Witam,
Mam na imię Marta i w tym roku, a raczej w tamtym, bo jeszcze 31 grudnia 2012 roku, razem z mężem postanowiliśmy spędzić sylwestra z naszym 6-letnim synem Kubą. Zaczęlismy przygotowania od godziny 17:00. Jeszcze wcześnie rano w sylwestra pobiegłam do sklepu po szampany (jeden dla nas, a drugi Piccolo, dla naszego synka) i kupiłam serpentyny oraz balony. Mały nie mógł juz sie doczekać zabawy, ale ja najpierw musiałam zrobić obiad i posprzatać w domu. Mój mąż znalazł mu zajęcie. Na komputerze wynalazł stara grę, jakieś skoki narciarskie i grali w nia cały dzień do wieczora, z przerwą tylko na obiad... Ach Ci mężczyźni
Godz: 17:00 - czas udekorować dom i zrobic kilka przysmaków
Kuba był wzniebowziety. Tato pomagał mu dmuchać balony, a ja związywałam ich konce nitką, by później porozwieszać je po domu. Wszędzie po pokoju porozrzucana była serpentyna... Ale radość dziecka jest najważniejsza. Skonczyli po ok. 2 godzinach, a ja w tym czasie zdąrzyłam upiec babeczki z budyniem i owocami, sałatkę z tuńczykiem i tortillę z wędzonym kurczakiem, za którą Kuba po prostu przepada.
Godz. 19:00 - czy mamy wszystko?
O godzinie 19:00 mój mąż przypomniał sobie, że nie kupił żadnych fajerwerków i Kuba na pewno będzie zawiedziony, a sklepy w sylwestra już dawno zamkniete Ale nie dał za wygraną, ubrał się i poszedł szukać sklepu z fajerwerkami. Na szczęście na środku miasta stał pewien Pan, który takie fajerwerki sprzedawał. Mąż kupił kilka najlepszych i wrócił do domu. Kuba widząc, że tata niesie je pod pachą, chciał juz o 20:00 wyjść i strzelić pare razy (oczywiście tato miał strzelać, a on patrzeć)
Godz: 21;00 - trzeba wyjść z psem na spacer!
Przypomnieliśmy sobie, że przecież mamy jeszcze psa, który przed tymi hukami, musi zdarzyć wyjśc na dwór. Ubrałam Kubę i razem z nim i moim mężem poszliśmy w kołó bloku. Psiak strasznie sie bał, bo juz o tej porze zaczęli strzelać i szybko wrócilismy z nim do domu.
Godz. 21:30 - posiłek podano!
Po powrocie z psem, nakryłam do stołu i podałam jedzenie. Pierwsza ze stołu zniknęła tortilla, a reszta już tak dobrze nikomu nie wchodziła, bo byli najedzeni, ale do północy było jeszcze troche czasu!
Godz. 23:00 - musimy to wypróbować!
Moi chłopcy uparli sie, że muszą wypróbować kilka petard. Oczywiście mój protest nic nie dał, więc wyszliśmy przed blok. Kilka strzałów poleciało w powietrze z czego Kuba był bardzo zadowolony! Ja trochę mniej, ale nie chciałam tego przy dziecku okazywać, więc w milczeniu przygladałam się jak mój mąż odpala kolejny pocisk!
Godz. 23:30 - za chwilę będzie Nowy Rok!
Wrócilismy do domu i z niecierpliwościa czekaliśmy do godz. 23:55, aby znowu wyjśc na dwór i przywitać Nowy rok kieliszkiem szampana i pozostałą resztą fajerwerków... I wreszcie nadszedł ten czas!
Godz: 24:00
Ja trzymałam w rece dwie butelki szampana (dla siebie i męża i dla Kuby). A moi chłopcy puszczali fajerwerki, krzycząc "kolejne sto lat". Za chwile Kuba podbiegł do mnie i wziął łyk Piccolo - ale pyszne powiedział i przytulił się do mnie. Mężowi tez już strzały się skonczyły pocałował mnie w usta, życząc Wszystkiego najlepszego
Po powrocie do domu, Kuba zasnął w przeciagu pół godziny, ale powiedział, że to był jego najlepszy sylwester
Bo jestem tego zdania, ze nie trzeba dużo... By uszczęśliwić dziecko. Chciałam mu zorganizować Kulig i ognisko, ale nie było w tym roku sniegu... No cóż... Może w przyszłym będzie. Ale Kuba ma w lutym urodziny... Gdy bedzie snieg, zorganizuje mu ten upragniony Kulig
Mam na imię Marta i w tym roku, a raczej w tamtym, bo jeszcze 31 grudnia 2012 roku, razem z mężem postanowiliśmy spędzić sylwestra z naszym 6-letnim synem Kubą. Zaczęlismy przygotowania od godziny 17:00. Jeszcze wcześnie rano w sylwestra pobiegłam do sklepu po szampany (jeden dla nas, a drugi Piccolo, dla naszego synka) i kupiłam serpentyny oraz balony. Mały nie mógł juz sie doczekać zabawy, ale ja najpierw musiałam zrobić obiad i posprzatać w domu. Mój mąż znalazł mu zajęcie. Na komputerze wynalazł stara grę, jakieś skoki narciarskie i grali w nia cały dzień do wieczora, z przerwą tylko na obiad... Ach Ci mężczyźni
Godz: 17:00 - czas udekorować dom i zrobic kilka przysmaków
Kuba był wzniebowziety. Tato pomagał mu dmuchać balony, a ja związywałam ich konce nitką, by później porozwieszać je po domu. Wszędzie po pokoju porozrzucana była serpentyna... Ale radość dziecka jest najważniejsza. Skonczyli po ok. 2 godzinach, a ja w tym czasie zdąrzyłam upiec babeczki z budyniem i owocami, sałatkę z tuńczykiem i tortillę z wędzonym kurczakiem, za którą Kuba po prostu przepada.
Godz. 19:00 - czy mamy wszystko?
O godzinie 19:00 mój mąż przypomniał sobie, że nie kupił żadnych fajerwerków i Kuba na pewno będzie zawiedziony, a sklepy w sylwestra już dawno zamkniete Ale nie dał za wygraną, ubrał się i poszedł szukać sklepu z fajerwerkami. Na szczęście na środku miasta stał pewien Pan, który takie fajerwerki sprzedawał. Mąż kupił kilka najlepszych i wrócił do domu. Kuba widząc, że tata niesie je pod pachą, chciał juz o 20:00 wyjść i strzelić pare razy (oczywiście tato miał strzelać, a on patrzeć)
Godz: 21;00 - trzeba wyjść z psem na spacer!
Przypomnieliśmy sobie, że przecież mamy jeszcze psa, który przed tymi hukami, musi zdarzyć wyjśc na dwór. Ubrałam Kubę i razem z nim i moim mężem poszliśmy w kołó bloku. Psiak strasznie sie bał, bo juz o tej porze zaczęli strzelać i szybko wrócilismy z nim do domu.
Godz. 21:30 - posiłek podano!
Po powrocie z psem, nakryłam do stołu i podałam jedzenie. Pierwsza ze stołu zniknęła tortilla, a reszta już tak dobrze nikomu nie wchodziła, bo byli najedzeni, ale do północy było jeszcze troche czasu!
Godz. 23:00 - musimy to wypróbować!
Moi chłopcy uparli sie, że muszą wypróbować kilka petard. Oczywiście mój protest nic nie dał, więc wyszliśmy przed blok. Kilka strzałów poleciało w powietrze z czego Kuba był bardzo zadowolony! Ja trochę mniej, ale nie chciałam tego przy dziecku okazywać, więc w milczeniu przygladałam się jak mój mąż odpala kolejny pocisk!
Godz. 23:30 - za chwilę będzie Nowy Rok!
Wrócilismy do domu i z niecierpliwościa czekaliśmy do godz. 23:55, aby znowu wyjśc na dwór i przywitać Nowy rok kieliszkiem szampana i pozostałą resztą fajerwerków... I wreszcie nadszedł ten czas!
Godz: 24:00
Ja trzymałam w rece dwie butelki szampana (dla siebie i męża i dla Kuby). A moi chłopcy puszczali fajerwerki, krzycząc "kolejne sto lat". Za chwile Kuba podbiegł do mnie i wziął łyk Piccolo - ale pyszne powiedział i przytulił się do mnie. Mężowi tez już strzały się skonczyły pocałował mnie w usta, życząc Wszystkiego najlepszego
Po powrocie do domu, Kuba zasnął w przeciagu pół godziny, ale powiedział, że to był jego najlepszy sylwester
Bo jestem tego zdania, ze nie trzeba dużo... By uszczęśliwić dziecko. Chciałam mu zorganizować Kulig i ognisko, ale nie było w tym roku sniegu... No cóż... Może w przyszłym będzie. Ale Kuba ma w lutym urodziny... Gdy bedzie snieg, zorganizuje mu ten upragniony Kulig
Skomentuj