Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Konkurs: Poznaj moją historię

Collapse
X
 
  • Filter
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

    #31
    Pierwsze dzieciątko poroniłam w 9 tyg dlatego bardzo pragnełam drugi raz zajść w ciąże i po roku od poronienia zdecydowaliśmy sie na dzieciątko po 4 miesiącach udało sie byłam w ciąży!!!! niestety i tym razem w 8 tyg ciąży trafiłam do szpitala jednak dzięki troskliwej opiece mojej pani doktor udało mi sie donosić ciążę i teraz jestem szczęśliwą mamusią najpiękniejszego chłopca na świecie Kubusia
    pozdrawiam wszystkie mamusie
    Attached Files

    Skomentuj

    •    
         

      #32
      Karmienie piersią



      Ufff nareszcie mam wszystko za sobą.Poród był cudownym doświadczeniem,czekam co przyniesie kolejny dzień.
      Wszystko zaczęło się jak to u mnie od małych i większych komplikacji.Ostatecznie wylądowałam o 11.00 na stole,decyzją było rozwiązanie przez cesarskie cięcie.Jedyna myśl jaką miałam w głowie to to,czy po owym zabiegu będzie możliwe karmienie piersią.Naczytałam się w poradnikach,internecie, nasłuchałam leżąc w szpitalu,że praktycznie po "cesarce" nie ma mowy.Dlatego tak usilnie chciałam rodzić siłami natury.Los jednak przewidział dla mnie inne rozwiązanie.Nadzieja stale tliła się w sercu,że mały Bartuś będzie jadł cycusia.Mam piękny styczniowy poranek a obok mnie leży skarb,3100 i 56 cm.Nie jestem sama, na sali mam mnóstwo zapalonych do karmienia koleżanek.Każda właściwie mówi tylko o tym,że będzie karmić,bo to prościzna, duża oszczędność czasu,pieniędzy... Ja póki co mogę tylko popatrzeć jak moje koleżanki próbują podać pierś, włączam się w obserwację i czekam.Zabieg był z komplikacjami i dlatego dostaję przez kolejne dwie doby leki,które uniemożliwiają mi karmienie.W głowie mam tylko jedną myśl, czy aż 4 dobry po porodzie możliwe będzie uzyskanie pokarmu.Co zrobić,żeby nie przegapić momentu.Stale widzę te poradniki, książki i słyszę słowa koleżanek.NIE DA SIĘ...ale ja przecież nie uznaję takich słów.Kiedy w końcu Bartuś ląduje u mnie na rękach z zapałem zabieram się do ćwiczenia najtrudniejszej w życiu sztuki.Otwiera swoje malusie usteczka i bierze pierś do buziuni z nadzieją,że znajdzie w niej dość pożywienia.Trudno opisać co czuję,ponieważ rozpala mnie nieopisana radość, jakbym leciała w podróż marzeń.... siedzimy tak sporo,razem wtuleni,ale prócz bólu, szarpania nie czuję satysfakcji.Kolejne próby karmienia przynoszą rozczarowanie.I znów pojawia się pewna myśl,jakże odmienna od pozostałych.To nie jest miłe,piersi wielkie, nabrzmiałe,bolą okropnie.Mam nawet delikatne strupki...Kiedy tak siedzę i rozmyślam,przychodzi położna.Zasypuje mnie tysiącem słów,że nie umię, że nie dam rady,że dokarmi maluszka,bo on głoduje i najgorsze co słyszę,że nie mam pokarmu.Wtedy przyszło pierwsze załamanie.No tak,jestem złą matką.Nie dożywię maleństwa,ono jest zbyt słabe, za późno rozpoczęłam walkę o laktację.TO KONIEC.Zadzwoniłam do przyjaciółki,która swym ciepłem i dobrym słowem rozpaliła nową nadzieję, więc znów nastał zapał i Bartuś wylądował na moich kolanach.O dziwo szło mu coraz lepiej.Pewnie dlatego,że dostałam tzw. nawał pokarmowy.Dwa dni później nastrój uległ zmianie,bo przyszedł odmienny od nawału zwany kryzys laktacyjny.Potem gorączka,dreszcze i okropne samopoczucie.Byłam już w domku z maluszkiem,więc pomyślałam sobie,że nic tylko złapałam przeziębienie a może i grypę,bo tak też się czułam.W pewnym momencie dostrzegłam,że jedna z piersi okropnie mnie boli.Próbowałam wszystkiego,kapusty,zimne i ciepłe natryski,odciąganie laktatorem,ale tak naprawdę pomogła mi zmiana pozycji karmienia.Malutki człowieczek,pełen wiary w mamę,odessał zastój i wszystko co złe,ból,łzy,depresja minęły,jak za dotknięciem różczki.Poczułam się niesamowicie spełniona.W końcu przetrwałam i wydawało mi się,że najgorsze mam za sobą.
      Niestety los zgotował mi kolejną niespodziankę.Malutki zachorwał na ciężkie zapalenie płuc.Nie miał siły ssać piersi.Te robiły sie jak kamienie.Zciągałam pokarm laktatorem,regularnie co 2-3 godziny w dzień , w nocy...sen ,zmęczenie nie miały znaczenia.Najważniejsze by jadł mój pokarm,by rósł i dostawał coś czego nie kupię za żadne pieniądze,cos co bylo tylko dla niego.Taki skarb prosto z serca mamy.Chorując,złapał kolejną chorobę.Wirusów tej zimy było wiele...ja też zachorowałam i lekarka nas rozdzieliła....ja w domu, maluszek w szpitalu.Płakałam jak dziecko,bo najpierw nie spełniony poród,przez cięcie, a teraz to...pewnie zakończę przygodę z mlekiem mamy.Wpałam w wir, myśl o zabezpieczeniu maluszka w mamine mleko była jak obsesja....nic się nie liczyło.Jednak i ja zaczynałam wątpić.Dziecko malutkie,laktacja nie unormowana,więc pomyślałam,że nie ma już szans.Życie po prostu chce mi dokopać.Chce bym nie spełniła swoich pragnień.I gdy tak zwątpiłam z pomocą nadszedł mąż,który uświadomił mi,że Bartuś ledwo oddycha a moje mleko z przeciwciałami to najlepszy lek....dalej walczyliśmy oboje.Faktycznie laktacja malała,bo laktator nie potrafi działać cudów.Do tego stres o życie dziecka,przemęczenie,wątpliwości nie ułatwiały sprawy.
      Minęły dwa tygodnie.Stan dzidziusia poprawił się i znów ujrzałam światełko w tunelu.Bartuś miał dość sił,by złapać brodawkę i ssać.Wkrótce wróciliśmy do domu.Pokarmu było mało,bo mały stale leżał przy cycusiu.Stale jadł i jadł...ale już byłam mądrzejsza.Z każdym dniem widziałam jak odradza się laktacja a mądra rada o częstym karmieniu przynosi efekt.NIe słuchałam położnej,która jakby miała płacone za zniechęcanie kobiet ,wpajała mi zasadę,że nie wykarmię,bo mam mały biust, bo dziecko chudziutkie i go nie dożywiam....Wszystko przechodziło mi koło uszu.Nie poddałam się i nigdy się nie poddam.Bartusia karmię do dziś z pełnym powodzeniem,jak książkach...do 6 miesięcy był tylko na piersi.Na tej malutkiej piersi,kiedyś o miseczce A, która miała nie dać pokarmu.Wiele było wątpliwości,wiele trudnych dni, niesamowite zmęczenie i teraz daje popalić.Nieprzespane noce, bolące brodawki, strupki, łzy...bo karmienie to nie piękna bajka.To nie jest klatka z filmu gdzie mama uśmiecha się podając pierwsze dni pierś do małej buziuni.I na pewno nie jest to sprawa aż tak wygodna.Nie raz trzeba zrezygnować z wyjazdu do sklepu,nigdy szczególnie na początku nie wiadomo kiedy dziecko zapragnie pić czy jeść.I nie prawda,że się nie da.... Karmienie to sztuka,która wymaga poświęceń,zaangażowania,chęci i ... same oceńcie czego jeszcze.Ale za tą sztukę,której każda z nas może się nauczyć dostajemy nagrodę.Pokarm,którego nikt nigdy dla naszego dziecka nie wyprodukuje.
      Owszem bywa i tak,że kobiety muszą zrezygnować z naturalnego karmienia ze względu na stan zdrowia.Ale nie dawajcie sobie wmówić,że pokarmu jest mało,że macie mały biust,że dałyście cycusia za późno,że to czy inne brednie.Wierzcie kobietki w siebie i nie podawajcie się.Pijcie wodę, dostawiajcie maluszka a na pewno Wam się uda.Trzymam za Was kciuki.
      Attached Files

      Skomentuj


        #33
        100zl za quiz http://www.*************************/?t=1394 wyslij smsa za 10.98 zl rozwiąż quiz i 100złm jest twoje Ja to sprawdziłam i wygrałam zapraszm

        Skomentuj


          #34
          Moja kochana tancerka

          Jestem mamą półtorarocznej Oliwii. Moja córcia bardzo lubi tańczyć.Ja zawsze lubiłam tańczyć, kiedy byłam w ciąży, włączałam sobie ulubione piosenki i tańcowałam z moją córeczką w brzuszku. Teraz geny przeszły na Oliwcie.Kiedy włączamy z mężem jakieś piosenki, a spodobają się one Oliwcii, mała tańczy po całym pokoju i każe sobie bić brawo!!! Wygina się na różne strony, wymachuje rączkami i nóżkami. Gdy jedziemy w samochodzie i gra muzyka, Oliwcia siedzi w foteliku i tańczy. Jesteśmy tacy dumni z naszej córci. Gdy tańczy tak bardzo się cieszy, a my razem z nią mamy tyle radości.Taka malutka kruszynka, a już tańcuje.
          Attached Files
          Last edited by marta2210; 13-09-2009, 19:46.

          Skomentuj


            #35
            Kacperek

            witam
            mam ma imię Kacperek i mam 3 lata, jestem starszym braciszkiem Marcela już od ponad miesiąca i super czuję sie w nowej roli... Obserwuje i naśladuje rodziców na każdym kroku (dosłownie i w przenośni). Bardzo lubię gumę, żelki, lody a także zabawę w berka i bajki. Poza tym jestem ciekawy świata, "męczę" mnóstwem pytań wszystkich z rodziny (rrrr) i grzecznie (hihi) bawie się całymi dniami no i zawsze słucham sie rodziców ;P Zawsze gdy potrzebujesz przełączyć mi bajkę lepiej zapytaj bo skończy się to płaczem i awanurą. Poza tym jednak jestem ugodowy (hihi) i łatwo przekonasz mnie do swych racji o ile wogóle je masz. Uwielbiam wyjazdy w plener, do babci i spacery bo wtedy mogę poszaleć w plenerze. Na foteczce rodzice akurat uwieczniali jak się ładnie bawię ćwicząc bo gdyby ktoś nie wiedział będę sportowcem, tak... A jak dobrze pójdzie to za parę lat będę w reprezentacji polski w piłce nożnej. To chyba tyle o mnie w skrócie, pozdrawiam.
            Attached Files
            Last edited by elasia83; 17-09-2009, 23:02.

            Skomentuj


              #36
              młoda mama

              Napisane przez polec Pokaż wiadomość
              Będąc na placu zabaw z moim dwuletnim synkiem, patrzyłam na nastoletnie mamy. Moja sąsiadka to również 18-letnia dziewczyna z rocznym maluchem. Tak naprawdę chyba nie ma odpowiedniego czasu w naszym na dziecko. Myślę, że dla każdej kobiety to musi być indywidualna decyzja. [/I]

              Ja również jestem nastoletnią mamą tylko w moim przypadku to jest tak, że ja bardzo chciałam dziecko. Dziś ja mam 19 lat , a mój synek 9 miesięcy. Jestem bardzo zadowolona z niego i dumna z bycia mamą czuję się w tej roli jak w swoim żywiole żadne zajęcie nie sprawiało mi tyle radości i satysfakcji co opieka nad dzieckiem. Mój synek wypełnił pustkę jaka we mnie była.

              A co do przeżyć związanych z dziećmi to mój synek dziś zrobił pierwsze dwa kroczki Patrzyłam na niego i nie wierzyłam a z radości to opowiadałam to chyba wszystkim sąsiadom.

              Kolejnym takim przezyciem dla mnie były pierwsze ząbki (Wiktor miał wtedy 3 miesiące) oraz pierwsze słowo Baba mama i tata od kilku dni również ciooo-cia

              Skomentuj


                #37
                Kacperek był bardzo wyczekiwanym dzieciątkiem. Od samego poczatku wyobrażałam sobie jak to będzie fajnie, spacerki, zabawy, same radości . Jednak juz wkrotce życie pokazało ze nie jest tak rożowe jak sobie myslimy.
                W wieku 2 miesiecy synek trafil nagle do szpitala a przecież mialo byc tak pieknie! Tego okresu nie zapomne nigdy - moj usmiechniety, gaworzacy smyk nagle stal sie "cieniem" tamtego dziecka. Dzielnie znosil bol, goraczke i wszelkie nieprzyjemne czynnosci zwiazane z podawaniem zastrzykow.I choc był glownym powodem moich zmartwien byl tez najwiekszym pokładem sil i wiary ze wszystko szybko sie skończy.Nie ma cudowniejszego widoku jak dziecko wychodzace z choroby, z dnia na dzien bylo coraz lepiej a ja uswiadomilam sobie jak cenna jest kazda chwila spedzona z synkiem. Dzis moj rezolutny 2 latek biega, krzyczy i jest pelen pozytywnej energii ktorą sie dzieli razem z innymi.

                Skomentuj

                •    
                     

                  #38
                  Daj babci szanse!

                  Wychowanie dzieci, wbrew pozorom, nie uległo takim zmianom jak nam sie wydaje.Kiedy patrzę na moją mamę, jak układa klocki z moim synkiem, to aż mi się łezka kręci w oku, bo taki sam obraz mam w mojej głowie, kiedy ja się z Nią bawiłam jako dziecko. Niby inne czasy, ubranie nie te same, więcej zmarszczek, siwe włosy na skroniach, ale ten sam uśmiech, błysk w oku. MAMĄ się jest zawsze bez względu na wiek dziecka!. Babcia, brzmi dumnie, ale Ona nie tylko przejmuje się nowonarodzonym wnukiem, ale z takim samym zapałem i zaangażowaniem dba o mnie, o swoje dziecko. Chce dla niego i dla mnie jak najlepiej. Chciałaby pomagać, być. Babcia nie żyje naszym życiem, ona żyje w nim, razem z nami. Jest bezcenna, bo nikt tak jak Ona, nie składa kocyka mojego synka, nikt tak jak Ona nie udaje hipopotama, nikt tak jak Ona nie ociera moich łez szczęścia, kiedy zaskakuje mnie życie. Każda jej rada, czasem prztyczek w mój zadarty nos, sprowadza mnie na ziemie. Jest drogowskazem. Ile razy powiedziałam "Mamo nie znasz się, a daj spokój, to nie te czasy, aaa kiedy to było", tak tyle razy przepraszam. Nie można wszystkiego zwalać na upływ czasu, inne lata i metrykę. Bo każda mama chce dla swojego dziecka jak najlepiej, Ty też!, tak samo jak Ja i Ona.babcia1.JPG

                  babcia2.JPG

                  http://www.voila.pl/361/o2ysp/?1 - TOMUŚ I BABCIA
                  Last edited by mariaslask; 27-09-2009, 23:04.

                  Skomentuj


                    #39
                    Odp: Klub Młodej Mamy - Poznajmy się!

                    DENTYSTA-PRZYJACIEL
                    Przeważnie lekarz ten kojaży się inaczej:destysta-sadysta.Wiem,że to okrutne,ale prawdziwe.Chcieliśmy z męzem oszczedzic Naszemu Synkowi tych niemiłych wrażeń.Dlatego w wiku 6ciu miesiecy zabralismy go do "zębologa" na wizyte "zapoznawczą".Pani popatrzyła w buzke z ośmioma perełkami i zaprosiła Nas za 3 miesiące.
                    Druga wizyta przerażala Nas ponieważ czekało go lakierowanie ząbków.Jednak po wejsciu do babinetu Synek poznal Pania stomatolog i bez problemu poddał się delikatnemu zabiegowi.O dziwo.Dostał odznakę dzielnego pacjenta i wyszliśmy z gabinetu z uśmiechem na twarzy.Teraz jestesmy z niego dumni i mamy nadzieje ,że każda następna wizyta bedzie przyjemna,dlatego zachecamy rodziców do przełamania pierwszych lodów. Katarzyna
                    Last edited by pikarpl; 31-10-2009, 12:03.

                    Skomentuj


                      #40
                      Odp: Klub Młodej Mamy - Poznajmy się!

                      --U siebie--
                      ostatnio przeniosłam moją młodszą córcię (ma roczek) do pokoju starszej (3 latka) żeby sobie spały razem a miałam ogromny problem z płożeniem jej tam spać, wcale nie chciała leżeć a nawet wejść do łóżeczka. Usypianie dochodziło do 2 godzin a ja miałam już tego dość jakby nie to że meble były już poprzenoszone to przyniosłabym jej łóżeczko z powrotem do naszego pokoju tak dla świętego spokoju. Ale cierpliwość się opłacała, tydzień czasu męczarni w końcu przyniosło skutki wreszcie mamy całą sypialnię dla siebie, drzwi zamykamy i problem z głowy, jak to milo zapalić sobie wieczorem duże światło bez problemu albo głośno oglądać film . Na pochwałę tez zasługuje elektryczna niania, podłączam i już wszystko słyszę co się dzieje u dzieciaczków w pokoiku
                      IMG_1070.JPG

                      Skomentuj

                      •    
                           

                        #41
                        Odp: Klub Młodej Mamy - Poznajmy się!

                        Na początku było bardzo ciężko nieprzespane noce i całe dnie,ciągłe noszenie na rękach.Każda mam w końcu wysiada fizycznie lecz z dnia na dzień mama przyzwyczaja się i oswaja ze zmęczeniem ,a pomaga jej w tym maluszek który z dnia na dzień bardzo się rozwija i zmienia .Co dzień przynosi coraz więcej radości,a gdy zaczyna się po jakimś czasie pojawiać na bużce maluszka uśmiech to wszystkie troski i kłopoty przestają być ważne. Uśmiech maluszka potrafi załagodzić wszystko sama się o tym przekonałam gdy po 48godzinach niespania moja córeczka się do mnie pierwszy raz uśmiechnęła ,co prawda ten uśmiech był nieświadomy ale dodał mi energii na kolejne godziny z moim maleństwem
                        Attached Files

                        Skomentuj


                          #42
                          Odp: Klub Młodej Mamy - Poznajmy się!

                          Gdy urodziłam pierwszego synka byłam młodą mamą, zapracowaną i dużo chwil przeciekło między palcami i dużo momentów życia mojego synka umkneło gdzieś między pracą a domowymi obowiązkami. Teraz jako już doświadczona mama gdy pojawił sie na świecie Wojtek zauważam wszystkie gesty, nowe unmiejętności, każda chwila spędzona z synkiem jest dla mnie bezcenna a domowe obowiazki poszły w odstawke, bo przeciesz nie moge kolejny raz stracić takich słodkich chwil niemowlęcych
                          Attached Files




                          Mój kochany Aniołek 6.09.08 (*)

                          Skomentuj


                            #43
                            Odp: Klub Młodej Mamy - Poznajmy się!

                            Moja ciąża od początku przebiegała bardzo dobrze, nie miałam żadnych mdłości, ani tym podobnych rzeczy. Czułam się naprawdę świetnie, chociaż płód był nisko usadowiony i było lekkie zagrożenie. Wakacje w ciąży spędzone nad morzem były bardzo udane. Ślub w ciąży był jeszcze bardziej udany. A później postanowiłam pojechać do rodziców (był 31 tydzień) autobusem. Poszłam jeszcze do mojego lekarza i wszystko było w porządku, aż do rana następnego dnia. Dostałam krwawienia i musiałam jechać do szpitala. Koszmarne przeżycie. Tu wszystko jest dobrze a nagle ni stąd ni zowąd okazuje się, że jest źle. Zostawili mnie w szpitalu - wmawiałam sobie, że to tylko 2-3 dni i pojadę do domu. Okazało się, że ciąża jest naprawdę zagrożona i muszę leżeć i praktycznie się nie ruszać. Dla mnie - osoby żywiołowej, szybkiej - było to najgorsze co mogło się wydarzyć. Leżeć od tak bez ruchu. Masakra. 40km od domu, od rodziców i 400km od męża. Dostawałam (jak ja to nazywam) kilogramy lekarstw, głównie uspokajających po których spałam jak suseł. Dzięki temu mniej myślałam, mniej płakałam. To nic, że w pokoju była inna dziewczyna - chwilę porozmawiałyśmy - ale to nie jest to. Mąż musiał pracować i nie był przy mnie - to doprowadzało mnie do litrów łez. Czasem odwiedzała mnie koleżanka, czasem siostra, brat. Dzwonili kilka razy dziennie. Ale po ich wizytach czy telefonach byłam w jeszcze gorszym humorze... I tak mijał dzień za dniem. Po tygodniu było już lepiej z dzidziusiem w brzuchu, więc miałam nadzieję, że mnie wypiszą przed weekendem. Ale nie wypisali. I od nowa płacz. Pamiętam jak rano w sobotę przyszła pielęgniarka na nową zmianę i zdziwiła się, że ja tu jeszcze leżę, że wszystko jest dobrze i mogłabym wyjść do domu. Jednak dobrze, że mnie nie wypisali. W sobotę w nocy obudziłam się na mokrym łóżku - przerażona - znowu mocne krwawienie. Leki, badania, przebieranie, mycie, i znowu koszmar. Niedziela - noc - powtórka z "rozrywki" - leki, badania, przebieranie, mycie... Jazda łóżkiem na salę i cesarka. Najgorsze przeżycie jakie kiedykolwiek mi się przytrafiło. Nienawidziłam siebie za to, że - w sumie to nie wiedziałam za co - wszystko było dobrze, chciałam rodzić normalnie, nie chciałam słyszeć w ogóle o cesarce - jak dla mnie była to porażka. Nie słyszałam dzidziusia jak ją wyciągnęli z brzucha, nie pokazali mi jej, tylko lekarz powiedział, że wygląda normalnie, nie jest upośledzona i że może będzie zdrowa. Zobaczyłam ją dopiero na drugi dzień, bo po cesarce spałam do rana. Była taka maleńka. Leżała w inkubatorze podłączona pod kilka kroplówek i nigdy nie zapomnę tego pampersa, który był większy od niej. Urodziła się wcześniakiem z wagą 1450g i 45cm długości. Taka mała kruszynka. Kochana Nasza mała kruszynka. Dzisiaj ma prawie 14 miesięcy i rozwija się praktycznie normalnie. Tyle, że często jeździmy na kontrolne wizyty do specjalistów.
                            Współczuje kobietom, które muszą leżeć w szpitalach - ja tam leżałam 2,5 tygodnia a czułam jakbym tam była wieczność.
                            Attached Files
                            Last edited by boniaszka; 11-01-2010, 11:02. Powód: Dodanie zdjęcia

                            Skomentuj


                              #44
                              Odp: Klub Młodej Mamy - Poznajmy się!

                              Witam! Jestem mamą 6 miesięcznej Łucji. Kochany skarb. Rok temu o tej samej porze, zastanawiałam się kiedy poczuję pierwsze ruchy mojego bobaska, a już teraz zastanawiam się kiedy Łucji wyjdą pierwsze ząbki, kiedy już będzie samodzielnie siedziała itd... A ta cała fascynacja zaczęła się 17.07.2009r o godzinie 18:50, (będę pamiętała ten dzień do końca życia ze wszystkimi szczegółami) siedziałam sobie ze szwagierką i szwagrem u teściów w domu, przyszedł mój mąż z warsztatu w złym humorze, zaczął narzekać jak ma już dosyć dzisiejszego dnia, jak mu nic nie wychodzi, ja na to powiedziałam mu żeby tak bardzo nie przeżywał i położyłam się, nagle poczułam dziwne uczucie jakbym się zsiusiała bez czucia, doszło do mnie że to wody mi odeszły, zrobiłam dziwną minę i wszyscy już się zorientowali o co biega. Mój mąż w panice, jak i szwagier i szwagierka, ja się z nich śmieje i się nie denerwuje. Zadzwoniłam do koleżanki spytać się czy powinnam się śpieszyć czy mam jeszcze trochę czasu na przygotowanie się. A tak w ogóle byłam u lekarza parę dni wcześniej i lekarz mi powiedział ze mam już rozwarcie 3cm i pewnie już się nie zobaczymy na następnej wizycie, ale do mnie to nie dochodziło bo miałam jeszcze czas do terminu porodu. No więc przed tym jak mąż mnie zabrał do szpitala pojechaliśmy do domu, wzięłam prysznic, mój mąż też, zabrałam już wcześniej przygotowane rzeczy i dokumenty, pojechaliśmy do szpitala. Lecz z powodu przepełnienia w szpitalu odesłali nas do następnego szpitala, więc już trochę czasu minęło, bo od odejścia wód minęła już godzina. To my szybko w samochód i do drugiego szpitala, ja już cała mokra bo wody się cały czas sączyły, ale już na miejscu poszło wszystko ok, wypełniono wszystkie niezbędne dokumenty, przebrałam się i poszłam na ktg, minęło pół godziny ale jeszcze nic nie czuję, żadnych ruchów, żadnych skurczy, brzuch mam nadal wielki, i czekam dalej co będzie, bo ja już się spodziewałam że jak odejdą mi wody zacznie się ból. zaprowadziła mnie położna na salę porodową przyszedł lekarz zbadał mnie ręcznie i stwierdził że mimo że jest to koniec 37 tygodnia mogę normalnie rodzić bez przeszkód, podano mi kroplówkę i po paru minutach zaczęłam czuć delikatne skurcze, ja nadal się cieszę że to już się dzieje. Mąż ze mną cały czas był, później przemywał mi czoło zimnymi wacikami. No i się później zaczęło po paru mocnych skurczach i nacięciu o godzinie 22:00 wyszła nasza Niunia nasza kochana córeczka, ja nie czuję prawie wcale bólu patrzę się na nią z niedowierzaniem ze jeszcze przed chwilką była w moim brzuchu, i nawet czułam się trochę smutna że już nie mam jej tylko dla siebie. Oczywiście położono mi malutką na brzuchu. Później jeszcze zostało do urodzenia łożysko ale tego już nie czułam, nawet poprosiłam położną żeby mi pokazała jak to wygląda, z chęcią bym asystowała przy innym porodzie. Później mnie zszyto i w końcu przywieziono mi moją malutką kruszynkę bo ważyła 2660. do pokoju zawieziono mnie na wózku chociaż miałam ochotę iść sama. W sali gdzie leżałam po porodzie była jeszcze jedna kobieta. Dziwnie było jak już zostałam sama z dzieckiem nie wiedziałam co robić, mąż musiał iść do domu bo było późno. Ja leżeć nie mogłam rozpierała mnie energia, do rana spać nie mogłam, pisałam sms-y co chwilkę do męża do znajomych, zresztą już na sali porodowej pisałam co się dzieje na bieżąco. malutka spała sobie grzecznie musiałam ją specjalnie budzić żeby jadła. Przyglądałam się jej, do rana znałam już na pamięć jej rysy, jak wyglądają paluszki. Jakie robi minki przez sen. Czekałam kiedy sie obudzi żebym mogła przystawić ją do piersi. I tak do dziś, nie mogę się napatrzeć na moja córeczkę, chcę ją ciągle przytulać,całować, jest całym moim światem. A jak się uśmiecha czy sobie gaworzy to jest we mnie taka radość, że nie interesuje mnie nic poza nią. Wszystkim przyszłym mamą radzę nie słuchać potwornych opowieści na temat ciąży i porodu, tak zgodzę są różne przypadki ciąży, ale myślę że to kwestia nastawienia. Trzeba myśleć pozytywnie, nie denerwować się, często relaksować przy muzyce, jeść ulubione potrawy, przebywać w miłym towarzystwie, często się uśmiechać, rozmawiać do brzuszka, tak robić żeby się samemu czuć ok. Ja w ciąży nie miałam żadnych typowych objawów, nie miałam bóli, poród przebiegł szybko i sprawnie, nie myślałam o bólu tylko o tym że robię coś dobrego, chciałam wszystko tak zrobić żeby maluszkowi było jak najlepiej, podczas porodu słuchałam się położnej nie krzyczałam nie traciłam energii, żeby w trakcie parcia dać z siebie jak najwięcej. Poród to cudowna sprawa nie tylko ból i krew, ale dla mnie to cud, nie mogę się doczekać kiedy będę mogła po raz kolejny być w ciąży i przeżyć to wszystko jeszcze raz. Bo jak każda mama wie ze od czasu gdy si pojawi mały człowieczek na świecie, cały nasz czas drogie mamy musimy poświęcić maluszkowi, ale sobie obiecałam gdy już moja Łucja skończy 2-3 lata będę gotowa na kolejne dziecko, aż żałuje że muszę na to czekać, ale nie poradziłabym sobie teraz.
                              Attached Files

                              Skomentuj


                                #45
                                Cukrzycowa mama,słodki maluszek

                                Od dawna chorowałam na cukrzyce brałam tabletki i przestrzegałam diety ,no ale gdy w końcu udało mi sie zajść w ciążę bylam w siódmym niebie.W czwartym miesiącu ciąży trafiam do szpitala cukier był za wysoki podano mi insulinę, pamiętam jak siedziałam i płakałam.Lekarze mówili że to tylko przez okres ciąży wiec sie kułam parę razy dziennie,koszmar zaczął sie gdy poszłam na usg ,moje dziecko było małe,miałam za dużo wód płodowych . W sumie chodziłam do 3 lekarzy ,każdy mówił co innego,że dziecko za duże ,ze noga krótka,ze coś z sercem,do porodu jeszcze trzy razy leżałam w szpitalu,tydzień przed porodem miałam trzy indukce lae nic mnie a raczej mojego smyka nie ruszało,ale w końcu nadszedł ten dzień,wody odeszyly mi o 22.00 dostałam znieczulenie i meczyłam sie 12 godzin Michał urodził sie 30czerwca 2009 o godz 9.55,ZDROWY ważył 3100,mierzyl 55cm,był w sam raz na dziecko mamy z cukrzycą tylko trochę miał niedocukrzenie ale mleczko z piersi wystarczyło aby podnieśc mu cukier we krwi a ja do dzis choruje i jestem szczęśliwa że mam zdrowego maluszka.Także przyszłe mamy z cukrzycą nie martwcie sie na zapas wszystko się wyjaśni jak sie dziecko urodzi. Marta
                                Attached Files
                                Last edited by martadolata; 13-02-2010, 17:44.

                                Skomentuj

                                       
                                Working...
                                X