Może dla niektórych wyda się to dziwne, ale w dobach kryzysu, kiedy brakowało wszystkiego i półki w sklepach świeciły pustkami, a wszystko było na kartki, największym rarytasem dla mnie było masło. Takie fińskie, lekko słonawe, w wielkich blokach przesyłane do Polski. Do tej pory pamiętam, jak panie sprzedawczynie wielkim nożem odkrajały kawałki na sprzedaż. I chociaż w każdym domu było to fińskie masło, najlepiej jednak smakowało u sąsiada. Przed oczami mam nadal widok pani K czy pani S. krojących pięknie pachnący chleb w grube pajdy i smarujące je masłem. I to wystarczało dla naszej zgrai - każde z nas z kromką w ręku i z błyszczącymi oczami oraz miłym słowem od sąsiadki biegło na podwórko, by usiąść pod drzewem i z rozkoszą zjeść chleb z masłem.
Teraz już jako dorosła kobieta szukam w sklepach tego masła, by choć na chwilę przenieść się w przeszłość i poczuć smak dzieciństwa.
Teraz już jako dorosła kobieta szukam w sklepach tego masła, by choć na chwilę przenieść się w przeszłość i poczuć smak dzieciństwa.