Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Konkurs "Nasze małe rozrabiaki"

Collapse
X
 
  • Filter
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

    #61
    Napisane przez pysiek30 Pokaż wiadomość
    Mieszkaliśmy wtedy jeszcze na wsi, gdzie wszyscy wszystkich znają, a plotki rozchodzą się szybciej niż smsy. Pewnej soboty poszłam z 4,5-letnim synkiem do sklepu. Wiejski sklep - taki, w którym kupisz mydło i powidło. Mój kochany brzdąc zobaczył w nim jakiegoś batmana i ciągnąc mnie za rękaw poprosił "Mamo kup mi". Ja na to nie, bo nie mam tyle pieniędzy. Mały dalej prosił wymyślając, że zamiast masła można margarynę, chleb zamiast bułek, że on nie musi jeść ulubionego serka itp. Wszystko odbywało się dość spokojnie, bez wrzasków, tupania nogami czy tarzania się po podłodze. Byłam jednak nieustępliwa. Gdy już staliśmy w kolejce do kasy zniecierpliwiony odmowami synek podniósł nieco głos i znowu swoje "Mamo kup mi". Spokojnie znowu mu wytłumaczyłam, że nie mam tyle pieniędzy. Na to synek "Bo jak mi nie kupisz to powiem babci, że wczoraj trzymałaś taty siusiaka w buzi".
    Buraki przy mnie pewnie były blade jak ściana. Co prawda szybko odpaliłam "A jak myślisz kto mnie tego nauczył?". Młodsza część kolejki rechotała ze śmiechu, zaś starsze panie patrzyły na nas mocno zdegustowane.
    Oczywiście batmana mu nie kupiłam, a zanim doszłam do domu babcia już o wszystkim wiedziała.
    szczerze? to jest stare i juz niemodne.. wszystko byle by tylko wygrac.. zalosne. taka osoba powinna miec ban na konkursy na jakis czas..


    Skomentuj

    •    
         

      #62
      nasze małe rozrabiaki

      Do dzis jak o tym pomysle to robie sie czerwona , córka miała wtedy jakies 3 latka i musiała usłyszen jak ja jej mama klne na kota od sasiadki ktory narobił mi na schodach zamiast sie ugrysc w jezyk wyzwałam go od najgorszych i mała to słyszała i wyraz na k .. bardzo jej sie spodobał . Jak zachorował jej młodszy braciszek , maz zabrał nas na lekarza a tam pełno ludzi , a mała na cały głos krzyszy kuwa ile tu jest ludzi ja czekac nie bede , ja z mezem cali czerwoni , a facet ktory siedział koło nas tak sie smiał ze prawie z krzesła spadł , od tego dnia uwazam co mowie koło tej pannicy teraz ma 7 lat i gumowe ucho

      Skomentuj


        #63
        niespodzianka...

        Nie tak dawno bo tydzień temu...
        spędzała u nas wakacje Andżelika - moja chrzesnica, Andżelika ma 6 lat.
        Wieczorem, w weekend przyszli do nas niespodziewanie goście, ja akurat segregowałam pranie a Andżelika oglądała książeczki, gdy zjawili się goście...4 znajomych mojego męża, Andżelika zaproponowała, że ona dokończy segregowanie prania a ja poszłam przygotować jakieś przekąski.
        Siedzimy wszyscy, jest nam wesoło, a nagle wchodzi Andżelika z rozpostartymi między rączkami stringami, bardzo bardzo skąpymi...
        Andżelika z zaciekawieniem przekłada je we wszystkie strony przy nas, ogląda pod światło z każdej strony po czym zwraca się do mnie...
        - Ciociu jak myślisz co to może byc?

        myslałam, że padnę, chłopaki tak się śmiali, że mało się nie posikali, mój mąz tez poczerwieniał...ja chyba zmieniałam kolor jak kameleon...

        Skomentuj


          #64
          Nasze małe rozrabiaki

          Julia ma 7 lat,jest bardzo poważną dziewczynką i raczej nieśmiałą, rzadko wypowiada się przy obcych osobach. I właściwie nie pamiętam, abym kiedykolwiek wstydziła się jakiejś jej wypowiedzi. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy podczas Kolędy na pytanie Księdza "Czy nauczyła się już modlitwy "Ojcze Nasz?", odpowiedziała pewnie i głośno: "Tak! Ale głupia jest ta modlitwa i na dodatek bez rymów." Ksiądz popatrzył się na nas wymownie, a ja poczułam się dość głupio.

          Co innego Malwina, ta pewnie jeszcze nie raz przyprawi mnie o szybsze bicie serca. Gdy miała tak z 1,5 roku mówiła na siebie Winka (Malwinka). Jesteśmy w osiedlowym sklepie, biorę mleko i wkładam do koszyka, na to moja córka krzyczy głośno: "Winka" . Co znaczy "Malwinka chce włożyć mleko do koszyka".
          Na co ekspedienta: "Podać jeszcze wino?".
          A wchodząc ostatnio do taksówki rezolutnie oznajmiła kierowcy :"Nie będę dziś wymiotować." Nie wiem czy się ucieszył, ale dziwnie na mnie popatrzył. (Córka nie ma choroby lokomocyjnej, więc nie wiem skąd jej się to wzięło).
          Od września idzie do przedszkola i trochę boje się co mnie dalej czeka.

          Skomentuj


            #65
            Pierwszy dzień w przedszkolu moich bratanków (bliźniaków). Odprowadziłyśmy ich razem z bratową. Już w progu powitała ich przedszkolanka - miła pani w średnim wieku. Nachyliła się do chłopców i mówi: "Powiedzcie papa mamie i cioci. Zaraz poznacie kolegów i koleżanki, będziemy się świetnie bawić!"
            "Nie cemy" - z przekonaniem powiedział Wojtuś, zawsze bardziej wygadany. Mama próbowała przekonać swoje pociechy:
            "No idźcie, chłopcy. Dlaczego nie chcecie? Pani tak dobrze z oczu patrzy."
            "Ale bzydko z buzi pachnie" - wypalił głośno Jacek.
            Obie z bratową nie wiedziałyśmy, gdzie się schować ze wstydu. W końcu rozrabiaki jakimś cudem poszły za przedszkolanką, ale podejrzewam, że nie było jej przyjemnie.

            Skomentuj


              #66
              Napisane przez aniasz8206 Pokaż wiadomość
              Iskierka, itap dla mnie to bezsens umieszczać tu czyjeś historie, chyba nie ma takiego dzieciaczka, który by czegoś śmiesznego i zarazem zawstydzającego nas nie zrobił. Jaki jest w tym sens
              Własnie chodzi o to że ja sensu tez nie widzę i dlatego jestem zła ze ludzie robią takie rzeczy,żeby tylko wygrać

              Skomentuj


                #67
                Pamietam wiele zabawnych sytuacji z naszym Karolkiem, np. jak ostatnio ugryzł prababcię w nogę bo nie chciała mu pozwolić ogladac telewizji (a nasza dzidzia ma 2
                lata i 3 miesiące) to przez dwa tygodnie miała odbity ślad 6 ząbków. Ale najwieksza wpadka i jednoczesnie najzabawniejsze zdarzenie miało miejsce kiedy Karolek miał 4 miesiace. To były chrzciny, dużo ludzi, także każdy chciał go nosić, wozić itd. My z mężem bylismy zajęci więc babcia zaoferowała swoją pomoc przy przebieraniu dziecka. Babcia jak to babcia zbytnio sie guzdrała - zrobiło sie zimno i w końcu musiało to kiedyś nastapic więc wnuczek nie wytrzymał i zesikał sie prosto na babci umalowaną twarz. Babcia zaczeła krzyczeć panicznie wszyscy sie wokół zebrali i śmialiśmy się do rozpuku nawet Karolek sie usmiechną.
                To zdarzenie często jest poruszane na rodzinnych spotkaniach takze najbardziej utkwiło mi w pamięci.

                Skomentuj

                •    
                     

                  #68
                  Nasze małe rozrabiaki

                  Michałek miał wtedy jakieś dwa i pół roczku. Wiadomo, że trudno wymagać od takiego dziecka, by spokojnie przesiedziało całą Mszę, ale tego dnia synek wyjątkowo dokazywał. To wstawał, to siadał, to znowu kładł się, fikał nogami kopiąc przy tym osoby bedące w pobliżu, gadał na głos, marudził... W pewnym momencie starsz pani stojąca obok pokiwała mu palcem i z groźną miną powiedziała, że trzeba być grzecznym. Na to Michałek pac mnie z całej siły ręką, patrząc przy tym prosto w oczy upominającej go kobiety, chyba chciał pokazać, że ma gdzieś słowa owej pani. Ja już czerwona ze wstydu i dość mocno poirytowana zachowaniem synka, nadal próbowałam go okiełznąć. Kiedy po raz kolejny upomniałam go by był cicho, synek na cały głos zaśpiewał: "Lunatycy otaczają mnieee". Tyle zdążył, bo zatkałam mu buzię ręką... i czym prędzej ewakuowałam się z kościoła.


                  Skomentuj


                    #69
                    Mój synek ma trzy latka i jest niesamowitą gadułą. Kupuje każde słowo i adopotuje na swoje potrzeby. Ja opisze 3 anegdoty, które raz postawiły mnie w niezręcznej sytuacji i jednocześnie rozbawiły do łez.

                    Przed naszym blokiem jest plac zabaw oraz plac do gry w siatkę (wykonany przez tutejszą młodzież dwudziestoletnią ). Razu pewnego wracaliśmy (ja i syn) właśnie obok owego boiska. Obserwowaliśmy grę. Odbijali, poświęcali się a czasem niestety piłka uciekała im sprzed nosa. I ostatni fakt nie uszedł uwadze mojego Bartusia, który bez kozery skomentował:
                    - dziurawe lęcę… dziurawe lęcę…
                    …i wtedy musieliśmy przyspieszyć kroku do domu
                    *****
                    Matka swe dziecię do lekarza zabrała. A jakoże dziecko ciążą matki się interesowało - to całą drogę wypytywało, czy może wejść do gabinetu. Matka obietnicy dać nie mogła - bo nie od niej to zależało. Wchodzimy do poczekalni - a tam z 10 kobiet z pięknymi brzuszkami. Siadamy a mój Bartuś z żalem w głosie:
                    - chcę do ginekologa...!
                    *****
                    Stoimy na parkingu. Mąż coś załatwiał w pobliskim sklepie. Bartuś naturalnie umiejscowił się za kierownicą. Matka na tylnym siedzeniu miała punkt obserwacyjny. Upał. Szyby pootwierane z każdej strony. Wtem przed nami pojawiła się młoda atrakcyjna, zgrabna dziewczyna. Mój Bartuś już z daleka wzroku od niej oderwać nie mógł i zasypywał mnie pytaniami:
                    Bartuś:- mamo kto to?
                    Matka: - nie wiem…
                    Syn nos wlepił w szybę. Machał brunetce, która właśnie mijała nasz samochód. Otrzymał uśmiech i machnięcie ręką w zamian.
                    Chwila ciszy i padł komentarz syna, który matkę na podłogę samochodu powalił:
                    Bartuś: - ale ostla…
                    pozdrawiam Kasia

                    Ocalić od zapomnienia - >http://bartunio.synek.pl



                    Dokądkolwiek pójdę poniosę ze sobą Wasz pierwszy krzyk...
                    Teraz Wy będziecie moim natchnieniem
                    poematem niezliczonych słów
                    mą radością, miłości promieniem,
                    dziećmi moimi, spełnieniem snów.

                    Skomentuj


                      #70
                      Nauka o wartości pieniądza

                      Jakiś czas temu 3letni chrześniak mojego męża został u nas na cały dzeiń. Jego rodzice mieli ważne sprawy do załatwienia i nie mogli go zabrać. Maluch został u nas i jak to małe dziecko chciał coś słodkiego.
                      Podczas zakupów tłumaczyliśmy Gracjanowi wartość pieniążków. Mówiliśmy, że monety mają mniejszą wartość niż banknoty np. 10 zł; a 5 zł to połowa 10zł. Nawet dostał od nas skarbonkę i kilka drobnych.Wydawało się, że wszystko zrozumiał...
                      Po jakimś czasie byliśmy w odwiedzinach u chrześniaka. Jego mama poprosiła aby Gracjanek podał jej portfel. Otwiera go, a tu pół 10zł!!!
                      Było ogromne zdumienie. Jednak Gracjanek wytłumaczył nam jak to się stało...Kilka godzin wcześniej mama pozwoliła mu wybrać sobie pieniążka z portfela, a że mama nie miała 5 zł, przedarł 10zł... bo przecież 5 zł to pół 10 zł... I taka była nasza nauka o wartości pieniądza..

                      Skomentuj

                      •    
                           

                        #71
                        Zuzia dzisiejszego dnia chciała iść do babci a ponieważ moi rodzice mieszkają obok wzięła nogi za pas i pobiegła. Po jakimś czasie przyszła do domu i przyniosła ze sobą rolkę papieru toaletowego - zapytałam się jej więc: po co Ci ten papier?" a ona na to: "pyniosłam". Wzięłam więc ten papier i poszłam do mamy odnieść - okazało się, że Zuzia powiedziała babci że ona bierze papier bo w domu nie ma!!!! ( mama pytała mi się czy na prawdę nie mamy papieru!!!! - masakra!!!)



                        Brzydkich słówek ciąg dalszy

                        Wieczór
                        - mąż pyta się: " dlaczego nie zrobiłaś mi herbaty?"
                        -odpowiadam: " dlatego, że nie ma cukru"
                        - mąż: " i już dzisiaj cukru nie będzie"
                        - ja: " no nie!!"
                        po czym Zuzia nas podsumowała stwierdzając : " kuwa nie ma cuklu i dzisiaj nie będzie"

                        Skomentuj


                          #72
                          Sobotni wieczór ze znajomymi . Wszyscy znamy się bardzo dobrze,jednak jest na nim także moja kierowniczka z pracy. Atmosfera raczej luźna jednak jakiś dystans ze względu na pracę pozostaje. Nasza rozmowa schodzi na tory urzadzania mieszkań,każdy ma jakieś dobre rady. Kiedy rozmawialiśmy o łazienkowych wystrojach ,rozważaliśmy czy wybrać kabinę prysznicową czy wannę z pokoju obok przybiegły dzieciaki. Po krótkiej chwili słuchania,o czym dorośli rozmawiają mój syn rzekł z poważną miną: "A mój tata to się w ogóle nie myje"
                          Szok był tak ogromny,że chwilę trwało zanim zdążyłam jakkolwiek wytłumaczyć słowa synka. Do dziś czerwienię się na sama myśl tej gafy

                          Skomentuj


                            #73
                            Wesoła Wielkanoc;-)

                            Była Wielkanoc, szłam do kościoła, więc postanowiłam zabrać ze sobą naszą 2,5 letnią córeczkę Martynę. Córcia jest bardzo rozśpiewaną dziewczynką-uwielbia śpiewać.
                            Tak więc, jak tylko ludzie zaczęli śpiewać ALLELUJA!! Martynka z radością przyłączyła się i zaczęła baaaardzo głośno śpiewać ALLEC*UJA!!! zamiast ALLELUJA!!

                            Córcia miała wtedy lekką wadę wymowy.


                            Zaczerwieniłam się jak burak
                            Próbowałam ją uciszyć, ale Córci strasznie spodobał się fakt iż wszyscy patrzyli tylko na nią więc śpiewała jeszcze głośniej!!

                            nigdy nie zapomnę tych zdziwionych spojrzen!
                            Kto wie, co tamci ludzie sobie wtedy myśleli o mnie i mojej córce

                            Skomentuj


                              #74
                              Pracuję w sklepie i często słyszę jak dzieciaki zawstydzają rodziców.
                              W pamięć jednak zapadła mi historyjka pewnego 4 letniego brzdąca,który próbował wymusić na tacie kupno loda. Tata cierpliwie synowi tłumaczy,że już dziś jadł loda i nie może zjeść kolejnego. Rezolutny malec na to odpowiedział " Jeśli nie kupisz mi tego loda to powiem mamie,że znów sikałeś do umywalki"
                              Tata spiekł ogromnego raka i czymprędzej wyciągnął syna ze sklepu

                              Skomentuj


                                #75
                                Hmmmm, moje dziecko poszło ze mną ostatnio pożyczyć cukier od sąsiadów. Cukier był niezbędny do obiadu, a w domu - jak się okazało - już nic nie było. Obiad był jarski - naleśniki i zupa. U sąsiadów natomiast przewidziano kotlety drobiowe i frytki.
                                Mój mięsożerca usadowił się więc u nich przy obiadowym stole. Policzył talerze i ze spokojem powiedział: Dla mnie jest, dla Kasi jest, dla mamy Kasi jest, a dla taty Kasi nie ma???

                                Skomentuj

                                       
                                Working...
                                X