z mega wielkim uśmiechem na ustach. Powiedział mi na do widzenia, że nasz synek jest najpiękniejszy na świecie. Całą noc nie mogłam spać. Miałam milion myśli. Czy nasz synek nie płacze, czy ma obrączki na rączkach, czy nie jest głodny. Telefon mi się rozładował, ładowarka pod łóżkiem, nie mogłam nawet zadzwonić do domu, wysłać sms-a. Dopiero o 4 połozna poszperała mi w torbie i podłaczyła telefon.

      Następnego dnia po obchodzie o 8 pierwszy raz wstałam sama z łózka- oj nie było łatwo. Zbierałam się z 15 min zanim wstałam. Udało się. Na pół zgięta umyłam się przy zlewie i zaczłapałam do WC. Pojechałam potem na wózku do mojego synusia. Leżał jak Aniołek wśród rozkrzyczanych dzieci. Wzięłam go na ręce i znów ryczałam. Boże jakie to niesamowite. Tyle razy zastanawiałam się jak wygląda, do kogo będzie podobny. A teraz trzymałam Go w ramionach, całowałam, tuliłam i czułam jak serce mi pęka z miłości, szczęścia. Mogłabym jeszcze raz przeżyć cały poród dla niego, ba nawet 3 takie porody.

      Skomentuj


        #18
        Odp: Konkurs "Mój poród"

        w ciązy byłam pod opieką dwóch ginekologów jeden wyznaczył mi termin na 11 kwietnia drugi na 12 kwietnia. - 11 kwietnia obudziłam się rano czułam że to w ten dzień urodzę od rana chodziłam szczęśliwa, wykąpałam się szubciutko i czekałam na rozwój akcji, zadzwoniłam do mojego partnera że dziś zobaczymy nasze maleństwo. moj Marek chciał od razu przyjechać do mnie z pracy ale go uspokoiłam . o 16 wrócił z pracy ale nadal nic się nie działo. około 20 Marek zasnął oglądając tv a mnie dopadły skurcze niby nie mocne ale jednak po godzinie Marek się obudził a skurcze były coraz silniejsze ale co 10 minut mój Maruś zaczął panikować, zadzwonił do położnej czy to już ? Ona poradziła abym się wykąpała w wannie jeśli skurcze nie przejdą - jedziemy. i tak zrobiliśmy Marek przygotował wodę ale skurcze nic a nic nie przechodziły a się nasilały. zapakowaliśmy się i w drogę około 50km. dojechaliśmy na około 23 godzinkę zorwarcie niewielkie, doatałam kroplówkę przez cały czas byłam w wannie więć i skurcze były mniej bolesne położna i Marek byli przy mnie cały czas. 12 kwietnia 2009 roku niedziela wielkanocna godzina 6 rano - akurat msza w Kościele - urodził się synek Piotruś. -położna o 5,40 połozyła mnie na łóżko aby sprawdzić rozwarcie i okazało się że to już zaraz Gdy się odwóciła ja zaczęłam krzyczeć że rodzę, Marek dzielnie stał przy mnie głaskał po głowie oddychał za mnie po 20 minutkach wyskoczył synek ból przez cały poród był ogromny lecz gdy położono nam synka na brzuszku już całkowicie zapomniałam o bólu zostało szczęście i to podwójne gdy synek był na brzuszku Marek wyciągnął pierścionek zaręczynowy i się oświadczył ) oczywiście przyjęłam oświadczymy tak więć urodziłam zgodnie z terminem i to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. gdy synka zabrali Marek poleciał z nimi a ja zostałam z położną która mnie zszywała a ja pisałam sms i dzwoniłam po znajomych i powiadamiałam o zaręczynach i że już po i jesteśmy w trójkę dodam jeszcze byłam cała we krwi Marek przeciął pępowinę był bardzo dzielny Kocham moimch chłopaków

        Skomentuj


          #19
          Odp: Konkurs "Mój poród"

          Mój poród..właściwie powinnam powiedzieć Nasz poród: mój, mojego męża i naszej Ani....
          Na ciążę czekalam długo. W końcu wymodlona i wyczekana nadeszła. Piękne i bezproblemowe 9 miesięcy były juz nagrodą za dlugie oczekiwanie.
          Potem minął termin porodu i zaczęło sie robić bardzo niespokojnie czy to juz czy aby nie przegapię...czy na pewno będę wiedziała kiedy to się zacznie.
          No i się zaczęło..już wiedziałam , że to jest to...zakładałam, że nie chcę się znieczulać na ból , który przynosiły kolejne skurcze. Pani położna nie kazała się zamykać, nie zna Pani swoich granic bólu..proszę być otwartym na ew. znieczulenie. Byłam ale nie chciałam...i nie znieczuliłam bólu gdy przychodziła moja córeczka na świat. Być może zabrzmi to dziwnie, nienormalnie ale to był ból oczyszczający, ból w którym stawałam się na nowo kobietą. Tak długo czekalam aby poczuć ten ból i chcialam go czuć każdą częścią swojego ciała, koniuszkiem każdego palca. I czułam...czulismy z moim mężem razem, bo trzymając mnie za rękę dodawał mi otuchy że to już za chwilę będzie koniec, że jeszcze trochę a na pewno dam radę...a potem kiedy naszą Anię położono mi na piersi to juz bólu nie było , odszedł w niepamięć w ułamku sekundy i nie jest to przereklamowane hasło, że zapominasz że bolało gdy trzymasz swoje dziecię w ramionach.
          alicja

          Skomentuj


            #20
            Odp: Konkurs "Mój poród"

            Ostatni dzień zaliczeń na uczelni, egzaminy wcześniej pozaliczane aby móc w spokoju czekac na przyjście na świat mojego Aniołka... 15 minut po wyjściu z sali, w uczelnianej szatni odeszły mi wody... telefon w panice do mamy, czy to możliwe przecież jeszcze 3 tygodnie do planowanego terminu.. wezwałam taksówke.. mina pana kierowcy bezcenna... będę mu wdzięczna do końca życia.. przez 24 km drogi zagadywał mnie, uspokajał... i poinformował mnie że śniło mu się dzisiaj, że jakaś obca kobieta urodziła mu córeczke... pod szpitalem czekała już moja mama ze spakowaną torbą... w szpitalu była od 14... od ok 17 czułam bóle... o 21:45 wbrew opini pani położnej i lekarza zaczęłam rodzic..byłam zmęczona i chciałam już zobaczyc mojego bobaska.. o 22 urodziłam śliczną córeczkę.. a słowa lekarza" Jak ty to zrobiłaś??!!" sprawiły, że zaczęłam się śmiac.... dwie godziny później zobaczyłam moją Igusie.. a o 5 rano miałam już ją obok siebie... i tak już do dnia dzisiejszego

            Skomentuj


              #21
              Odp: Konkurs "Mój poród"

              Mojego porodu nigdy nie zapomne .
              Minoł mój termin porodu mial byc 1 maja .
              Z poniedzialku na wtorek z 2 na 3 maj o 00-30 strasznie mnie zaczol brzuch bolec .
              Obudzilam swojego meża , on powiedzial do mnie a moze to sa juz bole porodowe ja mowie nie to nie to .
              Aż w koncu po 30 minutach mi wody plodowe odeszly .
              krzyklam na caly dom do meza zeby dzwonil po taksówke .
              Gdy juz znalazłam sie na porodówce po prysznicu kazali mi sie polozyc na łożko i lezec przypieta do Ktg , ale bole byly za silne i nie zdolalam lezec musialam chodzic.
              Gdy juz mialam bole parte meczylam sie 2 godziny , i wrescie urodzila sie moja cureczka.
              Gdy tylko mi ja poloozyli na brzuchu czulam cos nie samowitego, bylam poprostu zadowolona z siebie , o mal sie nie poplakalam , a potem jak ja dostalam do pierwszego karmienia to jeszcze bardziej cudowiejszego .
              Potem to juz bylismy razem i bedziemy .

              Skomentuj


                #22
                Odp: Konkurs "Mój poród"

                Amelka i jej pierwszy krzyk

                Gdy pomyślę o porodzie Naszej Kochanej Kruszynki to mam motyle w brzuchu. Gdy przejeżdżam koło porodówki ... chciałabym tam wrócić i przeżyć to jeszcze raz. Amelia miała urodzić się 8 lutego, ale wolała przeczekać i wybrała sobie najbardziej romantyczny dzień w roku, a mianowicie Walentyki. Przyszła na świat 14 lutego 2011 roku, ważąc 2970 g i mając 52 cm.
                Nic nie zapowiadało, że Mała dołączy do nas akurat tego dnia. Śmiejemy się, że wprosiła się na naszą randkę, gdyż planowaliśmy z mężem że wybierzemy się wieczorem na pizzę. A tu, zamiast do pizzerii pojechaliśmy na porodówkę.
                A było to tak ... Odpoczywałam sobie na kanapie i czekałam, aż mąż wróci do domu bo miał coś do załatwienia na mieście. Leżę sobie, leżę, aż tu nagle coś mi chrupnęło, pękło w brzuchu. Poczułam, że robi mi się mokro. Pomyślałam "zaczęło się". Zadzwoniłam po męża i poszłam się szykować. Po przyjeździe do szpitala, po pierwszych badaniach, trafiłam na porodówkę. Mąż był cały czas ze mną. Trzymał mnie za rękę, rozmawiał ze mną i czekał... a położna odliczała... 3 cm rozwarcia, 4 cm, 5 cm ...itd. Między 7 a 9 cm miałam mały kryzys, ból się nasilał, ale nie poddałam się. W końcu położna powiedziała to magiczne 10 cm i rozpoczął się poród. Trzy parcia i Amelia była już z nami, usłyszeliśmy jej pierwszy krzyk. Mąż patrzył i nie wierzył, a mi chciało się płakać ZE SZCZĘŚCIA. Nareszcie mogliśmy zobaczyć, dotknąć i poczuć Nasze Cudo, które nosiłam pod sercem 9 miesięcy.

                Skomentuj

                •    
                     

                  #23
                  Odp: Konkurs "Mój poród"

                  Oczekiwanie na TEN dzień wydawało się przeciągać w nieskończoność. Jaki on będzie? Rozbrykany jak mama, spokojny jak tata, romantyczny jak dziadek? Czy jego oczy także będą niczym lazurowe niebo w oczach tatusia? Pierwsze skurcze wydawały mi się być snem . Jednak silny ból zbudził mnie w środku lodowatej styczniowej nocy i dał jasny sygnał- już. Czy budzić męża? Nie, niech się wyśpi, to pewnie troszkę potrwa. Po kilku godzinach już byliśmy w drodze do szpitala. Skurcze wydawały się trwać bez przerwy. Po kilkunastu ciężkich godzinach z powodu braku rozwarcia lekarz decyduje o konieczności cesarskiego cięcia. Jak to? Ja, zwolenniczka naturalnych porodów, mam zostać pokrojona? Marzyłam o porodzie w domu, a skazana będę na metodę kojarzącą mi się tylko z wygodnymi paniusiami?! Dwie godziny czekania na anestezjologa minęły bardzo szybko, gdyż traciłam niemal przytomność. Jednak gdy tylko zobaczyłam moją kruszynkę, zapomniałam o mdłościach i paskudnych odczuciach cesarskiego cięcia. Położna przebrnęła przez gąszcz kabli i zbliżyła policzek mojego synusia do mojej twarzy. Nie potrafiłam powstrzymać łez. Odprowadziłam go wzrokiem i wiedziałam, że jest w bezpiecznych ramionach kochającego ojca. Gdy tylko przewieźli mnie do pokoju, w którym czekali na mnie moi mężczyźni, poprosiłam o możliwość nakarmienia syna. Nigdy, ale to nigdy nie zapomnę tych usteczek tak łaknących moich piersi i odgłosu połykanego mleczka tak głośnego w tej szpitalnej ciszy.

                  Skomentuj


                    #24
                    Odp: Konkurs "Mój poród"

                    a ja moje porody wspominam i dobrze i niezabardzo .
                    pierwszy poród był znakomity choc miałam wtedy tylko 18 lat i byłam maksymalnie wystraszona tym wszystkim co mnie czekało to ciaże zniosłam wspaniale a poród byl bardzo szybki bóli dostałam 6 dni po terminie byłam juz w szpitalu gdy nagle dostalam skurczy okolo 23,00 niepamietałam nr do położnych wiec właczyłam alarm w pokoju oczywiscie obudziłam pewnie cały oddział gdy doszla położna najpierw nawyzywała ze mialam do nej zadzwonic a potem zabrała mnie na blok porodowy,byłam w takim szoku pod koniec porodu że niewiedzialam co sie wokół mnie dzieje.Wody mi nie odeszły dopiero gdy sie główka córeczki sie urodziła wtedy wody pękły prosto na położna,mała wyskoczyła w ciagu paru minut a mnie sie strasznie chciało śmiac z położnej która musiała wyjsc sie wyczyscic . córcia urodzila sie o 7,20 i była zdrowa . po dwóch dniach wróciłyśmy do domu
                    drógi poród zniosłam nieco gorzej choc wiedziałam już co mnie czeka . skurczy dostalam juz 6 dni przed terminem o 5,00 rano . popołudniu gdy nie przechodziły tato zawiózł mnie do szpitala tam pani stwierdzila że cos mi sie pomyliło bo macica wcale była nie przygotowana do porodu i rozwarcie było na 0,5 cm ale zostalam na bloku porodowym i meczyłam sie z bólami do 21,00 wtedy sie bardzo nasiliły i zaczęła położna mnie szykować juz do porodu gdy juz rozwarcie było pełne mały wcale nie chcial wyjsc męczyłam sie przy nim do 22,55 aż wkoncu wyskoczył na świat bylam tak bardzo szczesliwa że zapomnialam o meczących skurczach przez 19 godz. teraz córka ma 3 latka a synek skonczył 4 miesiace i są kochanymi dziecmi za taki dar warto sie tyle namęczyć.

                    Skomentuj


                      #25
                      Odp: Konkurs "Mój poród"

                      Mój poród nie należał do najlżejszych bo męczyłam się prawie dobę , ani do najmilszych bo uwagi położnej wyprowadzały mnie z równowagi. Podczas porodu przekonałam się jak wiele znaczy dla mnie mój mąż który był przy mnie cały czas. To jest nasze pierwsze dziecko i oby dwoje czuliśmy strach widziałąm i czułam jak mój mąż momętami już nie wytrzymywał moich krzyków , widziałam jak bardzo chce mi ulżyć w tym ciężkim momęciem jakim jest poród i mimo tego że przecież nie mógł nic zrobić po prostu był dla mnie niesamowitym oparciem dzięki niemu prawidłowo oddychałam i dzięki niemu miałam siłę w końcu na świat przyszła nasza córcia!Po całodobowymn porodzie w końcu moja śliczna córeczka leżała na moim brzuszku. Nieczułam wtedy nic po za wielkim szczęściem.

                      Skomentuj

                      •    
                           

                        #26
                        Odp: Konkurs "Mój poród"

                        Ja swój poród wspominam ze wzruszeniem, chociaż na początku bardzo się bałam. Początki ciąży były ciężkie, miałam mdłości i ciąże zagrożoną. Jednak im bliżej porodu tym większy strach przed nim, przed bólem, nacinaniem krocza oraz gojeniem. Prosiłam moją pania doktor o cięcie jednak ona powiedziała że jeśli chcę cesarkie musze zmienić lekarza. Stwierdziłam po tym co ma być to będzie i czekałam na pierwsze bóle. Jednak 4 tygodnie przed porodem okazało się że moje maleństwo szybko przybiera na wadze i tak ważył 3650, a 2 tygodnie przed porodem jego waga wynosiła już 4100. W tym przypadku moja pani doktor stwierdziła że jeśli waga przekroczy 4400 to będzie konieczne cięcie . Umówiła mi termin na 30 marca (ale z zaznaczeniem ze ma nadzieje na spotkanie się wcześniej ). Po przyjeżdzie do kliniki i zwarzeniu dzidziusia okazalo się ze mój malutki waży 4620 więc zdecydowała o cięciu. Potem znieczulenie (było najgorsze) i potem czekałam na pojawienie się szkraba, kiedy go wyjeli i pokazali to była najwspanialsza chwila, zobaczyłam najpierw czarna czuprynke a potem pupe (że to rzeczywiście chłopiec). Gdy zawiezli mnie na sale i zobaczyłam moje maleństwo i jego tate oraz babcie to popłakałam się ze wzruszenia gdyż maż i moja mama dziekowali mi za tak wspaniałego synka i wnuka. Poród to najwspanialsze przezycie jakie moze kokos spotkać. Nieważne czy naturalny czy cesarka, najpiekniejsza jest chwila gdy zobaczymy nasze dziecko

                        Skomentuj


                          #27
                          Odp: Konkurs "Mój poród"

                          Była to moja pierwsza ciąża i poród był dla mnie przeżyciem innych kobiet znanym z opowieści mamy, koleżanek czy pani położnej. Myślałam o tym, że będę czuła ból i lęk, jednak w momencie gdy znalazłam się w szpitalu gdy odszedł mi czop śluzowy i pani doktor oświadczyła że będziemy rodzić serce waliło mi w piersi jak oszalałe i łzy same zaczęły lecieć mi z oczu. Zawiadomiłam mojego narzeczonego żeby przyjechał bo już będziemy rodzić. mój poród nie trwał długo i cały czas towarzyszył mi tatuś dzieciątka. Mój poród był bolesny i strasznie się bałam jednak dzięki obecność partnera, cudownej położnej i bardzo miłej pani doktor czułam się bezpieczniej. W momencie gdy nasz synek pojawił się na świecie poczułam najmilsze uczucie w moim życiu- niesamowita radość i wielka miłość do tej malej istotki, a jednocześnie poczułam odpowiedzialność jaka od tego momentu na mnie spoczywa. bardzo dobrze będę przez całe życie wspominać to przeżycie.

                          Skomentuj


                            #28
                            Odp: Konkurs "Mój poród"

                            Napisane przez Redakcja_mamacafe Pokaż wiadomość
                            Zadanie konkursowe:
                            Poród wiąże się z bólem i ogromnym wysiłkiem. Ale nagroda, jaka cię czeka, jest warta każdej ceny. Tego dnia twoje życie wzbogaca się o wspaniałego człowieka, który kocha cię całym swym malutkim sercem. Jakie są Twoje wspomnienia z porodu, co czułaś, kiedy pierwszy raz wzięłaś na ręce i przytuliłaś swoje maleństwo? Opowiedz nam o tym na forum mamacafe.pl. Najpiękniejsze wspomnienia z porodu nagrodzimy 10 płytami DVD "Pierwszy krzyk".

                            Czas trwania konkursu: 15-29.07.2011 r.

                            Nagrody:
                            10 płyt DVD "Pierwszy krzyk"

                            10 kobiet, z różnych krajów, kultur, języków. Co może łączyć paryską baletnicę z mieszkającą na ulicy biedną Hinduską lub jedną z dziecięciu żon masajskiego wojownika? Jest takie potężne doświadczenie, które jednoczy wszystkie kobiety na całym świecie bez względu na wykształcenie, wyznanie i status materialny: to narodziny dziecka. Cudowne, przerażające, niezwykłe, piękne lub pełne cierpienia, lecz nade wszystko uniwersalne przeżycie, pozwalające poczuć pierwotną moc: pierwszego oddechu, pierwszego krzyku.

                            Czytaj więcej o nagrodzie >

                            Przed przystąpieniem do konkursu prosimy uważnie przeczytać Regulamin »
                            moj pierwszy porod to byla masakra ale moj drugi wspominam super przyjechalam do szpitala ktg i juz bylo wiadomo ze skurcze sa niestety porod nie postepowal nastepnego dnia moj lekarz ktory prowadzil moja ciaze i pracowal w tym szpitalu zadecydowal o cesarce bylam cala zdenerwowana czy maly jest zdrowy czy mi sie cos nie stanie ale o 14.20 dn.14.05.2010bylo juz jasne ze moj gracjanek wazy 3500 i ma 57cm duzy i zdrowy chlopak tak jak jego starszy brat byl taki malutki polozna podala mi go a ja z nerwow patrzylam na to cudo i dopiero po minucie ucalowalam mojego misia jego pierwszy krzyk i widok zapamietam do konca zycia bo to najpiekniejszy widok i swiadomosc ze daje sie komus nowe zycie i jest sie za kogos odpowiedzialnym,za kogos zycie bardziej niz o swoje mam dwoch cudownych synow i jestem dumna ze moge codziennie na nich patrzec,przytulac ich wtedy gdy sie rodzili wolali o zycie teraz w zyciu beda walczyc o przetrwanie a to ciezka walka

                            Skomentuj


                              #29
                              Odp: Konkurs "Mój poród"

                              Termin porodu miałam wyznaczony na 10 sierpnia. Rano się obudziłam i...coś poczułam!! Czyżbym miała w sobie szwajcarski zegarek? Gdzie jednak te słynne bóle? Takie coś da się znieść! Przekonana, ze to jest "to", czekam na rozwój wydarzeń. Cały czas są skurcze, co 10 minut. Czyżby to jednak TO? Daję jednak na wstrzymanie i czekam na rozwój wypadków, zwłaszcza że z bólu nie umieram. Jakby tak miał wyglądać poród, to mogę cały nowy naród urodzić.

                              Wieczorem idę normalnie spać. Następnego ranka to samo, bez zmian. Pod wieczór decyduję się przejść do szpitala, bo jednak nie chcę narażać męża na samodzielne odbieranie porodu. W szpitalu jednak zanim formalnościom staje się zadość.... skurcze znikają! Jak one śmiały!!?? Decyzja jednak zapada i zostaję w szpitalu. Na razie czekamy na rozwój wydarzeń. Ten czas wspominam jak...kolonię Kilka kobiet "przeterminowanych", kilka "patologicznych", rozmowy i śmiech od rana do nocy. W międzyczasie patrzę sobie na rodzące i mina mi rzednie... Nie wygląda to najlepiej....I te krzyki...

                              Nie, ja wysiadam, nie będę rodzić! Do 15 sierpnia się nic nie dzieje, a że to dzień odpustu w naszym mieście, planuję małą godzinną ucieczkę ze szpitala. Już trzymam w reklamówce ciuszki oraz klapki, już idę do łazienki szpitalnej zmienić przyodziewek...gdy wkracza lekarka i oznajmia, że mam iść na salę porodową pod kroplówkę, będziemy "wywoływać". Mina mi lekko rzednie - z powodu odpustu i z powodu kroplówki (podobno kroplówkowe porody są okropne), ale idę.. cóż zrobić!

                              Kładę się pod kroplóweczkę i czekam, czekam, czekam....w końcu czuję, że coś mnie szarpie...za rękę. Z tego oczekiwania zasnęłam, stając się szpitalnym dziwolągiem, bo jak dotąd oksytocyna działała raczej pobudzająco na skurcze macicy - a nie usypiająco. Po "skonsumowaniu" porcyjki oksytocyny poszłam (a raczej - poczłapałam) na salę z kwitkiem. Chyba nigdy już nie urodzę! zabierzcie mi ten wielki brzuch! Zła, ze odpust mnie ominął na darmo, idę spać. Następnego dnia coś się dzieje. To coś szarpie mi nie brzuch lecz krzyż. Zwalam to na ciężar, który noszę i nikomu nic nie mówię. W krzyżu łupie coraz mocniej i coraz częściej.
                              Chyba staje się to nie do wytrzymania. Idę do pielęgniarki i...mam pecha - na dwa łóżka porodowe oba są zajęte! Wszyscy mają pełne ręce roboty, więc położna widząc mnie, daje mi tylko polecenie położenia się spać. Nawet nie zdążyłam zająknąć, że coś się u mnie dzieje. Noc miałam oczywiście z głowy, moja biedna koleżanka z pokoju niestety też - przez moje jęki. Rano przychodzi położna i jeszcze mi morały prawi za nocne wędrówki.

                              Chcę uciec z tego szpitala! Idę na kontrolne badania tętna dziecka i tam już co chwila łapie mnie skurcz. Prawie upadam na położną i wtedy wreszcie ktoś się mną interesuje. Na szczęście jest już dzienna zmiana, bo nocna jest wykończona dwoma porodami. Okazuje się, ze skurcze są częste, ale rozwarcie się nie robi. Zapada decyzja przebicia pęcherza płodowego.

                              Wody odchodzą i mamy małe rozwarcie. Proszę chodzić! Ok, chodzę. Za punkt honoru sobie daję, żeby nie wrzeszczeć,a że się ze mnie wyrywa samo, skupiam się na gwizdaniu. Z każdej sali wyglądają głowy. Kto na porodówce gwiżdże? Po 4 godzinach bolą już mnie usta od tego gwizdania i wciąż wielkie NIC!! Dobra, lecimy pod kroplówę. Jedna, druga, trzecia....Już nie wiem czy tylko godziny lecą, czy dni, czy lata...

                              Tracę przytomność, odpływam. Ktoś mnie szarpie, pilnuje, żebym była świadoma. Błagam, żeby mi pozwolili zmienić pozycję, moje błagania jednak trafiają w próżnię W końcu zaczyna się robić mała panika na sali, już sami mnie proszą, żebym zmieniła pozycję - a ja już nie jestem w stanie ruszyć paznokciem, a co dopiero ciałem. Przez mgłę dociera do mnie, że chcę przeć. Zgłaszam położnej.

                              To niemożliwe, przed chwilą pani nie miała pełnego rozwarcia! Ale chcę, to silniejsze ode mnie...I rzeczywiście... No to zaczynamy....raz, dwa, trzy..... i znowu: raz, dwa, trzy... czuję jak coś się obsuwa we mnie i ... staje... Już ani w przód ani w tył... W końcu zapada decyzja o wakuum. Czyli to, co przeczytałam w książkach o horrorach porodowych, jak najbardziej mnie dotyczy. A moja reakcja? Dawajcie to wakuum! Czuję, że odlatuję, już mi wszystko jedno, co dzieje się z moim ciałem, chcę tylko już być PO porodzie. Okazuje się, ze od "PO" dzielą już mnie chwile. Wakuum założone, skurcz i .... robię się pusta w środku....

                              I nie słyszę płaczu dziecka. Czemu ono nie płacze! Co mu zrobiliście?! Spokojnie, nic się nie dzieje...za chwilę słychać nie płacz, tylko ryk zdrowych płuc dziecka. I w ten sposób pojawiła się na świecie moja córka - 10 punktów w skali Apgar, ponad 4 kilo wagi.
                              A ja? Oszalałam ze szczęścia. W niepamięć poszedł ból. Pojawiła się duma z tak pięknej córeczki i szczęście, że jest wśród nas.

                              Skomentuj


                                #30
                                Odp: Konkurs "Mój poród"

                                6 października 2010 roku to dzień, którego nie zapomnę nigdy. To najszczęśliwszy dzień mojego życia, zaraz po tym dniu, kiedy dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży.
                                Wiedziałam, że mój synek urodzi się przez cesarskie cięcie, ułożył się bowiem pupcią do dołu (zupełnie jak jego tatuś, tylko że mój mąż urodził się natruralnie, w tamtych czasach było to normalne). Do szpitala zgłosiłam się w poniedziałek, na środę umówiona byłam z moim lekarzem na powitanie synka na świecie.
                                Rano o 7 położna poprosiła mnie na porodówkę, mąż odprowadził mnie pod drzwi i dał buziaka dla odwagi. Potem już musiałam radzić sobie sama. Normalne rzeczy - lewatywa, cewnikowanie, siusianie poszły szybko. Potem leżałam i liczyłam dziury w suficie. Zegar tykał i odliczał czas. Przyszedł mój pan doktor, dowcipkował i pocieszał, że wszystko będzie dobrze. Zabrali mnie na salę porodową, a tam musiałam oglądać twarze innych lekarzy, którzy przychodzili oglądać mój ogromny brzuch. Byłam jakąś sensacją, "takiego ogromnego brzuszka dawno nie było, może to bliźniaki pytali" - o co im chodziło nie wiem do tej pory .
                                Potem przesympatyczny pan anestezjolg znieczulił mnie, zrobiło mi się tak ciepło, fajnie. Pani pielęgniarka głaskała mnie po głowie i mówiła, że zaraz będę mamusią. Kurcze czułam się tak błogo. Na sali były jeszcze jakieś osoby i pytały jak dzidzia będzie miała na imię. Wkońcu o 8.45 poczułam lekkie szarpnięcie, synek był już na świecie. Pan doktor wychylił się do mnie i powiedział, że wygląda na zdrowego chłopaka i jest wielki. Wszyscy na sali zaczęli bić brawo i krzyczeć "Witamy Cię Aniołku Gabrielku na świecie" Mnie łzy lały się strumieniami, miałam przywiązane ręce, więc nie mogłam nawet się wytrzeć. Za chwilę pani lekarka podeszła z dzidzią do mnie, abym mogła dać mu buziaka i zniknęli za drzwiami, za chwilę weszła z informacją, że dostał 10 punktów i waży ponad 4 kilo. Ryczałam ze szczęścia jeszcze ze 3 godziny.
                                Zaraz po odwiezieniu mnie na salę mąż z moją mamą przywieźli mi mojego Skarba i położyli koło mojej buzi. To była najcudowniejsza chwila. Tak się zaczęła największa przygoda - życie mojego synka.
                                Dziękuję wszystkim (lekarzom i pielęgniarkom) ze szpitala w Wieluniu, którzy sprawili, że poród był dla mnie przyjemnością i wspaniałym przeżyciem.

                                Skomentuj

                                       
                                Working...
                                X