Kiedy myślę o ostatnich moich ważnych przeżyciach związanych z córcią
to z całą pewnością jest to nocnikowanie. Moja Julia ma 1,5 roku.
Są wakacje, więc postanowiłam wykorzystać sprzyjającą porę roku.
Względy finansowe (związane z kupowaniem mniejszej ilości pieluch) także były ważne.
Dodatkowo większość dwulatków z którymi Julia bawi się w piaskownicy
także uczy się kontrolować swoje potrzeby fizjologiczne. Ale na początku było ciężko.
Stosy zasikanych majtek, spodni i sukienek. Body poszły całkowicie w odstawkę,
bo koszulki są w tym wypadku wygodniejsze. Pranie i suszenie sandałków (aż dziwne, że się jeszcze nie rozleciały).
Po jakimś tygodniu mała zaczęła rozumieć, że to wcale nie jest fajne, jak
jest cała morka. Ale tylko w domu Wołała "si" jak chciała siusiu lub kupkę.
Przynosiłam nocnik, mała robiła "si", szłyśmy oficjalnie spuścić jej "ciężką pracę" w toalecie
i zaraz potem Julka musiała zadzwonić do babci i zameldować, że zrobiła "si".
Ale na placu zabaw nadal było ciężko. Nosiłam więc tony majtek i spodenek ze sobą.
W piaskownicy mała biegała na boska, bo jest ogrodzona a wtedy suszyłam jej sandałki.
Sygnalizowała, że chce siusiu ale nie umiała zrobić na trawę. Chyba brakowało jej nocnika.
Aż pewnego razu była w piaskownicy z tatą i ten kiedy mała zawołała "si" wziął ją na bok,
ale złapał za uda, a nie pod paszki. W ten sposób chyba było jej wygodniej.
Powiedział, że musi zrobić siusiu jak tak Fado (nasz pies) na trawkę. A kiedy dodał,
ze idzie robaczek i trzeba na niego zrobić siusiu od razu poskutkowało.
Od tej pory jest super a naszą metodę nauki można nazwać „na robaczka”
Oczywiście wpadki jeszcze się zdarzają, ale i tak jestem z niej bardzo dumna.
http://************************/images/5915d67f70d7.jpg
to z całą pewnością jest to nocnikowanie. Moja Julia ma 1,5 roku.
Są wakacje, więc postanowiłam wykorzystać sprzyjającą porę roku.
Względy finansowe (związane z kupowaniem mniejszej ilości pieluch) także były ważne.
Dodatkowo większość dwulatków z którymi Julia bawi się w piaskownicy
także uczy się kontrolować swoje potrzeby fizjologiczne. Ale na początku było ciężko.
Stosy zasikanych majtek, spodni i sukienek. Body poszły całkowicie w odstawkę,
bo koszulki są w tym wypadku wygodniejsze. Pranie i suszenie sandałków (aż dziwne, że się jeszcze nie rozleciały).
Po jakimś tygodniu mała zaczęła rozumieć, że to wcale nie jest fajne, jak
jest cała morka. Ale tylko w domu Wołała "si" jak chciała siusiu lub kupkę.
Przynosiłam nocnik, mała robiła "si", szłyśmy oficjalnie spuścić jej "ciężką pracę" w toalecie
i zaraz potem Julka musiała zadzwonić do babci i zameldować, że zrobiła "si".
Ale na placu zabaw nadal było ciężko. Nosiłam więc tony majtek i spodenek ze sobą.
W piaskownicy mała biegała na boska, bo jest ogrodzona a wtedy suszyłam jej sandałki.
Sygnalizowała, że chce siusiu ale nie umiała zrobić na trawę. Chyba brakowało jej nocnika.
Aż pewnego razu była w piaskownicy z tatą i ten kiedy mała zawołała "si" wziął ją na bok,
ale złapał za uda, a nie pod paszki. W ten sposób chyba było jej wygodniej.
Powiedział, że musi zrobić siusiu jak tak Fado (nasz pies) na trawkę. A kiedy dodał,
ze idzie robaczek i trzeba na niego zrobić siusiu od razu poskutkowało.
Od tej pory jest super a naszą metodę nauki można nazwać „na robaczka”
Oczywiście wpadki jeszcze się zdarzają, ale i tak jestem z niej bardzo dumna.
http://************************/images/5915d67f70d7.jpg
Skomentuj