czytając ten wątek, wróciły wspomnienia... noce przesypiane z małym na rękach, bo inaczej nie chciał spać. spacery w gondoli, które zawsze kończyly się powrotem z małym na rękach, bo leżeć w wózku to on nie chciał... i niby stały rytm miał, spacery zawsze o tej samej porze, kąpiele tak samo...
cóż... trzeba to było przetrzymać. z pomocą męża i babć można zdziałać cuda ale, żeby nie było, nie było ciągle tak źle, bo bywały też chwile, w których zapominało się o wszystkich niedogodnościach i trudnościach... a teraz, jak już mały jest trochę większy, jest tak rewelacyjnie, że aż nie chce się wierzyć, że to to samo dziecko
Skomentuj